Moi drodzy, zabieram Was dzisiaj we wspaniałą podróż do domu pełnego życia, miłości i futra! Wspaniała rodzinka i wspaniali podopieczni, aż serce rośnie!
To my: Aga, Michał i Zosia. Mieszkamy z czterema kotami syberyjskimi (Ambrożym, Angarą, Bazylem, Hieną), dwoma królikami (Tosią i Kefirką) i jednym jeżem Mufasą. Pomimo tego, że akcja nazywa się "Mój kot ma dom" opowieść będzie o królikach. Wszystko zaczęło się od informacji na lubelskich stronach gazety.pl, bodaj w lipcu 2013 r. Dziewczyny z "Króliczy Wolontariat SPK – Lubelskie" opowiadały o królikach, które czekają na swój dom. Pomyślałam, że skoro mamy koty kupione za "ciężkie pieniądze", to damy dom jakiemuś uchatemu szczęściu. Pośród uchatych zwierząt czekających na dom znalazł się Szalony Kefir (wtedy jeszcze nasza Kefirka była chłopcem, potem zmieniła zdanie). Wypełniłam ankietę i czekałam. Czekała ze mną cała rodzina. Okazało się, że musimy poczekać na wizytę przedadopcyjną. Przyszła do nas Kasia i powiedziała, że najbardziej boi się o relacje koty – królik, tzn. że królik może być na przegranej pozycji. Koty na szczęście stanęły na wysokości zadania, wlazły na kolana Kasi i domagały się pieszczot. Nasze koty są nieagresywne, miłe i przyjacielskie. 100% kociej miłości w kocie.
Po dwóch tygodniach okazało się, że możemy mieć Kefirę. Pomimo tego, że klatka docelowa nie była jeszcze gotowa, pojechaliśmy po uchatą. Podpisaliśmy papiery i wróciliśmy do domu. Mąż szybko wykończył klatkę docelową i biała kula dostała własne M. Na samym początku mieszkała w klatce, ale walczyła z zamknięciem, więc zdecydowaliśmy się na wersję "królik na wolności". Kefirka jest z tej opcji zadowolona, nasze ściany mniej.
Kefirka to królik z "wrednym charakterem". Na pierwszy rzut oka może się okazać, że nie lubi ludzi. Burczy na nas, atakuje rękę, złości się i ucieka. O takich zachowaniach Kefirki poinformowała nas Kasia, więc nie byliśmy zaskoczeni. Tak króliczka ma i koniec. Powoli się oswaja. I chyba lubi nasz dom, bo coraz częściej śpi wyciągnięta i zadowolona.
W styczniu 2014 r. nasze stado się jednocześnie zmniejszyło i zwiększyło. Niestety musieliśmy uśpić naszą ukochaną kocicę, czternastoletnią Barnabę (kocica nosiła męskie imię). Zachorowała na nowotwór żołądka i nie było już dalszych możliwości leczenia, a kicia bardzo cierpiała. Dzień po uśpieniu kocicy przyszła do nas zapłakana sąsiadka Gosia... (tu zaczyna się historia Tosi). Gosia nie tylko była zapłakana. Była także w ciąży. Więc baliśmy się, że stało się coś potwornego. I chyba dla Gosi tak było. Jej synek, niespełna dwuletni Wojtuś, okazał się być uczulony na ich domową królinkę – Tosię. Tosia i Gosia razem od sześciu lat i nie istniała opcja "oddam ssaka byle gdzie". Postanowiła poprosić nas o współopiekę nad Tosią. Co było robić? Tosia zamieszkała z nami. Klatka Tosi stanęła w pokoju Zosi. Gosia współuczestniczy w opiece nad Tosią, wpada czasem z jakimiś smakołykami dla królików, nie zostawiła jej, odwiedza i pielęgnuje swoją byłą podopieczną.
Pierwsze dni królic były ciężkie. Kefira wściekle atakowała klatkę Tośki. Z czasem ataków było coraz mniej. Uchate się obwąchiwały przez ścianki klatki. Podjęliśmy odważną decyzję: wypuszczamy dziewczyny i niech się dogadają. No i się dogadały, a nawet zaprzyjaźniły. Zaprzyjaźniły się tak, że spędzają czas razem non stop. Zakochana Kefirka myje pyszczek Tosi, szoruje jej uszy, a królowa Tosława łaskawie zgadza się na pieszczoty. Plusem obecności Tośki w domu jest to, że Kefirka staje się bardziej pro ludzka. I już tak na nas nie złorzeczy.
Wydawałoby się, że sytuację zwierzęcą mamy opanowaną. Bo w styczniu 2014 r. mieliśmy: trzy koty, dwa króliki i jeża. Ale nie, najwyraźniej jesteśmy skazania na cztery koty w stadzie. W marcu zamieszkał u nas Ambroży, syn Barnabci i Bazyla. Mieszkał uprzednio u rodziny męża, ale sytuacja życiowa tam się pokomplikowała i kot musiał mieć nowy dom. Padło na nas.
Kot Ambroży w swoim kocim życiu nie widział królika na oczy. Może jadł, ale na 100% nie widział kicającego króliczego futra. Był lekko zdziwiony, że coś takiego istnieje. Króliki były uprzejmie zaciekawione kolejnym kotem, ale i tak najbardziej zajęte były (i są) sobą.
Plusy takiego stada w domu? Zwierzęta są przemiłe. Koty są kochane, przyjacielskie i są wszędzie. Króliki okupują podłogę, sofę i fotele. Przychodzą się przytulić, testują naszą cierpliwość.
Minusy? Sprzątać trzeba non stop, a i tak nie widać zmian. Minusy królicze – konieczność zabezpieczenia kabli i troszkę bobków...
Po dwóch tygodniach okazało się, że możemy mieć Kefirę. Pomimo tego, że klatka docelowa nie była jeszcze gotowa, pojechaliśmy po uchatą. Podpisaliśmy papiery i wróciliśmy do domu. Mąż szybko wykończył klatkę docelową i biała kula dostała własne M. Na samym początku mieszkała w klatce, ale walczyła z zamknięciem, więc zdecydowaliśmy się na wersję "królik na wolności". Kefirka jest z tej opcji zadowolona, nasze ściany mniej.
Kefirka to królik z "wrednym charakterem". Na pierwszy rzut oka może się okazać, że nie lubi ludzi. Burczy na nas, atakuje rękę, złości się i ucieka. O takich zachowaniach Kefirki poinformowała nas Kasia, więc nie byliśmy zaskoczeni. Tak króliczka ma i koniec. Powoli się oswaja. I chyba lubi nasz dom, bo coraz częściej śpi wyciągnięta i zadowolona.
W styczniu 2014 r. nasze stado się jednocześnie zmniejszyło i zwiększyło. Niestety musieliśmy uśpić naszą ukochaną kocicę, czternastoletnią Barnabę (kocica nosiła męskie imię). Zachorowała na nowotwór żołądka i nie było już dalszych możliwości leczenia, a kicia bardzo cierpiała. Dzień po uśpieniu kocicy przyszła do nas zapłakana sąsiadka Gosia... (tu zaczyna się historia Tosi). Gosia nie tylko była zapłakana. Była także w ciąży. Więc baliśmy się, że stało się coś potwornego. I chyba dla Gosi tak było. Jej synek, niespełna dwuletni Wojtuś, okazał się być uczulony na ich domową królinkę – Tosię. Tosia i Gosia razem od sześciu lat i nie istniała opcja "oddam ssaka byle gdzie". Postanowiła poprosić nas o współopiekę nad Tosią. Co było robić? Tosia zamieszkała z nami. Klatka Tosi stanęła w pokoju Zosi. Gosia współuczestniczy w opiece nad Tosią, wpada czasem z jakimiś smakołykami dla królików, nie zostawiła jej, odwiedza i pielęgnuje swoją byłą podopieczną.
Pierwsze dni królic były ciężkie. Kefira wściekle atakowała klatkę Tośki. Z czasem ataków było coraz mniej. Uchate się obwąchiwały przez ścianki klatki. Podjęliśmy odważną decyzję: wypuszczamy dziewczyny i niech się dogadają. No i się dogadały, a nawet zaprzyjaźniły. Zaprzyjaźniły się tak, że spędzają czas razem non stop. Zakochana Kefirka myje pyszczek Tosi, szoruje jej uszy, a królowa Tosława łaskawie zgadza się na pieszczoty. Plusem obecności Tośki w domu jest to, że Kefirka staje się bardziej pro ludzka. I już tak na nas nie złorzeczy.
Wydawałoby się, że sytuację zwierzęcą mamy opanowaną. Bo w styczniu 2014 r. mieliśmy: trzy koty, dwa króliki i jeża. Ale nie, najwyraźniej jesteśmy skazania na cztery koty w stadzie. W marcu zamieszkał u nas Ambroży, syn Barnabci i Bazyla. Mieszkał uprzednio u rodziny męża, ale sytuacja życiowa tam się pokomplikowała i kot musiał mieć nowy dom. Padło na nas.
Kot Ambroży w swoim kocim życiu nie widział królika na oczy. Może jadł, ale na 100% nie widział kicającego króliczego futra. Był lekko zdziwiony, że coś takiego istnieje. Króliki były uprzejmie zaciekawione kolejnym kotem, ale i tak najbardziej zajęte były (i są) sobą.
Plusy takiego stada w domu? Zwierzęta są przemiłe. Koty są kochane, przyjacielskie i są wszędzie. Króliki okupują podłogę, sofę i fotele. Przychodzą się przytulić, testują naszą cierpliwość.
Minusy? Sprzątać trzeba non stop, a i tak nie widać zmian. Minusy królicze – konieczność zabezpieczenia kabli i troszkę bobków...
<3 całe stado źwierzów i ludziów <3<3<3
OdpowiedzUsuń