piątek, 24 października 2014

IV.103

















W opowieści o moich kotach nie będzie żadnego dramatu. Nie wzięłam ich ze schroniska, ani z fundacji. Nie są znalezione na ulicy, nikt ich nie musiał ratować przed złymi ludźmi lub śmiercią. Są za to kotami wymarzonymi, wytęsknionymi i wyczekanymi. Są spełnieniem marzeń małej dziewczynki, którą kiedyś byłam. Od czego by tu zacząć? Chyba od początku….

Odkąd pamiętam chciałam mieć kota. Niestety moi rodzice nie zgadzali się na żadne zwierzę w domu. No ewentualnie mogłam mieć chomika. Mieszkaliśmy wtedy w Czerwonaku koło elewatora zbożowego. Zboże, myszy… koty. Była tam kolonia dzikich, wolnożyjących kotów, które mogłam łapać, przytulać i wyobrażać sobie, że któryś z nich jest mój. Dorosłam, nawet bardzo i moje marzenie o "posiadaniu" kota przesłoniły problemy dnia codziennego. 

W końcu spotkałam kogoś, kto kocha mnie, kocha koty i przekonał mnie, że marzenia są po to żeby je spełniać. Kot. Tylko jaki? Na pokazie w poznańskiej Palmiarni zobaczyłam kota w cętki, wyglądał jak mały lampart. Kot bengalski. Pojechaliśmy do hodowli żeby poznać koty i poczułam się jak w raju. Piękne bengale w tym dwie czterotygodniowe kuleczki, z których jedna może być moja. W nocy śniły mi się koty, dlatego na drugi dzień pojechałam jeszcze raz i wybrałam kocura. Przez czas oczekiwania aż skończy 12 tygodni miałam co robić. Przeczytałam wszystko, co tylko znalazłam na temat kotów. Kupiłam wyprawkę i przygotowałam dom. Obejrzałam wszystkie filmy na youtube o bengalach. Aż w końcu mała kulka trafiła pod nasz dach i od samego początku był to tylko mój kot. Horus kocha mnie miłością absolutną, a ja jego.

Bengale są bardzo aktywne i po pewnym czasie Horus zaczął się z nami nudzić. Chciał nam ciągle towarzyszyć, a nie było to możliwe, dlatego postanowiliśmy, że w domu pojawi się drugi kot. Chciałam, żeby charakterem pasował do Horusa, żeby był żywy, wesoły i łagodny. Na kocim forum zobaczyłam wpis „Koraty – mamy pierwsze kocięta”. Koraty? Poczytałam, zobaczyłam zdjęcia i wpadłam po uszy. Pojechaliśmy do Warszawy zobaczyć kociaki na wystawie, potem do hodowli i tak nasze stado powiększyło się o Ambrę. Myślałam, że Horus będzie zazdrosny, ale on wystawiał jej brzuch, turlał się przed nią i zachęcał do zabawy, a ta mała szara kulka warczała, syczała i pacała go łapką. A po trzech dniach poszła się do niego przytulić i od tej pory zawsze śpią razem.

Jaki jest Horus? Jest pięknym kotem, ale mnie zachwyca jego charakter. Jest łagodny, bardzo inteligentny, towarzyski. Jak każdy bengal dużo gada i nie zawsze na temat, repertuar jego dźwięków jest naprawdę bogaty. Potrafi zawsze powiedzieć czego akurat chce. Skacze wysoko, szybko biega, wspina się. Kocha wodę dlatego pije z wanny, umywalki albo z garnka z ziemniakami. Wielbiciel lodów waniliowych, krewetek, babki gotowanej i drogich francuskich serów. Myśliciel, zawsze musi wszystko przemyśleć czy mu się to opłaca. Przychodzi na zawołanie i wbrew temu, co mówią o bengalach uwielbia przytulanie i pieszczoty, ale tylko mnie na to pozwala. Lubi się bawić w chowanego i w berka. Ja się chowam, on mnie szuka albo paca łapką i ucieka, a ja muszę go gonić. W tych zabawach towarzyszy nam Ambra, ale widzę, że nie bardzo wie, o co nam chodzi.

Ambra – kocia księżniczka. Delikatna, drobna, sprytna i szybka. Moja kocóreczka uwielbiająca leżeć pod kocykiem i spać z nami w łóżku. Mistrzyni kamuflażu, potrafi siedzieć na środku pokoju nieruchomo, a ja jej szukam i nie widzę. Nie boi się odkurzacza, można ją odkurzać i jest to dla niej największa przyjemność. Trzeba uważać nachylając się, bo można mieć kota na plecach albo na głowie. Najpierw robi, potem myśli. Mimo, że jest o połowę mniejsza od Horusa, to ona go zaczepia, zrzuca z kocyka albo z drapaka. Utalentowana złodziejka gumek do włosów i wielbicielka świeżej pietruszki. Uwielbia się bawić, mistrzyni aportowania, tańca ze wstążką oraz skoków za piórkiem. Takich wślizgów, przewrotek oraz koziołków nie powstydziłby się żaden sportowiec. Kocha Łukasza i to on jest dla niej człowiekiem numer jeden w domu. 

Jakie są nasz koty? Zawsze śpią razem wtulone w siebie, zawsze też w nocy śpią obok nas. Tęsknią gdy wyjeżdżamy i cieszą się, gdy wracamy do domu. Horus turla się po podłodze i robi baranki, a Ambra przychodzi się ocierać i mruczeć. Gdy wracam do domu Horus robi raban na balkonie i biegnie zawiadomić resztę stada, że wróciłam. Mają swoje rytuały, poranny i wieczorny snaczek, poranne przytulanki i wieczorne wchodzenie pod kołdrę choćby na chwilę. Dzięki nim zaczęłam się uczyć fotografii, żeby robić im lepsze zdjęcia. Horus nie jest moim kotem, to mój przyjaciel. A Ambra nie jest zwykłą kotką tylko moją inspiracją i największym przytulakiem na świecie... Chciałabym, żeby wszystkie koty były tak wyczekane, wytęsknione i wymarzone, jak moje. 

Iwona

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.