czwartek, 20 czerwca 2013

II.017












Pewnego grudniowego dnia w 2012 roku, kiedy temperatura oscylowała około -15 stopni pies wypłoszył ze swojej budy kociaka. Kot niewiele sobie robiąc ze szczekania psa wskoczył pańci na kolana, potem na ramiona i na głowę (!)... Pies i pańcia stali w zdumieniu, tylko kot zdawał się być dokładnie na swoim miejscu... I tak został. Kot psa uwielbia... pies kota coraz bardziej.

I tak kot, który okazał się Kotolią chodzi z psem na spacery, siusia jak pies na spacerach i śpi jak pies - w domu.

wtorek, 11 czerwca 2013

II.016







Szczepan, kot dobrze ułożony układający się

Justyna któregoś dnia zabrała z jednej ze swoich prac kota. Rudą kupkę nieszczęść, która z namnożenia  w przyszpitalnych piwnicach, zapchlona, z wszelkiej maści robactwem walczyła o życie. No i... wywalczyła. Ten kot zdołał zawojować absolutnie swoich opiekunów. Od przynoszenia podarunków (których ludzie absolutnie nie rozumieją i dziwnie na nie reagują) poprzez obgrywanie palcy u stóp (na co ludzie także narzekają nie wiedzieć czemu) aż po wypychanie z łóżka (duże kocie ego wymaga wiele przestrzeni, więc zdziwienie jest niezrozumiałe). W ofercie towarzyskiej Szczepana leży także wariowanie, wpatrywanie się w człowieka oraz taniec z gumką - może być do dźwięków heavy metalowych bandów (tu Szczepan nie wymusza śpiewania lub klaskania do rytmu np. "on tańczy tylko dla nich"). Oczywiście wrogo nastawieni do kotów ludzie natychmiast powiedzą pewnie, że to zły kot jest i ogólnie nie daje się wychować - i tu będą w błędzie. Szczepan bardzo uważnie słucha swoich Państwa. Źle reagują na bezgłowe i martwe prezenty - zaczął przynosić całe i żywe (gotowe do spożycia). Narzekali na śmierdzące kupy - Szczepan parkuje je w plenerze. No może z łóżkiem jeszcze nie wszystko jest dograne i ze sposobem budzenia Państwa, ale on się dostosuje. On się jeszcze ładnie ułoży... np. na fotelu Pana, albo u Pani na kolankach? Szczepan wygrał najlepszy możliwy los na loterii. Gdyby jeszcze tylko człowieki jedli te nornice... 

środa, 5 czerwca 2013

II.015






Czarne kotki dwa...


Rózia jest w tym domu dłużej. Ale Bryś jest w tym domu bardziej... Bryś jako młodzian jeszcze rosnący odczuwa wieczny głód - emocji, rozrywki, jedzenia, słodyczy, uczucia, jedzenia... czy wspominałam już o jedzeniu? Kiedy do Kasi przychodzą goście Bryś ucina sobie bardzo krótkie i niezwykle kontrolowane drzemki, zerkając co jakiś czas w kierunku stołu, na którym mogły pojawić się jakieś ciasteczka, ciastka, ciasto, ostatecznie kocie chrupy. Tak czy inaczej, należy trzymać łapkę na pulsie. Zawsze. W tym czasie Rózia ukrywa się by nikt jej nie porwał lub nie zauroczył. Rózia jest stateczną koteczką uwielbiającą kolana swojej opiekunki, zaś Bryś to po prostu młody (bo nie mały!) chuligan, który opiekunów traktuje jako animatorów zabaw i karmicieli. A mimo to jedna kwestia te dwa bardzo różne koty łączy (oczywiście poza wspólnym dachem i opiekunami) - pięknie wpasowują się w wystrój wnętrz... No cóż, koty ludzi sztuki chyba już tak mają.  

niedziela, 2 czerwca 2013

II.014











"Przyjaciele mojego (nie) dzieciństwa"


Kiedy byłam dzieckiem pewnego razu moja mama przeczytała mi książkę pod tytułem "Przyjaciele mojego dzieciństwa". Z początku była ona cudowną opowieścią o różnych stworzeniach, które pojawiały się w życiu bohaterki, jednak w miarę rozwoju akcji było jasne, że nie ma szans na zakończenie w stylu "i żyli długo i szczęśliwie". To chyba jedyny problem z jakim musimy zmagać się zawsze. Przyjaciele mojego dzieciństwa już dawno odeszli, jednak każdy powrót do rodzinnego domu przypomina mi, że dom jest tam, gdzie są koty i psy... A przez ten dom przewinęła się cała armia psów, kotów, a nawet papuga, kanarek i żółw. Takie małe zoo. 
Obecnie mieszkają tu dwie mało urodziwe acz groźne psice i siedem kotów (przy czym pozujących jest tylko pięć, pozostałe dwa dostają zawału na mój widok). Prince i Somea zaszyły się w krzaczorach, kiedy Peggy Sue, Mania, Lala, złośnica Ernia, Duduś i najstarszy Cezary oraz wspomniane suki - Kluska i jej wiecznie uśmiechnięta matka Kredka, uskuteczniały miny do obiektywu. Tutaj zawsze coś się dzieje - jeśli nikt nie choruje, nikt nie rozrabia, nikt nie łowi myszy, much lub ptaków, to chociaż Kluska kopie bunkry dla swoich opiekunów. Najprawdopodobniej ona już wie o zbliżającym się huraganie lub innej trąbie powietrznej, czego jej państwo docenić nie potrafią i usilnie psują jej wysiłki... - choć trzeba przyznać, że nie jest to wcale takie proste by zakopać norę wielkości trzech człowieków!