niedziela, 29 października 2017

VII.051


















Fasolka i Szczypiorek... w bazylii


Pod koniec lipca mogliście przeczytać o pewnym pingwinkowym amancie, którego odwiedziłam. Jego opiekunka — wytrawna kocia opiekunka, dla której bycie domem tymczasowym to dobrze znana sztuka — rozważała przygarnięcie dla Szczypiorka towarzystwa. Traf chciał, że parę tygodniu po mojej wizycie znalazła na śmietniku małe, wrzeszczące kocię. Początkowo kocię miało być tymczasem, dla którego Iza szukałaby domu, jednak młoda, sprytna koteczka szybko stopiła serce Izy, a może tylko rzuciło trwały urok, z którego opiekunka już się nie obudzi. Tak czy inaczej, dziewczyna (bo to małe dziewczątko) została. Przypuszczam, że Szczypiorek był równie zaskoczony tą decyzją. Ja nie narzekam, mogłam wrócić z aparatem raz jeszcze w te same progi.

Ta dziewczynka to Fasolka. Jej sposób na topienie serc polega na towarzyszeniu opiekunce. Szczególnym zainteresowaniem cieszą się książki, w których robi za zakładkę. Czasami myli książkę z laptopem i robi dokładnie to samo. Trochę trudno pisze się z kotem na klawiaturze, ale kot jest jeszcze niewielki i w sumie przesłodki, więc po co przeganiać?
Układanie się na Izie to kolejna ulubiona czynność. Kradzenie jedzenia też i trzeba przyznać, że jest w tym całkiem niezła. Ma warsztat opanowany do perfekcji. 

W tym samym czasie Szczypiorek stara się unikać smarka, trochę z ukosa spogląda na młodą i ogólnie nie jest wybitnie zachwycony sytuacją. Na szczęście znalazł pocieszenie w bazylii, którą sukcesywnie obgryza.

Młoda odkąd pojawiła się u Izy, osładza jej codzienność. Trzeba było ją wyleczyć z tego i owego — w końcu to śmietnikowe znalezisko. Jednak Fasolka ma się dobrze i sprytnie podporządkowuje sobie swój nowy dom. Jaszcze troszkę i wszystko będzie działało dokładnie tak, jak Fasolka by sobie życzyła.

czwartek, 19 października 2017

VII.050

Czarna






Roxi







































Dom rodzinny Igi

Należą Wam się dwa zdania wstępu przed opowieścią Igi. Poznaliście ją w tej edycji we wpisie z kocicami Koćką i Luną. Iga zapytała mnie, czy chciałabym sfotografować też psy w jej domu rodzinnym — wiadomo... Chciałam. Po wejściu do domu zostałam poinformowana, że obie panny są dość nieufne i nie lubią pozować — słyszałam to już wiele razy... Jak zwykle modelki okazały się cudowne. Roxi jest bardzo szczęśliwa na rączkach u taty Igi, a Czarna, gdyby mogła, nie odstąpiłaby na krok mamy Igi. Nic więc dziwnego, że Iga została kociarą... 


W domu od zawsze gościły zwierzęta — od rybek, poprzez papugi, szczury kończąc na psach. Roxy i Czarna to matka z córką. 
Roxy została znaleziona na aukcji internetowej, skąd została uratowana przed losem psa na łańcuchu. Opiekun z Piątku wystawił pieski za 2 zł „aby tylko je wydać”. Tak przybyła do mnie mała puchata kulka, wrzucona do kartonu ze starą nieprzyjemnie pachnącą kurtką, pełna strachu i niepewności. Przed zabraniem jej do domu wypuściłam ją po podróży na trawnik, zaczęła ślepo biec przed siebie, uciekać przed nieznanym. W końcu jakoś trafiła do mnie. Rodzice, widząc, jak wpycham do pokoju „coś wielkości piłki” ze spuszczonym łebkiem, zareagowali — „pokaż się, co za maleństwo tutaj przyniosłaś”. 
Roxy była długo bardzo przestraszonym psem, chowała się po szafkach, piszczała do siebie stojąc przed lustrem. Jednak z biegiem czasu i ilością miłości, jaką ją obdarzaliśmy, stała się wesołym, pełnym energii psem, bez którego mój dom nie byłby już taki sam. 
Czarna to jedyny ze szczeniaków, który przeżył... Roxy była zbyt młoda na ciążę, która pojawiła się z przypadku, kiedy uciekła z ogrodu. Została więc u nas jako szczęściara i od tej chwili jest nieodłączną kompanką mojej mamy. Jest w nią zapatrzona i nie odstępuje jej na krok. To pogodny pies, który ukazuje w pełni swoje szczęście, kiedy w domu znajdują się wszyscy domownicy. 
Roxy jest padaczkowcem i kiedy zbliża się atak, Czarna staje na wysokości zadania i podnosi wszystkich na nogi, szczekając i warcząc, dopóki nie nastąpi reakcja z naszej strony. Sunie są nierozłączne, Czarna wciąż jest traktowana przez swoją matkę, jak szczeniak, stąd jej brak ufności – na pierwszy ogień zawsze idzie Roxy, która dominuje w domu. Czarna nieśmiało decyduje się na rozpoznanie, kiedy widzi, że matce nic nie zagraża. Każda z nich jest zupełnie innym psem, ale razem tworzą spójną psią drużynę, bez której byłoby po prostu smutno.

[autorka: Iga Banasik]

niedziela, 15 października 2017

VII.049

Didi i Daisy


Kola i Amiczek
Miszka
Maniek
Sasza




Sasza


Maniuś

Misza

Daisy
Amiszek



Didi


Kola


W dzisiejszym wpisie będzie dużo zwierzaków — poznajcie Edytę, jej męża i ich radosną, kocio-psią gromadkę.

Obecnie stadko liczy siedem zwierzaków — cztery psy i trzy koty. Dodatkowo Edyta udziela też schronienia na tak zwany tymczas psom z interwencji, najczęściej z likwidowanych w efekcie kontroli pseudo-hodowli. Właśnie po takich interwencjach w ich domu zamieszkała Daisy, mała yoreczka, która była pieskiem pokazowym w takim właśnie przybytku. Trochę czasu trwało, zanim suczka nauczyła się na nowo ufać człowiekowi, ale dzięki cierpliwości i wielkiemu sercu Edyty i jej męża, Daisy jest dzisiaj radosnym pieskiem, który uwielbia towarzystwo człowieka.

Amiczek został adoptowany z jednego ze schronisk. Edyta pojechała tam jako osoba towarzysząca koleżance, która chciała adoptować pieska. W jednym z boksów zauważyła małego, czarnego ratlerka ze strasznie smutnym wyrazem twarzy. Historia Amiczka była prosta i bardzo smutna — jego opiekun umarł, a rodzina oddała tego nieco starego psa do schroniska, gdzie nie potrafił się odnaleźć. Nie zastanawiając się zbyt długo, Edyta zabrała go ze sobą. Obecnie śmieje się, że to pies Pańcia, gdyż nie odstępuje jej męża na krok.

Psie towarzystwo dopełniają Didi i Kola, które też są adoptowane. Dziewczyny są ze sobą bardzo zżyte i uwielbiają się ze sobą bawić. Dodatkowo uwielbiają głaskanie — do tego stopnia, że każdemu gościowi ładują się od razu na kolana, domagając się porcji czułości. Wszystkie pieski w momencie, kiedy trafiły do Edyty i jej męża, były już dorosłe, często starsze, niektóre po przejściach. Mimo to świetnie się zaaklimatyzowały i zżyły nie tylko ze sobą, ale też ze swoimi opiekunami. Starsze psy po prostu często kochają bardziej niż szczeniaki.

Do tej wesołej ferajny przynależą jeszcze trzy koty — Maniuś, Misza i Sasza. Misza jest prawdziwym panem tego domu i bacznie obserwuje zawsze wszystkich domowników. Sasza pojawił się nieco ponad rok po nim i można śmiało powiedzieć, że został przez Miszę wychowany. Przy obcych Sasza jest bardziej wycofany, ale na co dzień straszny z niego urwis. Oba kocury to znajdki z ulicy. Jest jeszcze Maniuś — piękny puchaty rudzielec. Został znaleziony za miastem około 40 km od swojego pierwotnego domu i początkowo okoliczni mieszkańcy brali go za żbika. Edycie udało się go złapać i ku zdziwieniu wszystkich okazało się, że to najprawdopodobniej rasowy kot norweski leśny. U weterynarza udało się ustalić opiekunów Mańka, gdyż kot był zaczipowany. Niestety po dotarciu na miejsce, byli opiekunowie wyparli się kota, zatrzaskując Edycie drzwi przed nosem. Z relacji sąsiadów okazało się, że kot był dość charakterny i pewnie dlatego poprzedni opiekunowie się go pozbyli. Edyta z mężem chcieli znaleźć mu nowy dom, jednak Maniek wybrał ich sobie i próba adopcji do wspaniałego domu, zakończyła się fiaskiem. Dzisiaj widać, jak bardzo jest z nimi szczęśliwy.

Wszystkie psy i koty wymagały na początku sporego zaangażowania i nie było łatwo zgrać to towarzystwo. Często trzeba trochę wysiłku i pracy ze zwierzakiem (czasem są to tygodnie, a nawet miesiące), ale opłaca się, bo miłość i zaufanie psa czy kota jest bezcenne.