poniedziałek, 19 grudnia 2016

ZAKOŃCZENIE SZÓSTEJ EDYCJI

Cztery lata działań za nami. Wstępujemy w piąty rok akcji i liczymy nadal na Waszą obecność i wsparcie. Tymczasem oddajemy przed Wasze oblicza owoc naszych tegorocznych spotkań. 
Życzymy inspirującej lektury!

środa, 7 grudnia 2016

VI.060








Cube trafił do nas przed 6 grudnia 2015 r. Nie był typowym prezentem wymuszonym na rodzicach przez dziecko. I chociaż jego obecność jest wynikiem pragnień syna, decyzja o jego zakupie była świadomym i dobrze przemyślanym wyborem. Cube nie ma za sobą traumatycznej historii, poza warunkami, w jakich spędził kilka pierwszych tygodni swojego życia (małe, szklane terrarium wielkości 50/50 dzielone z wyrośniętym kolegą tego samego gatunku, co zdecydowanie nie sprzyjało jego skocznej naturze). Jednak warunki życia tych zwierząt sprzedawanych w skalpach zoologicznych, począwszy od pożywienia przez temperaturę otoczenia i wielkość „mieszkań” ściskają za serce.

Szynszyla nie jest zwierzęciem, które można nabyć w przypływie słabości albo impulsu bez zastanowienia. Jeżeli ktoś tak uważa, chociażby z tego powodu, że można je trzymać w klatce – jest w błędzie. Cube płacze, kiedy zbyt dużo czasu przebywa w zamknięciu i chociaż jego klatka liczy 3 piętra, posiada duży hamak i drewniany domek, w którym może się schronić – płacze. Denerwuje się, kiedy wychodzimy do pracy i musi spędzać dzień w samotności. Tęskni, kiedy zostaje pod opieką kogoś innego. Cube, jak każdy zwierz wymaga wiele uwagi i zainteresowania. 

Każdy dzień to nieustanna walka o jego bezpieczeństwo, o to, żeby nie wyskoczył przez otwarte okno, żeby nie przejechała go kolejka lego, żeby nie wykąpał się w muszli klozetowej, albo nie wskoczył na rozgrzaną kuchenkę. To także walka o przetrwanie kabli, mebli, książek, a nawet telewizora. Pomimo tego, że nie przepada za przytulaniem, a jego natura nie pozwala mu spędzić na kolanach 5 minut, to nie lubi być sam. Uczucia okazuje, podgryzając stopy. Na swój sposób jest towarzyski. Nie lubi obcych. Najbardziej lubi spędzać czas z naszym 5-letnim synem. Razem stwarzają sobie niesamowite warunki do psot i figli, wyjadają fistaszki i bawią się w ganianego. To jedyna osoba w domu, której pieszczoty Cube jest w stanie znieść najdłużej, a także jedyna, do której sam przychodzi po bliskość, zabawę i smakołyki. Pomimo tego, że mieszkamy razem ponad 7 miesięcy, Cube pozostaje bardzo nieufny i zachowuje dużą rezerwę. Po tym czasie nauczyliśmy się jednak cierpliwości, codziennie czekamy na bliższe relacje – raz się udaje, raz nie, ale nie zniechęcamy się. Szanujemy jego własne ścieżki i prawo do indywidualności, jego nieprzewidywalność i humory, w końcu każdy może mieć gorszy dzień. 



wtorek, 6 grudnia 2016

VI.059


Larry

Ryjek

Lukrecja wypatruje swojego domu stałego

Larry

Ryjek

Lukrecja i ogon Larry'ego

Larry

Ryjek

Larry

Ryjek

"Czy gdzieś tam czeka na mnie dom?" Lukrecja

Larry

Ryjek

Larry

To opowieść głównie o Larry'm i Ryjku, ale jest jeszcze z nimi szyrkletka Lukrecja, która czeka na swój domek.

Larry i Ryjek to dwaj koci kumple. Poznali się w domu stałym, do którego każdy przyjechał w charakterze "tymczasa" i został na zawsze.

Pierwszym kocim domownikiem został Larry. Nie znamy jego pełnej historii. Ta znana część rozpoczyna się w październiku 2013, kiedy ten śliczny czarno-biały kocurek trafił pod opiekę fundacji Viva! - grupa lokalna "Zwierzaki z Mińska". Larry był w kiepskim stanie, wymagał natychmiastowej pomocy weterynaryjnej, ponieważ ktoś... postrzelił go śrutem w oko. Sprawca  postrzału usunął pocisk domowymi sposobami, a biedny kotek cierpiał niemal dwa dni, zanim ktoś postronny zaalarmował wolontariuszy. Kotek przeszedł długie leczenie, między innymi konieczne było usunięcie uszkodzonej gałki ocznej. Dzisiaj Larry jest więc kotkiem jednookim, ale w ogóle nie daje tego po sobie poznać. Okazał się ogromnym miziakiem, a swoim przyjaznym i otwartym charakterem zjednuje sobie sympatię każdej napotkanej osoby. Larry jest bardzo przywiązany do Swojego Własnego Człowieka. To kot, który po powrocie tegoż człowieka do domu, przez kilkanaście minut manifestuje swoją radość i to, jak bardzo tęsknił. Głaskaniu nie ma końca i nie ma tu żadnego znaczenia, czy opiekun wyszedł na 8 godzin do pracy, czy na 8 minut do pobliskiego sklepu. Czas bez człowieka jest czasem straconym – uważa Larry, który uwielbia wszelkie formy aktywności: bieganie, polowanie, zabawę z człowiekiem czy innym kotem.

Piękny, czarny kot Ryjek, o zielonookim intensywnym spojrzeniu. Dołączył do Larrego nieco później. Jego historia, choć zupełnie różna, jest jednak nieco podobna. Pod opiekę wolontariuszy "Zwierzaki z Mińska" trafił jakieś pół roku później niż Larry. Miał ogromną ropiejącą ranę na ogonie (dlatego też nadano mu początkowo imię Ogonek), rana była prawdopodobnie wynikiem pogryzienia przez psy, kulał też wskutek wcześniejszego potrącenia przez samochód. Do dzisiaj ma sporą bliznę na ogonie, smutną pamiątkę po tamtych trudnych czasach. Wyleczony Ryjek dołączył do rezydenta Larrego i po jakimś czasie zapadła decyzja, że także i dla niego będzie to już dom stały. Jaki jest Ryjek? To przeciwieństwo Larrego. Ryjek jest kotkiem bardzo spokojnym, można by rzec – introwertycznym. Najbardziej lubi długie drzemki w ciepłym miejscu, chętnie śpi przytulony do kociego towarzysza, ale poza tym nie przepada za wspólną zabawą, ani za zbyt dużymi interakcjami z innymi kotami. Ani z człowiekiem – głaski akceptuje jedynie czasami. Choć lubi dystans i chodzenie własnymi drogami, jest bardzo przywiązany do swojego opiekuna a wyraża to dyskretnie, ale bardzo jednoznacznie. Jest wspaniałym dowodem na to, że każdy kot może wnieść w dom wiele radości, nawet taki, który nie będzie nigdy spał, ani mruczał z zachwytu na ludzkich kolanach. 

Obecne życie Larrego i Ryjka czasem jest niełatwe. Długie lata bezdomności i wypadki, jakie im się przytrafiły, odcisnęły piętno na ich zdrowiu. Mają jednak nareszcie swój dom, swojego człowieka, super zabawki, zawsze pełne miseczki i troskliwą opiekę. I chyba są szczęśliwymi kotami.

Niemal założyć się jestem gotów,
bo wątpliwości moich to nie budzi,
że gdzie jest dom szczęśliwych kotów,
tam jest i dom szczęśliwych ludzi.

(autor wiersza: Franciszek Klimka)

Tekst: Monika 

poniedziałek, 5 grudnia 2016

VI.058




























Pisałam o podróżach sentymentalnych w tej edycji. Oto kolejna ich odsłona. Odwiedziłam Grażynę, która była tą osobą, od której dostałam swojego pierwszego kota, który w sumie wcale nie chciał być moim kotem. To była Demona, mój wymarzony, wyśniony koteczek... Kiedy jakiś czas temu żaliłam się na ciężar właściwy Leopolda, Grażyna przyznała się, że ma kota i on nie ma nadwagi (a niby Leoś ma? wcale że nie! To te kudły tyle ważą!). Przy mnie nie mówi się, że ma się zwierzęta, bo — o ile bywam raczej nieśmiała i daleko mi do wpychania się do kogoś do domu — w sprawach Akcji nie mam skrupułów i zanim pomyślę, już jestem "wproszona". Dziękuję Grażynie, że zgodziła się na to spotkanie po wielu, wielu latach...
Co do kota, bo to w sumie o nim jest wpis, to część mojej wizyty spędził w szafie, smacznie śpiąc na ubraniach... W tym czasie zapoznawałam się z myszoskoczkiem i powiem, że to bardzo sympatyczne zwierzątko. Niezwykle pracowite — sam produkuje sobie trociny z tektury, w których później się zakopuje i drzemie. Obwąchał moją dłoń, spróbował nawet, ale doszedł do wniosku, że na tym koniec. Wystarczy tego spoufalania. Kot, jak już został wyciągnięty z szafy, miał mniej wątpliwości — chociaż przyglądał mi się ze zdumieniem lub lekką dezaprobatą. A może ma po prostu taki wyraz twarzy.
W tym domu zwierzęta dzielą przestrzeń z dziećmi i tak na przykład dowiedziałam się, że kot pozwala dzieciom do lat trzech robić ze sobą prawie wszystko. Im dziecko starsze, tym ma mniej praw do kota, a kot zaczyna prychać. Młody jest na etapie "za młody na prychanie", więc mógł nosić bezkarnie kota za każdym razem, kiedy kot kierował swoje kroki do szafy, czyli za każdym "ojoj". Dziecko okazało się bardzo uczynne i kontaktowe — obcej osobie dostarczało kotka pod nos i pilnowało, by kot się zbytnio nie oddalał. Mieć takiego pomocnika przy sesjach, to prawdziwy skarb! Osobiście rekomenduję. Być może należy rozważyć kwestię wypożyczania chłopaka do pomocy przy sesjach ze zwierzętami. Nie wiem... Tak rzucam tylko pomysłami.
Kot zwany Chili, na 16 lat i na tyle nie wygląda. Nie zachowuje się też na tyle, chociaż podobno z wiekiem zauważalna jest jego zmiana w kota, który domaga się bliskości i przytulania. Może zauważył, że dzieci są tulone i głaskane, po czym wykombinował, że tak należy też postępować z kotem? Trudno orzec. A Chili nie powie. Powie natomiast, że lubi książeczki na podłodze, bo wtedy może siedzieć jednocześnie na podłodze i na książeczce. Nie lubi natomiast myszoskoczka i przed nim ucieka. Lubi napić się odrobiny mleka, ale nie jest zasadniczo fanem jedzenia — zastanawiam się, czemu moje koty tak nie mają...  

niedziela, 4 grudnia 2016

VI.057

buziaczek tu...
buziaczek tam...




wszyscy kochają Wazona
"bez wzajemności" — odpowiada Wazon


ciasteczko! 


mmmmm, pycha...
no co? to był maleńki kawałeczek przecież... 
pierwszorzędne! 
mniam!




nic mi nie dają, ciągle tylko inni jedzą, nie ja... 
o... może się uda...
















Na drodze tego spotkania było wiele zakrętów, ale wreszcie spotkałam psio-kocią zgraję Beaty, siostry Iwony. W tej ekipie ważną rolę odgrywa także młodzież — małe diablę o anielskim wyglądzie i szelmowskim uśmiechu. W życiu Beaty i Sławka pojawiają się od lat zwierzęta. Często są to zwierzaki stare i chore, których już nikt inny nie chce. Znajdują na swoje ostatnie chwile ciepły i kochający dom, w którym są bezpieczne i zaopiekowane. 
Podczas odwiedzin usłyszałam wiele wzruszających historii o psach, których nie było mi dane spotkać — schorowanych, doświadczonych przez życie. Spotkałam natomiast trzy psy i jednego kota. Heluś zwany Helutkiem ma około siedmiu lat i lgnie do człowieka. Przywitał mnie radośnie przy bramie i już nie odpuszczał. Ma lekki paraliż tylnych łap i różne problemy z tym związane. To jedna z bid adoptowanych przez tę rodzinę, by dać ciepło istocie, która go nie zaznała. Żeby wynagrodzić cierpienie, którego doznała... Heluś jest przemiłym pieskiem średniej wielkości, trochę przerażają go aspiracje młodego, do jeżdżenia na helusiowym grzbiecie, jak na kucyku, dlatego czując pismo nosem, ostrzega warczeniem, że nie nadaje się na wierzchowca. 
Przy bramie przywitała mnie też Reja (zwana Śmokiem). Reja jest córką jednej z adoptowanych kiedyś suk, która niepodejrzewana o takie możliwości, powiła psiątka. Reja została i tak od sześciu lat pełni funkcję psa obronnego. Na mój widok zjeżyła się i nie chciała podejść. I kiedy Heluś obwąchiwał moją dłoń i był gotów oddać mi całe swoje psie serce, Reja była bliższa odgryzienia tej ręki... Beata żartuje, że Reja byłaby psem obronnym tylko, gdyby nią rzucać w napastnika (jest dużym psem). Nie wiem tego, myślę jednak, że jej nie docenia. Reja ma ogrom cierpliwości i miłości. Także do dziecka. Jednak przede wszystkim do kota, który nie może powiedzieć, że tę miłość odwzajemnia. Zawsze, kiedy leży w zasięgu języka Rei, zostaje liźnięty, a nawet wylizany, jeżeli nie wstanie. Mina kota jest bezbłędna i zwykle dość komiczna. Reja jest kucykiem dla młodego i nie przeszkadza jej, że to na niej uczy się postępowania ze zwierzętami, co kończy się czasami ciągnięciem za uszy, udawaniem, że psi ogon to dzwon (swoją drogą sieknięcie takim dzwonem bardzo ożywia — zamawiam usługę dzwonienia po moich kolanach u Rei, bardzo skutecznie pobudza!). 
Co do miłowania kota i jego śmiesznych min, kot cieszy się także adoracją ze strony dziecka — również bez wzajemności. Wazon, a właściwie Stefano Foxy from Italy ma już dziewięć lat i mimo swojej wybitnie filozoficznej natury (nazywany jest Wazonem przez swoje czasowe zawieszenia i ustawianie się w jakimś miejscu na dłuższy czas, bywa, że podczas wchodzenia na kanapę nagle dopada go jakaś myśl i kot ma swój odlot...) nie jest gotowy na dziecko, ani miłość Rei. Znosi te amory z klasą i ogromną cierpliwością, ale także z minami, które warto uwiecznić — co starałam się czynić. Wazon jest kotem adopcyjnym, jego opiekunowie oddali go Beacie, bo im wadził. Tutaj ma swoją przestrzeń do polowań, michę, ciepły dom, głaski, no i oczywiście miłość, nie zawsze taką, jakiej by chciał, ale sorry, nie można mieć wszystkiego.
Ostatnią damą, którą poznałam, jest Sisi zwana Krysią (lat 5,5). Pies kieszonkowy, także adoptowany. Krysię usłyszałam, wchodząc do domu — najgłośniej szczekała. Później powarkiwała, aż wreszcie schowała się w róg kanapy, za poduszki i drzemała, mając na mnie baczenie. W którymś momencie trochę się zapomniała i zjadła kawałeczek ciasta ode mnie — chyba ją to zaskoczyło, bo zaraz uciekła za poduszki i patrzyła na mnie wzrokiem skrzywdzonej istoty. — Droga Sisi, to był tylko kawałeczek ciasta! 

Podziwianie tej gromadki było świetną rozrywką. Muszę przyznać, że dzieci plus zwierzęta to naprawdę gratka dla obserwatorów, fotografów itp. Nie dziwię się, że ten motyw (dziecko i zwierzę) znalazł uznanie tylu fotograficzek i fotografików. Mam nadzieję, że młody poza miłością rodziców, odczuje też miłość zwierzaków, z którymi żyje pod jednym dachem i wyrośnie na wrażliwego człowieka, w którym zwierzęta będą mogły odnaleźć sprzymierzeńca i obrońcę. Czego życzę nam wszystkim.