poniedziałek, 5 grudnia 2016

VI.058




























Pisałam o podróżach sentymentalnych w tej edycji. Oto kolejna ich odsłona. Odwiedziłam Grażynę, która była tą osobą, od której dostałam swojego pierwszego kota, który w sumie wcale nie chciał być moim kotem. To była Demona, mój wymarzony, wyśniony koteczek... Kiedy jakiś czas temu żaliłam się na ciężar właściwy Leopolda, Grażyna przyznała się, że ma kota i on nie ma nadwagi (a niby Leoś ma? wcale że nie! To te kudły tyle ważą!). Przy mnie nie mówi się, że ma się zwierzęta, bo — o ile bywam raczej nieśmiała i daleko mi do wpychania się do kogoś do domu — w sprawach Akcji nie mam skrupułów i zanim pomyślę, już jestem "wproszona". Dziękuję Grażynie, że zgodziła się na to spotkanie po wielu, wielu latach...
Co do kota, bo to w sumie o nim jest wpis, to część mojej wizyty spędził w szafie, smacznie śpiąc na ubraniach... W tym czasie zapoznawałam się z myszoskoczkiem i powiem, że to bardzo sympatyczne zwierzątko. Niezwykle pracowite — sam produkuje sobie trociny z tektury, w których później się zakopuje i drzemie. Obwąchał moją dłoń, spróbował nawet, ale doszedł do wniosku, że na tym koniec. Wystarczy tego spoufalania. Kot, jak już został wyciągnięty z szafy, miał mniej wątpliwości — chociaż przyglądał mi się ze zdumieniem lub lekką dezaprobatą. A może ma po prostu taki wyraz twarzy.
W tym domu zwierzęta dzielą przestrzeń z dziećmi i tak na przykład dowiedziałam się, że kot pozwala dzieciom do lat trzech robić ze sobą prawie wszystko. Im dziecko starsze, tym ma mniej praw do kota, a kot zaczyna prychać. Młody jest na etapie "za młody na prychanie", więc mógł nosić bezkarnie kota za każdym razem, kiedy kot kierował swoje kroki do szafy, czyli za każdym "ojoj". Dziecko okazało się bardzo uczynne i kontaktowe — obcej osobie dostarczało kotka pod nos i pilnowało, by kot się zbytnio nie oddalał. Mieć takiego pomocnika przy sesjach, to prawdziwy skarb! Osobiście rekomenduję. Być może należy rozważyć kwestię wypożyczania chłopaka do pomocy przy sesjach ze zwierzętami. Nie wiem... Tak rzucam tylko pomysłami.
Kot zwany Chili, na 16 lat i na tyle nie wygląda. Nie zachowuje się też na tyle, chociaż podobno z wiekiem zauważalna jest jego zmiana w kota, który domaga się bliskości i przytulania. Może zauważył, że dzieci są tulone i głaskane, po czym wykombinował, że tak należy też postępować z kotem? Trudno orzec. A Chili nie powie. Powie natomiast, że lubi książeczki na podłodze, bo wtedy może siedzieć jednocześnie na podłodze i na książeczce. Nie lubi natomiast myszoskoczka i przed nim ucieka. Lubi napić się odrobiny mleka, ale nie jest zasadniczo fanem jedzenia — zastanawiam się, czemu moje koty tak nie mają...  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.