poniedziałek, 29 czerwca 2015

V.024


Damą być, czyli Kocianny

Kocianny miałam okazję poznać osobiście, co więcej - nawet z nimi spać. Panienka Kropka wzbudza należny jej szacunek i zachwyt, a Kreseczka jest absolutnie rozczulającym miziakiem. Kocianny mieszkają z Justyną, która tak opowiada o swoich kotach: 
Kropka pojawiła się w moim domu krótko po mojej wyprowadzce z domu rodzinnego "na swoje". Nowy dom bez kota był tylko mieszkaniem, a nie domem dlatego, kiedy znajoma weterynarz powiedziała, że ma do oddania malutką kotkę, zdecydowałam się na adopcję prawie w jednej chwili. Kropeczka miała wtedy sześć miesięcy i była radosnym, wszędobylskim kociakiem. Uwielbiała uprawiać biegi po korytarzu, skakać po ścianach i aportować piłeczki. Nie było szafy, na którą nie weszła i szuflady, do której się nie wcisnęła. Z czasem dorosła, spoważniała, rozleniwiła się i teraz nad biegi po korytarzu przedkłada możliwość spania cały dzień i mizianki. Jest wielkim przytulasem - uwielbia głaskanie i drapanie. Ceni też dobre jedzenie i święty spokój. Z charakteru przypomina mi Bonifacego ze znanej dobranocki. Bonifacy miał swojego Filemona, Kropka ma Kreskę. Postanowiłam adoptować drugiego kota, kiedy zaczęłam więcej pracować i Kropka całe dni spędzała sama. Żeby nie było jej nudno i smutno w domu pojawiła się Kreska. Jest ona kotkiem zaadoptowanym z fundacji JoKot. Została znaleziona na ulicy. Miała wtedy niecały rok, bardzo silny koci katar i cudowny, proludzki charakter, który został jej do dzisiaj. Kreska kocha cały świat. Każdy człowiek, który pojawia się w naszym domu, jest jej przyjacielem. Każdego należy przywitać, wejść mu na kolana, a potem mruczeniem i ugniataniem łapkami zmusić do głaskania i zachwytów. Uwielbia też biegać za piłeczkami, polować na muchy i gadać. Jest straszliwa gadułą - cały czas coś po kociemu opowiada i oczekuje odpowiedzi. W przeciwieństwie do Kropki bardzo lubi być podnoszona i noszona na rękach - nie przestaje miauczeć i marudzić, zanim się jej nie podniesie z ziemi i nie przytuli. Kropka i Kreska, w skrócie nazywane Kociannami, mają różne charaktery. Może dlatego nie ma między nimi wielkiej miłości. Tolerują się, czasami obok siebie śpią, jedzą z tych samych misek, ale raczej razem się nie bawią, nie myją też sobie nawzajem pyszczków, czy uszek. Zdarzają im się także nieporozumienia i łapoczyny. Za to wieczorem, bardzo zgodnie przychodzą do mojego łóżka, żeby się poprzytulać. Bo to, co łączy moje kocianny, to - z pewnością - moja miłość do nich obu. Nie wyobrażam już sobie swojego domu bez Kropki i Kreski.

piątek, 26 czerwca 2015

V.023













To niesamowite, jak zabawnie składają się niektóre historie. W poniedziałek na fanpejdżu zamieściłam filmik ze szkolonym kotem. Przyznaję, wątpiłam w spotkanie takiego kota osobiście. Może wiedziona artykułem na temat "niezwykłych" odkryć w sprawie kotów, dokonanych za sprawą trzydziestu lat badań prowadzonych przez Johna Bradshawa... doszłam do wniosku, że kot nie ma żadnego interesu w uczeniu się sztuczek. A może po prostu uznałam, że skoro moje koty nie są szkolone, to inne też nie mogą. W każdym razie filmik traktowałam jako rodzaj rozrywki, daleko od rzeczywistości. 
Z takim przekonaniem w sercu trafiłam do Małgorzaty i Marcela oraz ich kotki o wielu imionach, która na potrzeby tego wpisu została Bydliną (Małgorzata podesłała mi informację, że w staropolszczyźnie pod taką nazwą występował... wędzony śledź). Bydlina to urocza kotka, alergiczka, po przejściach. Ma wielką mądrość w oczach i nie przepada za obcymi ludźmi. Pozuje jednak świetnie (jak już się dziewczyna rozkręci). Bydlina znalazła się u Małgosi z potrzeby przebywania z kotem. Przyjazd do obcego miasta na studia i brak kotów, wyraźnie męczyły Małgorzatę. Dlatego zaczęła przeszukiwać ogłoszenia adopcyjne. Razem z Marcelem zastanawiali się nad adopcją jakiegoś kota z "defektem". Mógł być bez łapy, bez oka, głuchy, chory... Trafiła się szylkretka z problemami. Ponieważ kotka jest bardzo mądra, co widać w jej oczach, zwykłe traktowanie było dla niej niewystarczające. Pozwoliła sobie na małe szaleństwo - wykonywanie komend. I tak, potrafi usiąść na zawołanie, poprosić oraz... przybić piątkę. W zamian oczekuje kabanoska. Kiedy usłyszałam pytanie "chcesz zobaczyć, jakie Bydlina robi sztuczki?", nie mogłam powiedzieć "nie". Ciekawość mnie zjadała... Pierwszy pokaz miałam okazję zobaczyć bez pośredniczenia obiektywu - na własne oczy. Ona rzeczywiście siada, prosi i przybija piątki. Ba! Nie tylko obie, także dwie jednocześnie! Jestem zdumiona!
Bydlina jest też wybredna: piasek w kuwecie ma być ściśle określony (podściółka drewniana nie nadaje się), jedzenie mogłoby być każde, także: bób, fasolka i inne rośliny. Jednak nie wszystko powinna jeść, niektóre gatunki suchej karmy wyraźnie jej szkodzą. Kotka ma swoje pudełko, które używa jako drapak, zabawkę, miejsce do chowania się - obecnie pazurkami zaczęła już nawet zmieniać wygląd tego pudełka i pojawia się w nim okno... Poza tym lubi to, co większość kotów: zabawy, koncentrowanie uwagi na sobie, spanie i... ciszę, kiedy chce spać. Czasami zdarza jej się wchodzić w dialog z opiekunami, odpowiada na zadawane pytania - chociaż mam wrażenie, że znacznie więcej mówi do gołębi lądujących na parapecie (o ile jeszcze jakiś szaleniec się o to pokusi). Wakacje Bydlina spędzi w gromadzie kotów mamy Gosi, w Lublinie. Zapytałabym ją, co sądzi o swoich przyszywanych braciach, ale była już zmęczona sesją. Miejmy nadzieję, że nauczy ich także wykonywać jakieś polecenia. Mogliby grupowo przybijać piątki i robić falę...


poniedziałek, 22 czerwca 2015

Z MIŁOŚCI DO ZWIERZĄT.001

"Zwierzęta ze schroniska przynoszą szczęście" 

Pod takim hasłem w ubiegłą sobotę odbył się Gliwicki spacer szczęścia organizowany przez Schronisko dla Zwierząt w Gliwicach oraz Miejski Zarząd Usług Komunalnych w Gliwicach. Kto spacerował? Obecni i byli podopieczni schroniska oraz wszyscy miłośnicy zwierząt.
Punkt 16:30 - zbiórka na gliwickim rynku. Grupa wolontariuszy w zielonych koszulkach formuje czoło "pochodu" razem z psiakami do adopcji. Do nich dołącza kilkadziesiąt innych osób ze swoimi czworonogami. I idziemy! Przez centrum miasta w stronę Parku Chopina. Przechodnie zerkają z zaciekawieniem - skąd nagle wzięło się tu tyle psów? W parku tuż przy Palmiarni czeka scena i kilka namiotów. Salon psiej urody, gdzie psia fryzjerka demonstrowała, jak bardzo może zmienić się pies po odpowiednich zabiegach pielęgnacyjnych. Dalej - kącik adopcyjny i DT Szczenięce Marzenie ze swoimi maleńkimi podopiecznymi w cudnych chustach z napisem "Szukam domu". Barwne chusty na smyczach i obrożach wskazywały również szukające domu psy ze schroniska. Obok grupa osób z Młodzieżowego Domu Kultury wykonywała zdjęcia czworonogów i ich opiekunów. 
Na scenie - podopieczni schroniska. Kilka słów o każdym z obecnych psiaków, niektóre z nich chętnie demonstrują znajomość podstawowych komend. Później - pokaz posłuszeństwa i sztuczek byłej podopiecznej schroniska. Wokoło - wiele szalejących psów, zaplątanych smyczy i plotkujących opiekunów. Nawet kapryśna pogoda nie daje rady popsuć nastrojów. 
Aż żal, że sama nie mam psa, z którym mogłabym w tej imprezie uczestniczyć. Trzymam więc kciuki za wszystkie zwierzaki oczekujące w gliwickim (i nie tylko!) schronisku prawdziwego domu. Oby wydarzenia takie jak to poruszały serca i pomagały podjąć decyzje o adopcji czworonoga. 


















czwartek, 18 czerwca 2015

INSPIRACJE.008

W ostatnią niedzielę, w samo południe, fani literatury i wielbiciele psów różnej maści, zebrali się w warszawskim Pasażu Wiecha, żeby wspólnie pobić rekord świata w liczbie osób i psów czytających jednocześnie w tym samym miejscu. Wszystko z okazji kolejnej edycji Big Book Festival.
Przepis był prosty: wystarczyło zabrać ze sobą książkę tradycyjną lub w wersji elektronicznej, przyprowadzić psa swojego lub sąsiadów, zarejestrować się, pobrać numerek, zasiąść wygodnie na ławce lub specjalnie na tę okazję przygotowanych skrzynkach po jabłkach i wspólnie czytać pod gołym niebem przez pół godziny. O książki nie trzeba było się martwić, jeśli ktoś zapomniał własnej, albo spontanicznie chciał dołączyć do akcji, mógł wypożyczyć na miejscu z festiwalowej biblioteki jeden ze 150 tytułów. W związku z faktem, że pojawiło się wielu chętnych, rejestracja nieco się przeciągnęła i bicie rekordu rozpoczęło się o 12:15, a czytających dopingowała Justyna Dżbik-Kluge, dziennikarka radiowej "Czwórki".
W tym roku w biciu rekordu wzięło udział 235 uczestników, w tym 33 psy i 202 osoby. Co prawda nie udało się pobić zeszłorocznego wyniku 282 uczestników, ale nie o rekord głównie tu chodziło, tylko o dobrą zabawę i przypomnienie ludziom, że pies i książka to najlepsi przyjaciele człowieka.
Żałuję, że nie zabrałam ze sobą Sama, ale znając temperament mojego psa, nie usiedziałby pół godziny w jednym miejscu. Ale i bez psa było to jedno z najbardziej abstrakcyjnych, a zarazem najbardziej optymistycznych wydarzeń w moim życiu.
A tak to wszystko wyglądało: