niedziela, 30 lipca 2017

VII.022

















Ostronos Ostry

Moja dzisiejsza opowieść będzie o Ostrym (KLIK), ale żeby opowiedzieć Wam o tym fantastycznym zwierzaku musimy cofnąć się w czasie.
Marcina i jego ostronosa Minia spotkałam ponad dwa lata temu w ramach naszej akcji Mój Kot Ma Dom. To właśnie wtedy miałam okazję poznać ten niesamowity gatunek, jakim jest ostronos, o którym wcześniej nie miałam zielonego pojęcia. Jego historię mogliście przeczytać na naszym blogu tutaj (KLIK). Niestety Miniu odszedł we wrześniu zeszłego roku z powodu guza w głowie…
Po śmierci Minia pozostała wielka pustka. Marcin wiedział, że w jego życiu pojawi się kolejny koati, ale postanowił odczekać kilka miesięcy, żeby dać sobie chwilę wytchnienia, ponieważ ostronosy to bardzo absorbujące i wymagające wielkiej uwagi zwierzęta. Jednak okazało się, że kilka miesięcy wcześniej Unia Europejska stworzyła listę zwierząt zakazanych w Europie, które zostały określone jako „bardzo inwazyjne” dla środowiska. Na tej liście, nie wiedzieć czemu, znalazły się również ostronosy, które w naszym rejonie Europy nie przeżyłyby na wolności zimy (same bez pomocy człowieka) z uwagi na brak podszerstka. Trudno było wyczuć czy polskie ustawodawstwo potraktuje sprawę podobnie jak UE dlatego Marcin postanowił nie czekać. Miniu, o czym mogliście przeczytać we wcześniejszym wpisie, był ostronosem po przejściach. Pochodził z pseudohodowli w Wieliczce, skąd trafił do opiekunów, którzy kompletnie nie mieli pojęcia o wychowywaniu ostronosów. Dlatego w wieku ośmiu miesięcy, kiedy Marcin się nim zaopiekował, był praktycznie dziki i musiał uczyć się kontaktu z człowiekiem w zasadzie od zera. Marcin włożył w jego wychowanie wiele wysiłku, ale w Miniu i tak pozostały zachowania dzikiego zwierzaka. Dlatego tym razem postanowił poszukać młodego koati, który nie będzie obciążony traumatycznymi przejściami, bo to gatunek, który nawet towarzysząc człowiekowi od maleńkości, wymaga nieustającej pracy, dyscypliny i ogromnego wysiłku włożonego w jego wychowanie. To niezwykle trudny i wymagający towarzysz życia.
Jeśli zdecydujecie się na dzielenie życia z ostronosem, warto zwrócić uwagę, z jakiej hodowli pochodzi zwierzę i przy okazji sprawdzić wiedzę hodowcy na ten temat. Niestety jest wielu pseuhodowców, którym zależy wyłącznie na zysku, a nie dobru zwierząt. Ostronosy to wspaniałe zwierzęta, ale wymagające o wiele więcej uwagi niż pies. Dlatego, jeśli nie macie czasu na psa, to tym bardziej nie macie czasu na ostronosa. Do Marcina zgłasza się po radę wiele osób, które zdecydowały się na zakup ostronosa, a później okazało się, że wychowanie zwierzaka przerosło ich możliwości. Koati są bardzo stadne, hierarchiczne i terytorialne. Bardzo łatwo w wychowaniu ostronosa doprowadzić do takiej sytuacji, że zwierzę przestaje czuć się członkiem stada. Wtedy zaczynają się problemy, bo w momencie, kiedy ostronos poczuje się niechciany, przestają go obowiązywać zasady panujące w stadzie. Jeśli w tym momencie chcemy wyegzekwować pewne zachowania, będą to odbierać jako opresję. Ostatnim stadium tego procesu będzie agresja koati w stosunku do opiekuna. Takie zachowanie szalenie trudno jest potem cofnąć, zwłaszcza kiedy chodzimy do pracy i nie ma nas w domu po 9–10 godzin.

Ostry pochodzi z hodowli na Lubelszczyźnie, gdzie urodził się w maju zeszłego roku. Do Marcina trafił w wieku trzech miesięcy. Jest fantastycznie oswojonym, spokojnym i niezwykle łagodnym zwierzakiem, o czym miałam okazję się przekonać. Marcin, nauczony resocjalizacją Minia, doskonale wiedział, co jest najważniejsze podczas wychowywania ostronosa i efekty tej pracy widać w codziennym kontakcie z Ostrym oraz podczas warsztatów edukacyjnych w przedszkolach, w których uczestniczy. W czasie tych zajęć dzieci poznają różnicę pomiędzy zwierzętami domowymi a dzikimi. Uczą się znaczenia słowa odpowiedzialność, podejścia do pupili oraz tego, że zwierzę to nie zabawka. 

piątek, 28 lipca 2017

VII.021






























Iza jest kociarą z krwi i kości. Nie tylko pomaga kotom wolnożyjącym, opiekuje się także znajdkami w domu. Trzy koty — starszyzna — przebywają z mamą Izy. Najmłodszy — Szczypiorek — mieszka z Izą. Chłopak miał być tymczasem. Zgarnięty z ulicy, wydawał się starszym, niż był w rzeczywistości. Pewno ktoś go wyrzucił. Radził sobie, jak potrafił: dożywiał się pod sklepem i rozglądał za jakąś dobrą duszą. Iza nie była pewna, czy uda jej się kociego dzikuska złapać — sam przyszedł. Przyjęty do fundacji miał spore szanse na domek, bo to kociak młody, radosny. Po obowiązkowym odrobaczaniu i odchowaniu pojawił się na fundacyjnej stronie. Telefon zadzwonił. Izie zrobiło się trochę przykro. Niby tymczas, niby ma swoje trzy koty, ale jakoś tak... Ciężko. 
Po Szczypiorka przyjechali jego nowi opiekunowie. Iza płakała jak bóbr, trochę dziwiąc się tej sytuacji. W końcu to kociak fundacyjny. No przecież tymczas. Strasznie za kotem tęskniła, a kot najwyraźniej za nią, bo w pewnym momencie nowa opiekunka skontaktowała się z Izą i powiedziała, że kotek jakoś ma problemy z aklimatyzacją i może powinien wrócić? Kamień z serca. Normalnie po takim telefonie każdy dom tymczasowy, każda fundacja, czy stowarzyszenie zaczyna wieszanie psów na opiekunie, który dojdzie do wniosku, że to nie jest jednak zwierzak w typie "na zawsze". Iza poczuła ulgę. 
Szczypiorek chyba też.
Chłopak ma ze trzy lata i bardzo przywiązał się do swojej opiekunki. Troszkę droczy się, że nie, on nie jest modelem — po czym pozuje i pręży pierś. Wszedł dla mnie do każdego pudełka i wszędzie tam, gdzie mógłby fajnie wyglądać. A to, że sesje zdjęciowe są jednak jego żywiołem, najlepiej pokazał w chwili, kiedy usiadł na książkach na oknie i nagle obie z Izą postanowiłyśmy to uwiecznić. Mina Szczypiorka była znacząca — dzielnie znosił najazd paparazzich, jednak z chwilą, kiedy odłożyłyśmy aparaty, widać było zawód w jego oczach... 
Szczypior jest smukłym, wysokim kocurkiem, który nie ma problemów z mówieniem NIE, przy czym jest trochę niekonsekwentny — mówi np. "NIE, teraz mnie nie miziaj" i drapie oraz gryzie (nie widziałam, by lała się krew i gryzł na serio, więc to taka gra), po czym znowu się nadstawia. Iza służy mu za nosidełko, karmicielkę i zabawiaczkę. Ale stale ma ją na oku, więc to nie zupełnie tak, że traktuje ją przedmiotowo. Wyraźna jest więź między tą dwójką. Przyznaję, że fajnie było ich oglądać. 
Iza rozważa załatwienie szczypiorkowi towarzystwa, bo starszyzna jest po pierwsze daleko, a po drugie raczej trudno znaleźć im wspólny język. No i — jak sama dodaje — fajnie byłoby jeszcze jakieś kocie życie ocalić.  

wtorek, 25 lipca 2017

VII.020











Panna Lola     

W  niedzielne lipcowe popołudnie trafiłam do domu zagorzałej psiary Agaty, która kiedyś nie lubiła kotów i bardzo się ich bała. Okazuje się, że życie lubi płatać figle i często stawia nam na drodze takie sytuacje, żebyśmy musieli zmierzyć się z naszymi lękami. 
Aby właściwie opowiedzieć tę historię, musimy cofnąć się aż o 9 lat. Wszystko zaczęło się od wakacyjnej wyprawy na działkę przyjaciół Agaty i ich syna. To właśnie wtedy czteroletni Jędrek wszedł do domu zapłakany, niosąc trzęsącą się reklamówkę, w której były dwa miesięczne kocięta. Jedno kocie zostało u przyjaciół Agaty, a ponieważ mieszkali w kawalerce już z jednym kotem, to dla drugiej kociczki Loli postanowili znaleźć inny dom. Przekornie zwrócili się Agaty, żeby dała dach nad głową drugiemu kociakowi. Wiedzieli, że nie lubi kotów, ale byli wytrwali i codziennie wysyłali jej zdjęcia zwierzaka, opowiadając jaki jest fantastyczny. Czy byli naiwni? A może podświadomie czuli w niej kociarę, która właśnie takiej towarzyszki potrzebuje? Po miesiącu bezskutecznego namawiania przyjaciele oznajmili, że oddają kotkę do schroniska.
Oczywiście był to wyłącznie szantaż emocjonalny, ale na tyle skuteczny, że Agata uległa i zgodziła się dać Loli dom na weekend. Oczywiście po weekendzie kotki już nie oddała… To była miłość od pierwszego mruczenia.

Mawiają, że z dziećmi jest tak, że to one gdzieś tam wybierają sobie rodziców. Jeśli to prawda, to z kotami jest nie inaczej. To Lola wybrała mnie. Jakby przypuszczała, że choć będzie trudno, uda się dogadać z miłośniczką psów i aktywną przeciwniczką kotów, osobą pedantyczną, śledzącą każdy kurz i brud, a co najważniejsze — brzydzącą się nawet własnych włosów na wannie lub umywalce. Idealny materiał na kocią matkę! Choć w ujęciu otarcia się o śmierć i przejścia w koci tunel z małym światełkiem na końcu — nawet taka kandydatka się nada…” -—tak Agata wspomina chwilę, kiedy los postawił na jej drodze Lolę. “Dziś doceniam jej kocią przyjaźń ponad wszystkie inne zwierzaki z przeszłości (te z przyszłości nawet nie istnieją dla mnie). Z szacunku do mojej miłości do psów nieco się do niech upodobniła — aportując, witając w drzwiach czy odpowiadając mi coś na kształt "Na zdrowie" ilekroć nie psiknę (prawda to najprawdziwsza!). “
Lola doskonale wyczuwa, kiedy Agata ma gorszy nastrój. Wtedy wyciąga wszystkie swoje zabawki, jakby mówiła: Ej, nie smuć się, chodź pobawimy się razem, wtedy świat stanie się weselszy.

Jaka jest Panna Lola? To typ porannego pieszczocha, który uwielbia słuchać muzyki puszczonej z telefonu. Serio, widziałam to własne oczy. Jest bardzo przyjacielskim kotem, chociaż nieufnym do obcych. Kocha komplementy, ale jak każda kobieta miewa swoje babskie humorki. Aportuje gumki do włosów jak na pso-kota przystało i uwielbia być noszona w papierowych torbach. "Panna Lola to kot, który miał nie żyć. A żyje i daje życie człowiekowi".