Magda i Kropka
W tym roku witam Was pierwszym wpisem, który jest spełnieniem mojego marzenia o końskiej sesji w Akcji.
Magdę i Darię poznałam dzięki siostrze. Cieszę się bardzo z tego spotkania. Poznać tak piękne dziewczyny i zobaczyć więź, która je łączy, było czymś wyjątkowym. Mam nadzieję, że udało mi się pokazać to w zdjęciach.
Zapraszam na opowieść Magdaleny.
[Natalia Kann]
We
wrześniu tego roku minie już około 12 lat, od kiedy zostałam
właścicielką Darii (dla ścisłości — wtedy byłam jeszcze
współwłaścicielką, a formalnie w 100% moja Kropka jest od prawie 2 lat).
Liczenie wspólnie spędzonych lat nie wychodzi mi zbyt dobrze, bo minęło
nam już razem tyle czasu, że tak naprawdę nie pamiętam swojego życia
bez koni i bez mojej klaczy.
Kiedy
ją poznałam, Daria była koniem pracującym w rekreacji — typowy tuptuś,
raczej z tych leniwych i sprytnych. Co ciekawe, moja pierwsza prawdziwa
lekcja jazdy konnej odbyła się właśnie na niej (bo nie liczę
oprowadzanek na kucykach, o które już od małego męczyłam rodziców, bądź
stępowania w kółko po placu w ramach atrakcji na pierwszych koloniach). Wtedy — jako dziecko — nie pomyślałabym, że kiedyś ten okrąglutki
tarant będzie moim własnym koniem, ale po kilku latach w szkółce
jeździeckiej i nauce podstaw jazdy konnej także na innych koniach
okazało się, że stanowimy z Darią całkiem zgrany duet. Niektórzy nie
lubili na niej jeździć, bo była raczej powolna i uparta. Ja natomiast
musiałam przełamać swój strach, więc wolałam to niż energiczne rumaki
pędzące przed siebie (a takich egzemplarzy po wyścigach w tamtej stajni
nie brakowało).
Po
kilku latach Daria przeszła na własność moją oraz starszej koleżanki ze
stajni. Miałyśmy plany ambitniejszych treningów i wszystko szło w
dobrym kierunku, ale niestety po około roku okazało się, że koń, który
przepracował już swoje w intensywnej rekreacji i nie ma też
odziedziczonego najlepszego zdrowia, ma skłonności do kontuzji.
Weterynarze po jakimś czasie sugerowali już całkowite odpuszczenie i
wysłanie konia na łąki.
Ja
nie mogłam i nie chciałam odpuścić — i to wcale nie ze względu na swoje
jeździeckie ambicje, bo te nigdy nie szły w kierunku wielkiego sportu,
ale raczej dlatego, że po prostu przywiązałam się do tego zwierzęcia i
traktowałam je już jako nieodzowną część swojego życia. Przez te lata
nasza "praca" ograniczała się do bardzo spokojnych spacerów, jazdy z
zegarkiem w ręku i wyliczanie każdej minuty chodu wyższego niż stęp.
Bywały wzloty i upadki, a ja przez ten czas nie rozwinęłam się
jeździecko w takim stopniu, w jakim bym mogła. Ale nie żałuję, bo mimo
to mam w swoim koniu prawdziwego przyjaciela i jesteśmy razem na dobre i
na złe (zarówno jej, jak i moje). Dzięki mojej cierpliwości — i nie
kryguje się z przyznaniem tego — koń, który dociera już do prawdziwego
wieku emerytalnego, pozostaje w przyzwoitej jak na siebie formie, co
przyznaje także weterynarz znający całą jej historię.
Nie
ukrywam też, że jestem bardzo wdzięczna Kropce, bo naprawdę wiele
błędów i niewiedzy jeździeckiej przez te lata mi wybaczyła. Jeździectwo
to sport, w którym docieranie do dobrego poziomu jest bardzo trudne
(zwłaszcza, jeżeli przez lata jest się nastolatkiem i samoukiem), a im
więcej się umie i wie, tym bardziej uświadamiamy sobie, ile jeszcze
pracy przed nami. Każdy jeździec musi przepracować swoje własne błędy,
nawyki i problemy. Do tego dochodzi jeszcze praca nad samym koniem,
który także nigdy nie jest idealny. To w końcu nie maszyna, która działa
na guziki, ale żywy organizm, który również ma swoje mocne i słabe
strony wymagające odkrycia.
Obecnie
trenuję i rozwijam swoje umiejętności podczas treningów na innych
koniach i pod okiem trenera, a zdobywaną wiedzę staram się dopasowywać
do potrzeb Darii. Wydaje mi się, że po tych wszystkich latach i różnych
kontuzjach, idziemy w dobrym kierunku — pomimo jej coraz bardziej
podeszłego wieku. Oczywiście, wciąż pojawiają się u niej jakieś
zdrowotne problemy — teraz związane już bardziej z wiekiem — ale
pozostajemy w konsultacji z weterynarzem i staramy się dopasowywać
sposób jazdy, ilość ruchu oraz żywienie i warunki życia do jej potrzeb i
możliwości. Bardzo ważne jest dla mnie także, żeby Daria miała w stajni
spokój i dobrą opiekę, dużo czasu spędzała na padoku oraz w
towarzystwie innych koni.
Jak
już pisałam — nie wyobrażam sobie mojego życia bez niej. Posiadanie
konia od bardzo wczesnego wieku ukształtowało moje podejście do życia.
Kropka nauczyła mnie zarówno cierpliwości i pokory, jak i
odpowiedzialności oraz odwagi. Jest moim prawdziwym przyjacielem, z
którym czuję silniejszą więź i relację niż z niejednym człowiekiem.
Wiem, że rozumiemy się bez słów i że ja także jestem dla niej ważna — na
pewno mnie rozpoznaje, obraża się, gdy wyjeżdżam, mamy swoje małe
zwyczaje i typowe zachowania.
Spędzanie
z nią czasu to także moja odskocznia od wszystkich problemów w
codziennym życiu (chociaż w gruncie rzeczy to właśnie ona jest moją
codziennością). Pozwala mi to na oczyszczenie umysłu, zrelaksowanie
się i nabranie odpowiedniej perspektywy do różnych życiowych spraw. Gdy
jestem z nią w stajni, przestaję myśleć np. o problemach z pracy, a gdy
jeżdżę, czuję się jak w ulubionym fotelu i skupiam się tylko na niej.
Wiem, że to właśnie jest moje miejsce na ziemi.
[Magdalena P. ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.