czwartek, 26 czerwca 2014

IV.011
















Neko, Tygrys, Batman i Lejdi

   Jestem zakocona, a zaczęło się 5 lat temu... Zawsze pragnęłam mieć psa! Niestety, praca i obawa, że mój pies byłby samotny, skierowały moją uwagę ku najbardziej pieskiemu kotu. Został nim kot bengalski Neko, cudowny, otwarty, gadatliwy i jak najbardziej koci. Nagle objawiła mi się nowa prawda, że koty tęsknią za człowiekiem i nie są leniwymi podobieństwami Bonifacego! Okazało się, że to nam nie starcza siły, by dorównać energią naszemu kocurowi, który na spacerach (oczywiście na smyczy) wyrywał się do psów i innych kotów.
    Potem pojawił się Tygrysek, który pochodzi z miotu wychodzącej kotki. Gdzieś w okolicach Auchan w Komornikach, na dworze, jesienią, urodziły się maleństwa bez szans na przeżycie. Znalazła się miła osoba, która przygarnęła pręguska, wzięła go do domu, nakarmiła i zaszczepiła. Niestety po miesiącu okazało się, że jej dziecko ma alergię, więc kotka wyniosła przed dom. Na szczęście sumienie, płacz dziecka i sympatia do miauczącego kociaka spowodowały, że zaczęła szukać dla niego domu i tak oto malec  znalazł się u nas. Radosny, towarzyski, skory do zabaw i wybryków – taki jest Tygrysek.
    Batman - czarny kocur - przybłąkał się do Zalasewa jesienią. Przepędzany od domu do domu przykulał się do mnie na spacerze. Był bardzo wychudzony, wyglądał jak mały kociak. Przyszedł z nami aż pod dom, więc go nakarmiłam i dałam wody. Moje koty i koty sąsiadów strasznie go przepędzały, a on tylko cienko miauczał... Na głowie miał liczne strupki, ucho zakrwawione i bał się każdego zwierzaka. Nasz weterynarz ocenił, że to dorosły kocur, zagłodzony i po przejściach. Trudno dokładnie określić jego wiek, bo ma wybite przednie zęby, ich resztki nadal są w dziąsłach, więc musiał to być upadek albo mocne kopnięcie. W tej chwili Batmanik ma już nadwagę, bo ... kocha jeść. Uwielbia leżeć na kolanach i na kanapie. Pilnuje też swojego domku i swojej pani. Gdzie ja tam i on, wszędzie widzę te jego kochające zielone oczyska.
    Lejdi jest kotką z interwencji. Żyła w strasznych warunkach w pseudohodowli  z 72 niewykastrowanymi kotami na 50 m2. Koty te musiały walczyć o jedzenie i wodę. Rozmnażały się, chorowały i umierały. Zostały odebrane właścicielce, która czeka na rozprawę sądową, dlatego Lejdi ma u nas na razie tylko dom tymczasowy. W lutym 2014, kiedy pojawiła się w naszym domu, nie ważyła nawet 2 kg, miała łyse plamy na skórze, była odwodniona, chora i w depresji, a jednak bardzo pragnęła kontaktu z człowiekiem. Teraz jest już piękną, zdrową kotką, skorą do zabaw i igraszek. Załącza traktorka jak tylko nas widzi i ... mrrrruczy, mruczy aż ktoś ją pomizia po głowie. Jest zawsze tam gdzie my!
….takie są moje koty. Poświęciliśmy im wiele czasu, wysiłku, uwagi a one w zamian dały nam niesamowitą kocią miłość i dają ją nadal, dlatego uważam że warto, warto przyjąć bezzębnego kociego przybłędę. Jest w nim magia, którą Was zaczaruje i nagle stanie się dla Was najcudowniejszym kotem na świecie …tak, jak to się stało u nas.
Marzena Bartel


wtorek, 24 czerwca 2014

IV.010









O Klarze kilka słów napisała Honorata, która w sesji wystąpiła razem z Mamą, panią Teresą. Oprócz posiadania własnego zwierzaka, prowadzą u siebie dom tymczasowy, ratując kocie biedy.
Oddaję głos Honoracie:


„Klara jest z nami od września 2011 roku. Wypatrzył ją najpierw na ulicy w centrum Wrocławia mój chłopak. Ponieważ wyglądem odróżniała się od okolicznych bezdomniaczków, a na szyi miała obróżkę, od razu przykuła jego uwagę. Niestety, kiedy próbował ją zawołać - uciekała. Przez kolejny tydzień, już we dwoje, wypatrywaliśmy jej i pewnego wieczora znów się pojawiła. Wyglądała już znacznie gorzej. Po prawie godzinnych podchodach udało się nam ją złapać. Gdy wzięliśmy ją na ręce, okazało się że waży tyle co nic, jest bardzo słaba, brudna i trochę podrapana. Po przyjściu do domu zaczęliśmy delikatnie wyciągać to, co zaplątało jej się w sierść, w tym patyczki, martwe owady, kawałki trawy. Kicia nie chciała jeść, natomiast dosłownie rzuciła się na miseczkę z wodą. Tej nocy wypiła 3 spodeczki. Nasz własny kot Marcel, chyba wiedział, że coś jest nie tak, bo nawet na nią nie fuknął. Obroża na jej szyi okazała się obróżką przeciwpchelną i nie posiadała żadnych danych ewentualnego właściciela. Zaskoczyło nas natomiast, że po ok. godzinie pobytu w domu wskoczyła na moje kolana i zaczęła ugniatać łapkami i cichutko mruczeć. Następnego dnia mój tata zawiózł nas i Klarę do weterynarza, gdzie została zbadana, odpchlona i odrobaczona. Weterynarza zaniepokoiły zadrapania na ciele kici, zwłaszcza jedno w okolicy oka, przy którym zaczęła zbierać się mała ilość ropy. Padła decyzja o kwarantannie, bo kotka może mieć koci katar, a mimo że nasz Marcel jest regularnie szczepiony, to nie wolno było ryzykować. I w taki sposób kotka trafiła do moich rodziców, którzy zgodzili się ją przetrzymać przez 2 tygodnie okresu kwarantanny. Jeszcze tego samego dnia rozwiesiliśmy po okolicy ogłoszenia, że znaleziono kota, a w następnych zasypaliśmy nimi internet. Niestety nikt się po nią nie zgłosił.
Przez cały okres kwarantanny wszyscy bardzo dbali o Klarę, a ona odwdzięczała się cichutkim mruczeniem i w krótkim czasie podbiła serca wszystkich domowników, a najbardziej mojego brata. Zapadła decyzja, że nie będziemy szukać dla niej nowego domu, tylko zostanie już z nami na zawsze.”

piątek, 20 czerwca 2014

IV.009












Dziewczynka ze zwierzątkami...
Obiecałam, że przy innej okazji opowiem o domu Ani. Bo Ania z okazji studiów zamieszkała w Łodzi, a co się z tym wiąże zamieszkała nie sama. Są więc dwa koty i dwa psy. Ara była obecna na sesji gościnnie. Jest więc kocur po przejściach, który zrobi absolutnie wszystko by być przy Ani, wtulać się i zajmować sobą opiekunkę. Wszystko włączając w to popsuciem klamki tak by Ania nie mogła wyjść z pokoju. Morfeusz po prostu uważa, że kotu (w tym wypadku jemu) należy się 100% uwagi 24h na dobę. Razem z Chiquitą psocą pod nieobecność swojego człowieka w domu. Panna kotka nie jest pewna, czy lubi pozować do zdjęć, ale zawsze jest pierwsza do miski. Również miski Morfeusza, który zamiast jeść, delektuje się tym co dostał. Awanturnik Marco robi - jak na małego psa przystało - dużo hałasu. Przy czym jest to zabawny piak, który uwielbia wszystkie psie damy, jakie tylko zobaczy. Chłopak ma słabą głowę, więc traci ją dla każdej napotkanej. Nie wiem jednak czy stracił ją również dla Sitty, która z okazji młodego wieku może jeszcze nie być w jego typie. Sitta natomiast... to jak na wilczka bardzo leniwy piesek, który robi miny i jak tak dalej pójdzie może zostanie gwiazdą memów.

Takie towarzystwo można spotkać u Ani, delikatnej dziewczynki, która swoje serducho oddaje zwierzakom.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

IV.008












W słoneczne, sobotnie południe pojechałam odwiedzić Martynę i Kubę oraz ich futrzaste dzieci. Suczka owczarka szetlandzkiego - Lucy jest radosnym, przyjacielskim stworzeniem. Jednak jako jedyny pies w kocim towarzystwie, nie bardzo zdaje sobie sprawę z faktu, że nie jest kotem. Uwielbia bawić się pluszową myszką i rozdawać buziaki. 

Jako pierwszy kot do Lucy dołączył biało-bury Herbercik. Herbercik - zabiedzony i chory, został zabrany przez Martynę z pewnego osiedla. Teraz jest okazem zdrowia i puchatości. Jednak bardzo nie podobał mu sie pomysł sesji fotograficznej i wyniośle unikał aparatu. 

Rudy Elvis został znaleziony w parku w Katowicach, kiedy po prostu szedł przed siebie. Elvis trafił do przytuliska, jednak jest kotem, który nade wszystko ukochał długie wędrówki, więc zamknięty w niewielkim pomieszczeniu wył w niebogłosy (stąd imię). Martyna wzięła go do siebie, żeby mógł spacerować do woli. I tak sobie spaceruje - tylko idąc przed siebie czasem zapomina, jak wrócić. Zna go już prawie całe Jaworzno, a Martyna co jakiś czas jest zmuszona organizować spektakularne akcje poszukiwawcze. Zamknięty potrafi zrobić sobie krzywdę w gwałtownych próbach wyjścia na zewnątrz. Ostatnio trochę się już ustatkował, ale dalej chodzi z Martyną i Lucy na spacery, lubi też odwiedzać swoją ulubioną sąsiadkę i spać u niej w domu na kanapie. Bardzo lubi ogrzewanie podłogowe w łazience.

Buraska Kiwi została adoptowana jako 3-miesięczne kocię. Martyna chciała adoptować jakąś trikolorkę albo innego kolorowego kociaka, a do domu oczywiście wróciła z chorującą, wychudzoną buraską, która wyglądała jak... owoc kiwi. Dzięki troskliwej opiece i miłości swoich Dużych, Kiwi jest teraz dorosłą, zdrową panną. Chodzi po podwórku w szeleczkach i czasami udaje jej się upolować jakieś zasuszone ptasie skrzydełko zostawione pod krzakiem przez Bercika. Jest wtedy bardzo z siebie dumna. 

Piątym futrzakiem jest biało-rudy kot Otis, który przyszedł sobie pewnego dnia wyczuwając, że tutaj dobrze się nim zajmą. Otis szuka własnego stałego domku - a właściwie to zacznie szukać, jak już się przekona do ludzkiego towarzystwa. Przyjaźni się z Lucy i resztą kotów, w ogródku ma drewniany, ocieplany domek na zimę, a kiedy tylko zgłodnieje dostaje miseczkę jedzenia. Na razie nie uważa aby większe oswajanie było mu potrzebne.