piątek, 20 grudnia 2013

III.030






Dziś mam przyjemność przedstawić wam Nukę, szczeniaka w typie owczarka niemieckiego. 
Ona i jej dwie siostry zostały znalezione bezdomne na działce, jednak dzięki dobrym ludziom, Nuka znalazła swój dom tymczasowy. Okazała się być bardzo inteligentną, i wpatrzoną w człowieka psiną. Mimo początkowych problemów, Nuka nawiązywała coraz większą więź ze swoją tymczasową właścicielką. Już po niedługim czasie nie dało się poznać, że wychowywała się bez kochającego domu. Taka przyjaźń zdarza się raz w życiu - dlatego też Magda zdecydowała się zatrzymać Nukę. Tym sposobem zyskała ona stały dom i kochającą ją całym sercem rodzinę.

środa, 18 grudnia 2013

III.029







Nasze studenckie mieszkanie zamieszkują z nami dwa kocury - Maniek i Winyl. 
Czarno-biały Maniek jest zdecydowanie bardziej nieśmiały z tej dwójki. Potrzebuje czasu, aby zaufać człowiekowi, ale jak już to zrobi - to kocha całkowicie. Pełni rolę przytulanki i grzejnika, bo większość czasu spędza w ludzkim łóżku, mrucząc głośno do ucha.
Winyla nie da się nie pokochać. Jego właścicielka kiedyś nie lubiła kotów - teraz nie wyobraża sobie bez niego życia. Trafił do mieszkania z przypadku, jeszcze jako mały kociak. Winyl uwielbia ganiać za piłeczkami i wędkami, kocha, gdy poświęca się mu uwagę. Lubi spać na wszelkich torbach i torebkach, a czasem na kolanach człowieka, robiąc przy tym intensywny masaż. 

wtorek, 17 grudnia 2013

III.028













O tej gromadce najlepiej opowie właściciel, czyli Orestes - a tak dokładnie  to syn właścicielki, Mireli. Oddaję mu głos.
"Pewnego razu była sobie chatka. Niegdyś spokojna i cicha, teraz wypełniona życiem i radością. Odgłosom życia codziennego towarzyszą dźwięki kociego mruczenia i psiej zabawy. 
Wszystkie te elementy składają się na wesołą symfonię, której linia melodyczna pozostaje w głowie na długo po opuszczeniu tego domostwa.
Celty (Border Collie) jest dyrygentem orkiestry. Ona decyduje, co będzie grane i kto będzie brał w tym udział. W wolnych chwilach uczy śpiewu pozostałych domowników. Bez większych sukcesów. Od czterech lat jej wspaniały wysoki głos kieruje stadem. 
Joya (huskowata) jest solistką. Świetnie zdaje sobie sprawę ze swoich wokalnych umiejętności, dlatego jej koncerty zdarzają się rzadko. Każdemu występowi towarzyszy zainteresowanie całego domu. Jako jedyna bowiem potrafi wyć na podobieństwo swoich wilczych kuzynów. Pięć lat temu została znaleziona przy drodze. Przestraszona i chora. Po kilkumiesięcznym pobycie w szpitalu, jako pierwsza zagościła na scenie operowej chatki. Leniwa i piękna - prawdziwa gwiazda.
Hera (perska) jest jak człowiek grający na trójkącie w orkiestrze: nie słychać go, ledwo widać, a jak już przychodzi jego pora, to wygląda, jakby żałował, że nie przykładał się w szkole muzycznej. Czasem jednak słychać kotkę. Jej ciche miauknięcia przypominają delikatne dźwięki dzwonków, które porusza wiosenny wiatr. Znaleziona na moskiewskiej ulicy gra z nami od długiego czasu.
Dżuma (wyżłowata) jest jak nieśmiała dziewczynka w chórze. Nie zacznie śpiewać, dopóki nie usłyszy, że inni już zaczęli. Jej skromność idzie w parze z wielkim sercem. Każdy zwierzak jest jej przyjacielem, a orkiestra jest jej rodziną. Czekała ponad rok w schronisku, by w końcu z radością koncertować.
Simba (rudy) jest skrzypcami. Trudno wyobrazić sobie muzykę klasyczną bez skrzypiec, tak i trudno wyobrazić sobie dzień bez wesołego poszczekiwania Simby. Zawsze zaczyna od wesołych tonów, a kończy na pełnym rozstrojeniu. Nie jest może najbardziej utalentowanym muzykiem, ale na pewno jest ambitny. Sam znalazł chatkę i nie widzi mu się jej opuszczać.
William (biało-rudy kot) jest jak bęben. Jest gruby. "

poniedziałek, 16 grudnia 2013

III.027

 
  







Bury to nie kolor - bury to styl życia.

Moja futrzana połówka znalazła mnie 2 lata temu, gdy pojechałam do Fundacji pod Jednym Dachem. Daniels uwielbia trzeszczeć na sroki, przerabiać kartony na troty i spać z pyszczkiem na komputerowej myszce. Jest specjalistą w otwieraniu szaf i topieniu futrzanych myszek. Od pierwszej nocy śpi w zgięciu moich kolan, zawsze wita mnie w drzwiach z zaspanymi oczami, a na spacerach kroczy dumnie przy nodze parkową alejką.

Bury ma chorobę sierocą i jest znerwicowanym kotem, więc musiałam starannie dobrać mu towarzystwo. Tym sposobem trafiła do nas urocza, dobrze wychowana koteczka rasy devon rex o przyjaznym i wesołym charakterze. Bacardi jest księżniczką w każdym calu. Jak chce na kolana, to nieważne, że człowiek stoi, ona i tak dopnie swego. Od pierwszego dnia łaskawie pozwala Danielsowi na mycie swoich wielkich uszu, w zamian pomagając mu w dokańczaniu posiłków. Uwielbia małpie akrobacje na drapaku, aportowanie patyków i dzikie gonitwy za swoim adoptowanym bratem.

Jestem szczęśliwa, że trafiłam na swoje koty.

sobota, 14 grudnia 2013

INSPIRACJE_001

Moją nieustającą inspiracją są koty. W moim domu mieszka Mzimu adoptowane z kociej rodziny żyjącej w wiejskiej oborze. Ale tradycja kocich adopcji w naszym domu funkcjonuje od czasów mojego dziecństwa. Moja mama miewała i po kilkanaście kotów, którze zawsze miały się dobrze i żyły w zgodzie. Mieszka ze mną i Mzimu także Sunia Dźwiedź, starsza Sunia Niunia - adoptowana ze schroniska, już niestety opuściła ten świat. 
Załączam zdjęcia niektórych kocich szalików. Ciągle dziergam nowe, ku radości swojej i - jak mnie informują - noszących.
Patrycja Janowska, czyli Ptaszkowieniebiescy




/zdjęcia i tekst przesłane przez Patrycję Janowską/

czwartek, 12 grudnia 2013

III.026



















Cześć,

Przedstawiam Wam Messie – fantastyczną sunię adoptowaną z gdyńskiego Ciapkowa. Ma około 7 lat, choć czasem zachowuje się i bawi jak szczeniak. Śmiem twierdzić, że Messie jest najmądrzejszym psem na świecie.
Mała została adoptowana w listopadzie 2012. Wraz z moim partnerem poznaliśmy ją już jednak w lipcu w zeszłym roku - gdy jako wolontariusze wyprowadzaliśmy psiaki na spacery. Regularne spacery przeistaczały się w mocne postanowienie, że znajdziemy dla niej dobry dom. Sami zakładaliśmy bowiem, ze przez częste wyjazdy nie będziemy mogli mieć psa.

I co? I po prostu byliśmy w błędzie…
Więź naszej przyjaźni schroniskowej zmieniła się, gdy Messie nieco się rozchorowała. Szybko do weterynarza. Diagnoza: zapalenie pęcherza i sunia ma pomieszkać kilka dni w izolowanym, ogrzewanym pomieszczeniu. Zrzedła nam mina i pojawił się wewnętrzny sprzeciw: „Jak to? Do izolatki?”. Poprosiliśmy zatem, aby Mesiak mógł przyjechać do nas jako do domu tymczasowego, póki nie wydobrzeje. Przyjechała. A 2 dni później już została u nas na stałe.

To była najlepsza decyzja, jaką mogliśmy podjąć. Po kilku dniach nie mogliśmy już sobie przypomnieć, jak to było bez niej w domu. A nasze obawy odnośnie trybu życia? Po prostu na nasze wyjazdy jeździmy teraz z psem. Chodzimy z nią po górach, zabieramy na wakacje. W zasadzie niewiele się zmieniło. Poza tym, że mamy kawał bezwarunkowo kochającego psiego szczęścia na kanapie w domu, zdrowszy tryb życia i nieprawdopodobnie dobre emocje związane z samym posiadaniem psa.

Było warto.

środa, 4 grudnia 2013

III.025















Oto trójka moich Futer: Bobik – biało-bury chłopak, Rozalka – liliowa brytyjska arystokratka i Calima – fanka wszystkich ludzi. Ja nazywam się Gosia.

Od urodzenia miałam kontakt z psami. Miłość do zwierząt, a w szczególności do psów, odziedziczyłam w genach po babci Adeli. Moja mama nie, ale mimo wszystko pozwoliła mi mieć chomika, psa, kanarki, kota, kolejnego psa.

Kiedy założyłam swój dom, dostałam od babci psa – suczkę Dżili. Dżili była ze mną 15 lat i była prawdziwą jedynaczką – nie tolerowała żadnej konkurencji. Gdy odeszła za Tęczowy Most postanowiłam, że kolejne Futro musi mieć towarzysza.

Pierwsza pojawiła się Rozalka – koteczka z cudownej, idealnej hodowli. Rozalka nie wie, co to smutny los. Rozpieszczana w hodowli i u mnie nie zna innej opcji życia, jak wygoda i spokój. Żyje swoim własnym życiem, obok człowieka, na dystans. Mimo dystansu, jaki okazuje, pragnie głaskania, pieszczot, uwagi i zabawy z człowiekiem. Domaga się także zabawy z pozostałymi Futrami, ale wszystko na jej zasadach i wtedy, kiedy ona tego chce.

Calima pojawiła się miesiąc po Rozalce – są równolatkami. Nigdy wcześniej nie miałam psa, który tak bardzo kochałby ludzi – wszystkich bez wyjątku. Każdy na ulicy i każdy, kto do nas przychodzi, może liczyć na przytulającego się psa, pchającego się na kolana, liżącego ręce, szczęśliwego, że pojawił się człowiek. Brak dostępu do ludzkich kolan i człowieka byłby tragedią nie do przeżycia. Najukochańsze słowo świata: „jedziemy?” – wybucha wtedy istne szaleństwo radości.

Bobik – najmłodszy z trójki, główny bohater fotoreportażu – to chłopak ze wsi. Był jednym z pięciorga rodzeństwa, które „właściciel” postanowił utopić w beczce. Dwa maluchy, Bobik i jego siostra, miały szczęście. Nie dały się złapać i trafiły do Pomorskiego Kociego Domu Tymczasowego. Gdy poznałam Bobika, był siedmiotygodniowym maleństwem, nieśmiałym i zalęknionym – chował się pod regały i nie był zainteresowany człowiekiem tak bardzo jak inne kociaki. Przez całą drogę do nowego domu rozpaczał w transporterze. Gdy przyjechał na miejsce, nastąpiła zmiana: nieśmiały, zalękniony i chowający się kotek natychmiast stwierdził, że jest u SIEBIE – tam gdzie powinien być. Nic nie robił sobie z dużego kota i szczekającego psa. Nigdy nie schował się pod żadnym regałem czy łóżkiem przed nikim. Chodził krok w krok za psem i uczył się od niego.

Czasami myślę, że Bobik nie jest kotem, tylko kotopsem. Gdy ktoś dzwoni do drzwi, najpierw biegnie szczekający pies, a zaraz za nim Bobik i obydwoje stoją przy drzwiach, bo ktoś idzie. Z punktu widzenia Calimy – ktoś, kto ją przytuli, pogłaszcze. Z punktu widzenia Bobika – ktoś, kto pobawi się z kotkiem. I tego kogoś trzeba przywitać już od progu, nie ma potrzeby zachowywać dystansu i po namyśle podejść lub nie do człowieka (jak to robią koty), trzeba koniecznie od razu się pokazać i domagać uwagi.

Każde z Futer jest inne, ma inny charakter, ale mają jedną wspólną cechę – są całkowicie pozbawione agresji. I każdego dnia biorą czynny udział w życiu człowieka.

Życie bez zwierząt byłoby dużo uboższe.