poniedziałek, 27 listopada 2017

VII.057




   









                             


Maja

Hej! Jestem Maja, mam prawie 2,5 roku, moje imię pochodzi od jednej z gwiazd w gromadzie Plejad. Nie bardzo wiem, co to oznacza, ale chyba mi się podoba. Jak byłam mała zostałam znaleziona wraz moimi dwoma braćmi na jednym ze szczecińskich podwórek. Niestety do dziś został tylko jeden i nie wiem nawet, gdzie teraz mieszka. Ja od dwóch lat mieszkam z moim przyrodnim bratem Ubikiem, który jest ode mnie dwa lata starszy. Na początku chyba nie był zadowolony z mojej obecności, ale jakoś się dogadaliśmy i teraz jest super. Bawimy się razem w berka, wylegujemy na łóżku, czasem się kłócimy. Takie tam kocie sprawy. No i są też Duzi. Duży Tata i Duża Mama. To ci, co przynoszą jedzenie i wymieniają żwirek w kuwetach. Mama jest bardziej surowa niż Tata. Nie pozwala chodzić po blacie w kuchni, pić wody ze zlewu, leżeć na suszarce, wskakiwać na drzwi. Mimo to ją lubię, bo się ze mną bawi, bierze na ręce i daje buziaki. A w ogóle, to jestem mistrzem domu we wskakiwaniu na drzwi. Ubik przegrywa walkowerem, bo ten ciamajda tylko na parapet potrafi wskoczyć. I to z łóżka. Tato jest fajny. Bawi się z nami, bierze mnie na ręce i pozwala na wszystko. Mogę sobie spać na lodówce, drapać pufę i wchodzić do szafki z talerzami. Tylko do tej dużej szafy w przedpokoju mnie nie wpuszcza. Mówi, że coś zniszczę, czy coś takiego. Też coś! Nie lubię tylko, jak obcina mi pazurki. Tak długo je zapuszczam. Moim hobby jest też śpiew operowy. Nie rozumiem tylko, czemu Duzi nie podzielają mojej pasji, przecież tak ładnie śpiewam! No i mówią, że często broję. Nie moja wina, że lubię sprawdzać, czy nie zapomnieli czegoś na zakupach, co tak ładnie pachnie w koszu na śmieci albo spać w rękawie kurtki.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i lecę poskakać na drzwi.

czwartek, 23 listopada 2017

VII.056






























Pogo i Paloma, czyli wycieczka do Jarocina

Na fp wspominałam, że jadę do Jarocina na sesję. No i pojechałam — możliwość poznania rodziny Wioli (wraz z jej dwoma kotami) była przyjemnością. Na dokładkę do marcinowych rogali Wiola zgodziła się opowiedzieć Wam o swoich podopiecznych, dlatego oddam jej głos.


Leży Pogo na kanapie... Albo na fotelu. Ewentualnie stół w jadalni też ujdzie. Zdziwiłam się, że w ogóle podniósł głowę, by dać się sfotografować. On sam momentami wydawał się tym faktem równie zaskoczony. Ten typ tak ma. Śpi tak długo, aż nie zrobi się głodny, po czym wisi nad miską, póki nie zachce mu się spać. I jeśli dołożyć do tego mruczenie, które można sklasyfikować gdzieś pomiędzy zakatarzoną trzylatką a kosiarką sąsiada, wyjdzie wielka ruda podusia potrafiąca wprawić w wibracje cały mebel, który w danej chwili zaszczyca swą obecnością. Od zawsze tak ma, jego matka chrzestna, opiekunka, która zajmowała się nim tymczasowo, zanim trafił do nas, może potwierdzić. Z jego przeprowadzki do nas to w ogóle same dobre rzeczy wynikły. Z racji przypadłości, którą roboczo nazwiemy tikiem, Jaśnie Rudy rzuca łepetynką, jak tylko coś go zainteresuje. Dzięki temu zyskał moją dozgonną miłość, przytakując wszystkiemu, co do niego powiem. ABSOLUTNIE WSZYSTKIEMU.
Kiedyś miał starszą siostrę, a od niespełna roku ma młodszą. Również adoptowaną. Socjalizacja przebiegła podręcznikowo. Znaczy wg podręcznika, który w nazwie zapewne miał „jak tego nie robić”. Skutki? Po 48 godzinach od pierwszej wymiany zapachów przez drzwi transporterka sierście spały ogon w ogon na tej samej kanapie, a wzajemne syki i podchody skończyły się jeszcze pierwszego wieczoru.
Paloma to kot, który jest wszędzie. Potrafi się znaleźć nawet, co prawda tylko częściowo, w mojej owsiance na śniadanie. Ale... Sierść to przyprawa, sierść to przyprawa... I w przeciwieństwie do towarzysza niedoli, jaką jest posiadanie mniej niż troje niewolników ludzkich na głowę, nie musi być budzona, co dwanaście godzin celem sprawdzenia podstawowych czynności życiowych, bo oznaki tychże widać i słychać dość często. Kiedy jednak się już zmęczy, potrafi wleźć na człowieka zagospodarowując na nim powierzchnię z grubsza płaską na legowisko. Takie, które przed snem trzeba sobie, a jakże, odpowiednio udeptać... (Tak, bywa, że nie boli. Ale to rzadko) 
Wszystkie trzy nasze koty, bo liczę także i pierwszą kotkę, stały się naszymi w okolicznościach bardzo nietypowych. Tita, mała buraska, w założeniu była kotem, ale przy pierwszym można się jeszcze pomylić, prawda? Przegrała walkę z chorym serduszkiem, ale przez dwa lata zdążyła przekonać wszystkich domowników o wyższości kota nad człowiekiem.
Później nie mieliśmy już tyle „szczęścia” w znajdowaniu kotów na ulicy. Pogo i Paloma trafiły do nas spod skrzydeł fundacji. Koty, można rzec, odpicowane, bo odrobaczone, sterylizowane, z książeczką zdrowia i szczepień. Ale oba, jako koty ponoć specjalnej troski. I tak sobie jeżdżą w lalkowych wózkach, pomieszkują w domkach z klocków i podgrzewają dziecięce łóżeczka. To chyba jest wyjątkowa troska.
5 lat z kotami pod jednym dachem wygenerowało sporo dyskusji. Moja młodsza córka urodziła się, kiedy koty już z nami były, więc ilość argumentów, jakie padły ze strony otoczenia, żeby jeszcze w ciąży koty oddać to lista długa i... męcząca. „Koty i kobieta w ciąży? Jak to?” „Kot i noworodek? Przecież udusi ci to dziecko”... Moje alergie, przedszkolne i szkolne wirusy znoszone przez dziewczynki niewinne koty też zdaniem niektórych powinny odpokutować wygnaniem. A ja ciągle, mówię NIE i mam ku temu powody, bo powtarzanie fałszywych stereotypów o toksoplazmozie choćby, czy alergii na kocią sierść jest bardzo już irytujące. Za to nic tak nie uspokaja, jak udeptująca plecy kotka albo warkoczący za plecami kot.
[Wiola Jankowska]

niedziela, 19 listopada 2017

VII.055


Jarvis









Janka










Zorka







Spełnianie marzeń i nowy ład 

U Izy byłam przy okazji czwartej edycji. Poznałam wtedy Zorkę i Jankę. Iza przez ten czas bardzo pomogła straumatyzowanej Jance. Sunia zmieniła się, choć nadal boi się wystrzałów, hałasów, nachalnych psów, których akurat nie ma ochoty oglądać. Jednak w życiu Janki pojawił się nowy "element" wymagający od niej przystosowania się. Jarvis. 
Iza marzyła o drugim psie. Marzenia były całkiem realne, jednak wciąż brakowało szczęścia i odwagi, by je zrealizować. Ale nagle w uporządkowanym świecie Izy zdarzył się "przypadek" i tak Jarvis z Wrocławia przyjechał do Łodzi. 
Dla Janki to stres, nowe okoliczności i jednocześnie szansa do kolejnej pracy nad sobą Jarvis nie ma zahamowań ani złych nawyków, a Janka uczy się nowych umiejętności — wokalizuje, kiedy podgryza młodego... Tak, Janka zaczęła mieć bezpośredni kontakt fizyczny z drugim psem. On nie pozostaje jej dłużny, jest w nią zapatrzony.  
Za to Zorka uznała, że na razie nie chce wchodzić w bliższe kontakty z nowym psem. Zawsze kiedy młody domownik zbliża się do niej lub znajdzie się za blisko — dostaje w czapkę.  
Powoli wszystkie dziewczyny: Iza, Zorka i Janka przyzwyczajają się do Jarvisa, który całkiem namieszał w ich życiu. Jarvis powoli rozwija się — uczestniczy w szkoleniach, uczy się komend obserwując Jankę... Jest fajnie, choć wymagająco. Jeżeli więc zastanawiacie się nad spełnianiem marzeń, to powiem Wam, że warto. Mimo masy czekającej ich pracy, ogromu emocji, pobudliwości i konieczności przeorganizowania życia Iza i jej podopieczni są tego najlepszym przykładem.