sobota, 11 listopada 2017

VII.054












Lekcja autoprezentacji u profesora Marcela 

Przed każdą wizytą w ramach akcji zastanawiam się, czym przekupić modela, czy będzie się bał, czy zaakceptuje zapach moich kotów, a może go zanudzę… Gosia uspokajała mnie, że jej kot lubi sobie pogwiazdorzyć i nie trzeba go do tego specjalnie zachęcać, jednak to, co mnie spotkało, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.  

Marcel przywitał mnie w progu swoją puchatą burością. Mruknął coś pod nosem i bez zbędnych ceregieli zaprowadził mnie do łóżka, gdzie przez kolejne 2 godziny uprawiał autopromocję. A sława nie jest mu obca! 2 lata temu brał udział w akcji fotograficznej przedstawiającej prawdziwe oblicze kotów niepełnosprawnych. Do zdjęć pozował na kolanach swojej opiekunki i tryskał radością, ponieważ jak na 10-latka przystało, twardo stąpa po ziemi, ale nie ulega wątpliwości, że po człowieku lepiej na miękkim. Jako profesor nauk społecznych posiada swój fan page na FB, a jestem przekonana, że mieszkanie z młodą adeptką fotografii niedługo doprowadzi do pojawienia się tam pięknych zdjęć kociej codzienności. Na wielu mądrych pracach pucował swoje futerko i wiele prac Gosi pozytywnie zrecenzował, omijając klawisz „delete” w trakcie laptopowej drzemki. Czasem zakłada okulary, by dodać powagi swemu spojrzeniu, aby zaraz potem rozłożyć się na kocu i pokazywać światu swe rodowe bombki.


Brzmi jak sielanka, prawda? Na co dzień tak jest, ale życie z białaczką potrafi niemiło zaskoczyć. Marcel urodził się na podwórku i wybrał właściwą osobę do spędzenia z nim życia. Przez jakiś czas był kotem wychodzącym i możliwe, że zaraził się wirusem w trakcie sąsiedzkiego sporu o miedzę. Kilka lat temu znalazł się w tragicznym stanie. Tylko dzięki szybkiej interwencji swojej opiekunki oraz cudownej duszy, której kot użyczył krwi do wykonania transfuzji, może obecnie cieszyć się dobrą kondycją. Gosia stara się, żeby jej podopieczny miał jak najmniej stresu w życiu, co mogłoby drastycznie obniżyć jego odporność. Ponieważ kocur przede wszystkim potrzebuje być blisko człowieka, na czas wyjazdów naukowych zapewnia mu dobrze ułożone damy do towarzystwa, którym może mruczeć w pościeli do ucha o kocich marzeniach. 

Krąg fanek burasa stale się powiększa i przyznaję, że z wielką przyjemnością do nich dołączyłam. Ciężko było zrobić mu zdjęcie, bo ciągle się ruszał, miział, barankował, ugniatał, aż wreszcie postanowił zasiąść na moich kolanach. Nie potrzebowałam żadnych akcesoriów ani smakołyków, by zyskać jego zaufanie. Byłam kolejną damą na jego obszernym dworze! W momencie, gdy do mnie podszedł, skierował na siebie całą moją uwagę. Zaprosił mnie do swojego świata i obdarzył cudownym kocim uśmiechem, na widok którego nie miałam serca opuścić go i wrócić do domu. Jak to zrobił? Tego chyba musi mnie nauczyć na kolejnej lekcji…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.