czwartek, 2 października 2014

IV.082






Jakiś czas temu odwiedziłam dom Kocilli. Zabawek miała od groma, do wyboru do koloru, co kto lubi. Kotka ze ślicznym, białym futerkiem podbiła serca Kasi i Janka. Dziś będziecie mieli relację z punktu widzenia obydwojga człowieków Kocilli.

Mała Biała Kocilla okiem dwojga Dużych – zupełnie spontanicznie postanowiliśmy napisać każde swoją wersję opowieści o Małej Białej:

Okiem Katarzyny:

Odkąd pamiętam, kochałam „wsystkie kotecki”. W wieku 5 lat napisałam podanie: JAHCE KOTA! (pisownia oryginalna) i wręczyłam babci. Zawsze koty gdzieś były w moim życiu obecne i wiedziałam, że kiedyś jakiś pojawi się na stałe w moim domu... A potem dorosłam, skończyłam studia, zakochałam się w kotach rasy maine coon i powiedziałam: wielki czarny maine coon albo nic. 
Aż nagle w połowie listopada 2013 na fanpagu 'Przygarnij Kota' mignęła mi ona – Śnieżynka (pod takim imieniem figuruje w papierach). Mała, biała, wychudzona, głucha, z brakami w futrze, nieśmiała i przestraszona.
Oj, długo trwało myślenie... Bo jak to białe, a nie czarne? A jak sobie poradzić z głuchym kotem? Tydzień trwała próba zapomnienia o Śnieżynce, kolejny tydzień burzliwe dyskusje – czy sobie poradzimy? Czy to dobry moment na kota? Potem poszło już błyskawicznie, wizyta u Kotka, wizyta adopcyjna i 6 grudnia 2013 roku Śnieżynka dostała w prezencie Dom i dwoje Dużych.
Jaka jest? Oj ma charakterek... Kocha przytulanie, ale tylko wtedy kiedy sama chce, uwielbia biegać i drzeć swój pyszczek na całe mieszkanie (a że się sama nie słyszy, to nie reguluje swojej głośności), jest wybredna przy jedzeniu i niewybredna przy wyborze przyjaciół. Najbardziej zwykle zainteresowana jest tymi gośćmi, którzy za kotami nie przepadają. Lubi przesiadywać na kolanach mrucząc i bardzo nie lubi, gdy ktoś dotyka jej puchatego ogona. Zyskała sobie u nas milion przezwisk i mimo że, najczęściej zwana jest Kocillą lub Małym Białym Złem, jest najgrzeczniejszym kotkiem na świecie.

Okiem Janka:

To był szósty grudnia roku pańskiego 2013. W ten właśnie dzień w naszym życiu pojawiła się Ona. Chuda, wyliniała, rozczochrana, z dystansem do innych przedstawicieli swojego gatunku. 
Nasze mieszkanie to był nasz prezent mikołajkowy dla Niej. Z cierpliwością czekaliśmy na doprowadzenie „wypłosza” do stanu kota właściwego. I tak z miesiąca na miesiąc zaczynała wypływać cała prawda o tej puchatej istocie. Ta oto Kota, po dziewięciu miesiącach wspólnie spędzonych, jest personą narzucającą nam swoja wolę, degradując nas do roli służby. Spychania na margines w swoim własnym mieszkaniu, czekamy na dalszy rozwój sytuacji. Czy żałujemy decyzji o opiece nad kotem? Nic bardziej mylnego. Po stokroć lepiej być sługą Jejmości, niż nigdy nie zaznać szczęścia poznania tego stworzenia.

Kasia i Janek

1 komentarz:

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.