środa, 22 października 2014

IV.101








Od czasu kiedy ostatnio widziałam koty Asi, przybyła jej urodziwa świnka morska. Właściwie to świnka jest podopieczną starszego syna Asi, chociaż raduje oczy wszystkich domowników. Opowieść o zwierzakach zostawiam Joannie. 


Koty miałam prawie zawsze. Zaczęło się od jednego, którego mama przyniosła, bo dzieci powinny uczyć się odpowiedzialności. A potem znosiliśmy każdą biedę, jaka dała się złapać. Część zostawała, części znajdowaliśmy nowe domy.



Co mogłam wynieść z domu na samodzielne mieszkanie? Oczywiście kota. Agatę (biało czarna kotka z czarnym nosem) moja mama przyniosła ją z pracy. Domowe kociaki podrzucone wśród maszyn produkcyjnych, nie miały zbyt dużych szans. Agatę weterynarz trzepała z pcheł na dworzu, sypały się jak, no... niezupełnie śnieg.
W domu szybko okazała się księżniczką wymagającą hołdów i specjalnego miziania.
Długo nie była sama, mój jeszcze-wtedy-nie-mąż też lubi koty. Druga była Coltaine, szaro bura kociczka wzięta od kotki, która okociła się przy budce strażniczej w jego pracy. Colti dostała imię z książki, nie do końca byliśmy pewni, czy nie okaże się chłopcem, staraliśmy się znaleźć coś, co łatwo przekręcić na dowolną płeć. 
Colti okazała się straszną łazęgą. Zapewniła nam wiele wieczornych spacerów urozmaiconych kicianiem po krzakach i dziwnymi spojrzeniami przechodniów. 
Co rok to prorok, znów znajda potrzebowała domu i przybył Rozbój. Bardzo rezolutny kawaler, potrafiący bardzo głośno domagać się uwagi (również o drugiej nad ranem), jako jedyny namiętnie kochający szczotkę do wyczesywania.
Wszystkie trzy dzielnie zniosły powiększenie się stada o dwójkę dzieci. Koty uczyły się cierpliwości oraz bezbłędnego oceniania zasięgu małych rączek, Julek, a później Jasiek, szacunku do żywych stworzeń oraz, że przekraczanie granic cudzej wytrzymałości może boleć.
Kiedy Julek zaczął wspominać o chomiku, przez miesiąc sprzątał kocią kuwetę, żeby pokazać, że jest obowiązkowy. I tak dołączyła do nas świnka Trąbka. Uznaliśmy, że koty, wszystkie wychowane z szynszylą (która odeszła od nas po czternastu latach), powinny zaakceptować nowego domownika. I zaakceptowaly, choć nie będziemy sprawdzać, gdzie są granice akceptacji i spotkania są ściśle nadzorowane.
Dzieci powinny uczyć się odpowiedzialności, choć nie oczekujemy cudów od pięciolatka i trzylatka i pilnujemy, żeby świnka miała wszystko czego potrzebuje.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.