czwartek, 9 października 2014

IV.089










Paulina, Majka i Lech oraz Milioner i Migotka

Jako pierwszą w ramach akcji Mój Kot Ma Dom miałam przyjemność odwiedzić Paulinę. Troszkę się stresowałam - niepotrzebnie! Paulina oraz dwoje jej futrzastych towarzyszy przyjęli mnie bardzo ciepło.  I tak na dziewiątym piętrze zielonogórskiego bloku, z którego roztaczał się fenomenalny widok na okoliczny las, wysłuchałam historii o kotach (i zjadłam pyszne ciasto!).
Paulina to kociara z krwi i kości. Koci przyjaciele (ale także i ci psi) towarzyszyli jej od dziecka w domu rodziców, którzy też są wielkimi miłośnikami zwierząt. Ta najbardziej ukochana Kajtusia, była z Pauliną aż 22 lata. Dlatego po wyprowadzce na swoje, pierwsze, o czym Paulina pomyślała to, żeby mieć kota. No bo jak to tak – dom bez kota po tylu latach? Niemożliwe. Mąż był co prawda przeciwko, ponieważ miał o kotach wtedy nie najlepsze zdanie, ale swoimi prośbami zmiękczyła mu serducho i postanowił zrobić jej urodzinowy prezent.  Akurat od znajomych dowiedzieli się, że okociła się kotka i są maluchy na wydaniu. Na drugi dzień po przeprowadzce na swoje, popędzili po małego trzymiesięcznego kociaka. Milioner – bo tak na imię ma piękny, pasiasty futrzany – nie potrzebował dużo czasu, aby zaaklimatyzować się u nowych opiekunów. Nie trwało to długo i w krótce nowy lokator spał już smacznie w jednym łóżku ze swoimi Dużymi.
Dla kogoś kto całe życie wychowywał się z kotami, mieszkanie w bloku bez zwierzaka wydawało się puste, dlatego po pojawieniu się Milionera jakość życia Pauliny, jak ona sama zaznacza, poprawiła się o 100% - wszystkie smutki, troski i stresy poszły na bok, bo oto po przyjściu do domu, jest ktoś, kto czeka – na mizianie, na napełnienie miski, na zabawy.
No ale jak to tak – jeden kot? Przecież on potrzebuje towarzystwa nie tylko ludzkiego, ale kociego. Paulina z Lechem nie planowali wtedy drugiego kota, ponieważ przynajmniej raz w miesiącu podróżowali z Milionerem i nie bardzo wiedzieli, czy z dwójką daliby radę. Dodatkowo planowali powiększenie rodziny. Okazja nadarzyła się podczas wizyty u znajomych (dzięki którym przygarnęli Milionera). Prowadzą oni dom tymczasowy i przygarniają zwierzaki ze schroniska i ulicy. Kociaki, wśród których była Migotka, zielonooka czarnulka, znajomym udało się uratować z domu, w którym groziło im wyrzucenie na bruk. Kociaki były schorowane, z katarem, gorączką oraz zaropiałymi oczami.  Znajomi z DT jednak mieli już doświadczenie oraz – co najważniejsze – wielkie serca i wszystkie kociaki uratowali, przygarnęli i wyleczyli. I tak podczas wizyty, wspomniana Migotka, upodobała sobie torebkę Pauliny, jako wspaniałe miejsce do spania. Paulina uznała to za dobry znak i z mężem, który tym razem oporu nie stawiał, postanowili przygarnąć Migotkę. Koteczka okazała się na tyle milusińska, że Milioner, kocur charakternik, zaakceptował ją już drugiego dnia. Od teraz, kiedy człowieków nie ma w domu, koty mają siebie i nie muszą w samotności wyczekiwać powrotu Dużych.
Ponadto kiedy adopcja Migotki została oficjalnie potwierdzona, był to dla Pauliny i Lecha bardzo ważny moment – moment, w którym zdali sobie sprawę, że zrobili coś dobrego. Prosto z serca i bezinteresownie.
Pojawienie się malusiej Migotki odblokowało Paulinę psychicznie, a także, w konsekwencji – jak ona sama przyznaje – było poniekąd powodem, dla którego na świecie pojawiła się mała Majeczka. Obie, mała Majka i Migotka, muszą być jakoś ze sobą związane psychicznie, bo Migotka nie opuszczała małej na krok po urodzeniu, a nawet spała wyciągnięta obok niej. Do teraz, gdy Majka ma już roczek, są dobrymi koleżankami (szach-mat przeciwnicy wychowywania dzieci z kotami!!).
Gdybyście zaś chcieli zobaczyć na własne oczy, jak dobrze się im żyje razem z Pauliną i jej rodzinką zapraszam Was na ich fanpage na Facebooku.


2 komentarze:

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.