Paulina, Majka i
Lech oraz Milioner i Migotka
Jako pierwszą w
ramach akcji Mój Kot Ma Dom miałam
przyjemność odwiedzić Paulinę. Troszkę się stresowałam - niepotrzebnie! Paulina oraz dwoje jej
futrzastych towarzyszy przyjęli mnie bardzo ciepło. I tak na dziewiątym piętrze zielonogórskiego bloku, z
którego roztaczał się fenomenalny widok na okoliczny las, wysłuchałam historii
o kotach (i zjadłam pyszne ciasto!).
Paulina to kociara
z krwi i kości. Koci przyjaciele (ale
także i ci psi) towarzyszyli jej od dziecka w domu rodziców, którzy też są
wielkimi miłośnikami zwierząt. Ta najbardziej ukochana Kajtusia, była z
Pauliną aż 22 lata. Dlatego po wyprowadzce na swoje, pierwsze, o czym Paulina
pomyślała to, żeby mieć kota. No bo jak to tak – dom bez kota po tylu
latach? Niemożliwe. Mąż był co prawda przeciwko, ponieważ miał o kotach wtedy
nie najlepsze zdanie, ale swoimi prośbami zmiękczyła mu serducho i postanowił
zrobić jej urodzinowy prezent. Akurat od
znajomych dowiedzieli się, że okociła się kotka i są maluchy na wydaniu. Na drugi dzień po przeprowadzce na swoje, popędzili po małego trzymiesięcznego kociaka. Milioner – bo tak na imię ma
piękny, pasiasty futrzany – nie potrzebował dużo czasu, aby zaaklimatyzować się
u nowych opiekunów. Nie trwało to długo i w krótce nowy lokator spał już
smacznie w jednym łóżku ze swoimi Dużymi.
Dla kogoś kto całe
życie wychowywał się z kotami, mieszkanie w bloku bez zwierzaka wydawało
się puste, dlatego po pojawieniu się Milionera
jakość życia Pauliny, jak ona sama zaznacza, poprawiła się o 100% - wszystkie
smutki, troski i stresy poszły na bok, bo oto po przyjściu do domu, jest ktoś,
kto czeka – na mizianie, na napełnienie miski, na zabawy.
No ale jak to tak –
jeden kot? Przecież on potrzebuje towarzystwa nie tylko ludzkiego, ale
kociego. Paulina z Lechem nie planowali
wtedy drugiego kota, ponieważ przynajmniej raz w miesiącu podróżowali z
Milionerem i nie bardzo wiedzieli, czy z dwójką daliby radę. Dodatkowo
planowali powiększenie rodziny. Okazja nadarzyła się podczas wizyty u znajomych
(dzięki którym przygarnęli Milionera). Prowadzą oni dom tymczasowy i
przygarniają zwierzaki ze schroniska i ulicy. Kociaki, wśród których była Migotka, zielonooka czarnulka, znajomym udało
się uratować z domu, w którym groziło im wyrzucenie na bruk. Kociaki były
schorowane, z katarem, gorączką oraz zaropiałymi oczami. Znajomi z DT jednak mieli już doświadczenie
oraz – co najważniejsze – wielkie serca i wszystkie kociaki uratowali, przygarnęli
i wyleczyli. I tak podczas wizyty, wspomniana Migotka, upodobała sobie torebkę
Pauliny, jako wspaniałe miejsce do spania. Paulina uznała to za dobry znak i z
mężem, który tym razem oporu nie stawiał, postanowili przygarnąć Migotkę.
Koteczka okazała się na tyle milusińska, że Milioner, kocur charakternik,
zaakceptował ją już drugiego dnia. Od teraz, kiedy człowieków nie ma w domu, koty
mają siebie i nie muszą w samotności wyczekiwać powrotu Dużych.
Ponadto kiedy adopcja Migotki została oficjalnie potwierdzona, był to dla Pauliny i Lecha bardzo ważny moment – moment, w którym zdali sobie sprawę, że zrobili coś dobrego. Prosto z serca i bezinteresownie.
Ponadto kiedy adopcja Migotki została oficjalnie potwierdzona, był to dla Pauliny i Lecha bardzo ważny moment – moment, w którym zdali sobie sprawę, że zrobili coś dobrego. Prosto z serca i bezinteresownie.
Pojawienie się
malusiej Migotki odblokowało Paulinę psychicznie, a także, w konsekwencji – jak
ona sama przyznaje – było poniekąd powodem, dla którego na świecie pojawiła się mała Majeczka. Obie, mała Majka i Migotka, muszą być jakoś
ze sobą związane psychicznie, bo Migotka nie opuszczała małej na krok po
urodzeniu, a nawet spała wyciągnięta obok niej. Do teraz, gdy Majka ma już
roczek, są dobrymi koleżankami (szach-mat przeciwnicy wychowywania dzieci z
kotami!!).
Gdybyście zaś
chcieli zobaczyć na własne oczy, jak dobrze się im żyje razem z Pauliną i jej
rodzinką zapraszam Was na ich fanpage na Facebooku.
Piękna historia <3
OdpowiedzUsuń:*
Usuń