Idę na spotkanie z Anią, która chce być wolontariuszką w Poznaniu i robić zdjęcia do akcji "Mój kot ma dom". Wiem tylko, że mieszka w kamienicy w centrum miasta i ma 5 kotów! Pięć kotów!!! To pewnie jakaś zwariowana kociara... I nie pomyliłam się. Ania jest zwariowana w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. I ma słabość do dziwnych kocich imion. Greebo - cudowny buras, który jest przywódcą tego stada. Leeloo - srebrna księżniczka o jedwabistym futerku. Pezzata nieśmiała krówka i czarny zwariowany Carbonito - bliźniaki. No i Momotaro - buras, łobuz i zawadiaka, który chce człowieki tylko dla siebie. Aniu jakie są Twoje koty?
- Chciałem powiedzieć - wyjaśnił z goryczą Ipslore - że na tym świecie
jest chyba coś, dla czego warto żyć.
Śmierć zastanowił się przez chwilę.
KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE.
Śmierć zastanowił się przez chwilę.
KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE.
Najfajniejsze
są poranki. Budzę się pół godziny wcześniej, żeby mieć czas na spokojne
wygłaskanie i dopieszczenie całej bandy, potem śniadanie i wsypywanie chrupek
do wszystkich pięciu miseczek przy akompaniamencie pomruków i miauknięć i
zaczyna się normalny dzień pracy.
Greebo jest
kotem numer 1, kapryśny, lekko foszasty, schorowany i bezzębny, ale nadal
przewodzi stadu. Zobaczyłam ogłoszenie Fundacji Głosem Zwierząt i od razu
wiedziałam, że to ON. Miłość od pierwszego spojrzenia, chociaż obiekt uczucia
był niespecjalnie urodziwy, a i wiekowo mocno posunięty. W dodatku okazał się
schorowany, cierpi na przewlekłą niewydolność nerek, a walka o niego
spowodowała, że w tej chwili mogę aplikować na stanowisko pomocy
weterynaryjnej.
Leeloo
przyniosłam do domu na chwilę. Jest koteczką ze stada, które mieszka na terenie
mojej firmy, wzięłam ją do sterylizacji, miałam po kilku dniach odnieść, ale
okazało się, że Greebo ją pokochał, więc zdecydowałam się na złamanie zakazu
dokocenia (ze względu na obniżoną odporność kota seniora). Leeloo objęła
stanowisko Nadwornej Księżniczki, jej celem życiowym jest być piękną i pozwalać
się podziwiać.
Carbonito i
Pezzatka, to moje pierwsze tymczasy. Jako wolontariuszka Fundacji Koci Pazur, wzięłam
jako dom tymczasowy kocie rodzeństwo, które wróciło z adopcji po dwóch latach. Kotki
były przerażone, wycofane i słabo zsocjalizowane. Nie potrafiły się bawić z
człowiekiem, bały się dotyku. Ale przy wsparciu rezydentów i odrobinie
cierpliwości stały się wielkimi miziakami i najlepszymi łowcami much w domu. Po
czterech miesiącach doszłam do wniosku, że właściwie dwa koty, a cztery koty,
to niewielka różnica i podpisałam umowę adopcyjną.
W lutym
oddałam ostatniego kotka z kolejnej partii tymczasków i postanowiłam, że dam
trochę rezydentom odetchnąć. Był mroźny dzień, padał śnieg, a po parkingu przed
supermarketem biegał kot i łasił się do ludzi, którzy go ignorowali lub
odganiali. Nie było czasu, żebym jechała do domu po kontenerek, więc
zaryzykowałam, wsadziłam kota do samochodu i w ten sposób do domu przybyło
kolejne futro. Momotaro jest największym łobuzem, kotem zaczepno-obronnym,
kochającym człowieka nad życia, ale okazującym miłość dość agresywnie. Gryzie,
drapie, goni inne koty, ale równocześnie zasypia obejmując moją rękę łapkami,
albo trzymając w pyszczku mój kciuk.
Wiem, że wiele osób nie decyduje się na adopcje dorosłego
kota, bo pokutuje mit, że nie ma wtedy szansy na socjalizację, a kot się do
człowieka nie przyzwyczai. Decyzja o takiej adopcji
była najlepszą decyzją w moim życiu. Wszystkie koty przybyły do mojego domu już
jako dorosłe zwierzęta, ze swoją historią, ukształtowanym charakterem i
zwyczajami. Nie przeszkodziło to w socjalizacji i zaprzyjaźnieniu się ze mną i
ze sobą wzajemnie.
Pieknie piszesz o swoich koteczkach ...są wspaniałe.
OdpowiedzUsuńO moich tez mogłabym napisac sporo ale talentu brak :-))))
Trzymajcie się zdrowo !!!!
Jak to brak, jak to brak?! :)
Usuń