Moja ostatnia wizyta u Agaty i jej męża była naprawdę wyjątkowa. Zresztą, jak każda w tej akcji. Agata - mała osoba o wielkim sercu. W każdym jej słowie czuć było miłość do swoich podopiecznych. Walentynka czyli Bunia - cudna, delikatna koteczka, której nie mogłam przestać głaskać. Fochu - nafoszony na szczycie drapaka, zaszczycający mnie tylko ułamkami spojrzeń. I Miluś, który naprawdę potrafi się zdematerializować tak, że na początku myślałam, że Agata ma tylko dwa koty. Sami przeczytajcie, co Agata mówi o swoich NIEzwyczajnych kotach.
Wszystko zaczęło się od Mirmiłka
zwanego również Fochem, Foszkiem, Fochosławem, Foszkiewiczem, Szczoszkiem (tego
wątku nie będziemy rozwijać), Kurakiem i długo by wymieniać. Dla przyjaciół po
prostu jest to Foch, von Foch. Histeryk i hipochondryk. Kot, który gdyby mógł,
to własny cień oskarżyłby o stalking. Kosmita. Jedyny w swoim rodzaju i
najwspanialszy kocur wagi ciężkiej na świecie. Znaleziony parę kilogramów temu
na ulicy był szarą kupką nieszczęścia proszącą o ciepły kąt, z nadzieją
patrzącą na każdą wychodzącą z biurowca osobę. Temu spojrzeniu nie można było
odmówić, przynajmniej ja nie mogłam, więc go wzięłam, przygarnęłam i jest ze
mną już dobrych siedem lat. Kochana ciapa specjalizująca się w zaściełaniu sierścią
wszystkiego, na czym siądzie, pacyfista i żarłok. Nie sposób go nie kochać.
Żeby Foszek nie czuł się samotny
„dostał” żonę, Walentynę, adoptowaną z Fundacji Agapeanimali w Poznaniu. Wyjątkowa
kotka, prawdziwa dama, specjalizująca się w owijaniu nieowłosionych kocurów
zwanych mężczyznami wokół pazurka. Gdy była młodsza sprawowała rządy twardej
łapy, nieustannie ustawiając innych członków kociego stada „do pionu”, obecnie z
racji wieku i choroby - drobna, delikatna starsza kocia pani…, która nadal za żadne
skarby (czy też chrupki) nie wpuści innego kota na swój kocyk. Najmądrzejszy
kot, z jakim miałam przyjemność obcować w swoim życiu…
I Miluś, najmłodszy i najbardziej
omiauczany członek kociej rodziny. Przyjechał tylko na tymczas, jako mały
kociak ze wsi, ale jakoś tak się „zasiedział”… i „siedzi” nadal. Przyjaciel całego
świata, pomógł mi wychować niejednego tymczasa pełniąc funkcję „dobrego wujka”.
Ze względu na niewielkie gabaryty specjalizuje się w dematerializowaniu w
mieszkaniu, przyprawiając opiekunów o palpitacje serca i inne
dolegliwości… ogrodnik, przystrzyże każdą roślinę, która znajdzie się w zasięgu
jego paszczy… gaduła, potrafiący miauczeć godzinami… i pieszczoszek swojej pani.
Podobieństwo do Focha jest całkowicie przypadkowe i wbrew wielu
przypuszczeniom, Fochu nie jest jego tatą ani mamą.
Trzy zwyczajne koty dachowe, ale
dla mnie jedyne w swoim rodzaju i najukochańsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.