środa, 12 sierpnia 2015

ZWIERZYŃŚTWO.007












1. Kto był w domu pierwszy? Zwierzę(ta) czy dziecko?


Najpierwszy był Pan Królik vel. NieBój. Niewidome królicze dziecko wykupione ze sklepu w maju 2010. Później dołączyła do niego Panna Mufka. Króliki są bezklatkowe. W marcu 2012 trafiły do nas kotki. Dwie. Z zaawansowanym kocim katarem. Miały być tymczasowo. Kluska straciła wzrok po kilku miesiącach. Okazało się też, że na karmach komercyjnych cierpią na okrutne biegunki, zatem zaczęliśmy stosować BARF. W czerwcu 2014 trafił do nas porzucony szczur. W lutym 2015 pojawił się Artur.



2. Jak przebiegło ich zapoznanie?

Dzieć przyjechał i już został.



3. Dlaczego zdecydowaliście się na zwierzęta przy dziecku (tudzież na dziecko przy zwierzętach)? 
 Jakie obawy Wam towarzyszyły i co sprawiło, że jednak nie zrezygnowaliście?

Nie za bardzo rozumiem pierwsza część pytania. To w ogóle nie jest problem. Obecność zwierząt w domu w ogóle nie podlega dyskusji. Mają być. Są częścią rodziny i już. Obawy — reakcje niewidomej Kluski, której zdarzało się w stresie znaczyć wszystko w koło i jej zabawy (w ramach głupawki machanie łapami z wyciągniętymi pazurami na oślep często przy ludzkiej twarzy), ewentualnie badanie nowego obiektu pacnięciem łapy z pazurami na wierzchu (a jakże), magiczne, fioletowe „obróżki spokojności” dały radę.



4. Opiszcie relacje dzieci i zwierząt w Waszym domu.


Za dużo tych relacji, póki co nie było. Kluska jest tą, która wysiedziała brzuch. Wysiadywanie rozpoczęła dosłownie dzień po tym, jak poczułam pierwsze ruchy dziecka.
 Obie koty były przy Arturze bardzo ostrożne. Omijały go bardzo szerokim łukiem — nigdy nie wiadomo, co zrobi dwu i półkilogramowy noworodek, może się kotu do gardła rzucić na ten przykład… W miarę upływu czasu siadywały sobie dziewczyny coraz bliżej dziecięcia, aż osiągnęły stan uwalenia się na kocyku śpiącego dziecka (często w jego łóżeczku pod przewijakiem), wtedy się okazało, że TO nie jest niebezpieczne, a zatem obecnie w uroczy sposób go ignorują. Nadmienię też, że miały miejsce magiczne sytuacje, kiedy to my zestresowani rodzice walczyliśmy długo z dziecięca kolką. Przyszedł kot, zamruczał i dziecko zasnęło. 
Króliki przybiegły, powąchały, trąciły nosem i pobiegły.  Nie masz nic dobrego, nie miziasz = jesteś nieinteresujący.
 Artur ma pięć i pół miesiąca. Dopiero teraz tak naprawdę się zacznie...



5. Czy jesteście w stanie określić, czego nauczyło się Wasze dziecko mając w swoim otoczeniu zwierzaki?


Jeszcze trudno powiedzieć. 



6. Czy jako dzieci mieliście w domu zwierzęta?


Tak, ja byłam małą „znosicielką” kocich, psich i ptasich nieszczęść. A moja mama dzielnie dawała sobie z tym radę.

Emilia Wójcik
_________________
zdjęcia pochodzą z archiwum autorki
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.