Goldie i Agata
Agata opowiada:
To było w lipcu 2012 roku, w taki upalny dzień, jak dzisiaj. Usłyszałam jakiś rumor pod blokiem. Zwróciło to moją uwagę, ponieważ zazwyczaj mamy tu bardzo cicho. Pomyślałam, że coś musiało się stać...
Wyszłam na balkon, a w cieniu mojego bloku stały dwie sąsiadki z psem na smyczy. W ich rozmowie przewijało się słowo "pies", "jak tak można", "to skandal". Zapytałam, co się stało? Okazało się, że rodzina z pobliskiego bloku wyrzuciła swojego psa. Przyczyną było to, że suczka dostała cieczki i uciekła na okoliczne łąki, nie można jej było dowołać. Opiekun spieszył się do pracy, a opiekunka była ogólnie w niedobrym nastroju, więc postanowili rozwiązać ten problem, wyrzucając psa.
Pomyślałam, co w takim razie stanie się z tym zwierzakiem? A że już wcześniej zastanawiałam się nad tym, właściwie nie zastanawiałam się – chciałam wziąć psa, tylko ciągle to odkładałam, więc pomyślałam, że to jest TEN pies, który do mnie przywędrował. Zeszłam na dół do sąsiadek, do których w międzyczasie dołączyła pani Barbara z fundacji Dar Serca i razem zawiadomiły policję.
Podeszłam i powiedziałam: "Ja wezmę tego psa".
Popatrzyły na mnie wzrokiem mówiącym "to na pewno jakaś niewiarygodna świruska", bo w ciągu trzech minut zdecydować, że się weźmie psa, to nie jest takie naturalne. Nie potraktowały mnie poważnie. Ale wymieniłyśmy się telefonami, tylko zaznaczyłam, że następnego dnia (w piątek) wyjeżdżam na urlop nad morze i muszę zapytać osób, z którymi jadę i organizatora, czy mogę zabrać ze sobą psa. Do wieczora udało mi się wszystko zorganizować.
Ponieważ wezwana policja bardzo długo nie przyjeżdżała, pani Barbara z fundacji Dar Serca zabrała Goldie do azylu.
Wieczorem, po około pięciu godzinach od zgłoszenia, przyjechali policjanci i poszli do prawnego opiekuna psa. Ci wystraszyli się kary, więc powiedzieli policji, że to nie tak, że oni Goldunię bardzo kochają, mają ją od szczeniaczka, nie wyobrażają sobie bez niej życia i tylko tak w nerwach powiedzieli, że chcą się jej pozbyć i że na pewno w piątek ją odbiorą z fundacji.
Ja się bardzo zmartwiłam, bo już się nastawiłam na to, że Goldie zostanie u mnie, ale Pani Basia obiecała podesłać mi linki z informacjami o innych psach do adopcji w ich fundacji, żebym po powrocie z urlopu mogła sobie wybrać jakiegoś innego zwierzaka.
Po tygodniu wróciłam z urlopu i od razu w poniedziałek zadzwoniła do mnie pani Basia z pytaniem, czy jestem dalej zainteresowana tym psem, bo "opiekunowie" znowu zmienili zdanie i Goldie jest do wzięcia.
Ucieszyłam się, ale powiedziałam, że potrzebuję załatwienia wszystkich formalności tak, żeby znów ktoś nie chciał czegoś odkręcać i zabierać mi psa. Tak więc poprzedni opiekunowie na piśmie zrzekli się praw, ja podpisałam umowę adopcyjną i zaraz we wtorek pani Barbara przywiozła mi Goldie.
Po jakimś czasie okazało się, że moje sąsiadki mocno dyskutowały z Fundacją, czy na pewno jestem właściwą osobą. Obawiały się, że mieszkam za blisko od poprzedniego domu Goldie, bały się, że pies będzie chciał uciec do poprzednich opiekunów. Ale Goldie w ogóle nie była zainteresowana nawet patrzeniem w tamtym kierunku. Już później dowiedziałam się, że nie była tam dobrze traktowana — poprzedni "opiekunowie" bili ją, przywiązywali do balustrady balkonowej albo zamykali w łazience i tak spędzała całe dnie, żeby im nie przeszkadzać w mieszkaniu...
A teraz obie jesteśmy szczęśliwe. Razem. I to widać!
Agata opowiada:
To było w lipcu 2012 roku, w taki upalny dzień, jak dzisiaj. Usłyszałam jakiś rumor pod blokiem. Zwróciło to moją uwagę, ponieważ zazwyczaj mamy tu bardzo cicho. Pomyślałam, że coś musiało się stać...
Wyszłam na balkon, a w cieniu mojego bloku stały dwie sąsiadki z psem na smyczy. W ich rozmowie przewijało się słowo "pies", "jak tak można", "to skandal". Zapytałam, co się stało? Okazało się, że rodzina z pobliskiego bloku wyrzuciła swojego psa. Przyczyną było to, że suczka dostała cieczki i uciekła na okoliczne łąki, nie można jej było dowołać. Opiekun spieszył się do pracy, a opiekunka była ogólnie w niedobrym nastroju, więc postanowili rozwiązać ten problem, wyrzucając psa.
Pomyślałam, co w takim razie stanie się z tym zwierzakiem? A że już wcześniej zastanawiałam się nad tym, właściwie nie zastanawiałam się – chciałam wziąć psa, tylko ciągle to odkładałam, więc pomyślałam, że to jest TEN pies, który do mnie przywędrował. Zeszłam na dół do sąsiadek, do których w międzyczasie dołączyła pani Barbara z fundacji Dar Serca i razem zawiadomiły policję.
Podeszłam i powiedziałam: "Ja wezmę tego psa".
Popatrzyły na mnie wzrokiem mówiącym "to na pewno jakaś niewiarygodna świruska", bo w ciągu trzech minut zdecydować, że się weźmie psa, to nie jest takie naturalne. Nie potraktowały mnie poważnie. Ale wymieniłyśmy się telefonami, tylko zaznaczyłam, że następnego dnia (w piątek) wyjeżdżam na urlop nad morze i muszę zapytać osób, z którymi jadę i organizatora, czy mogę zabrać ze sobą psa. Do wieczora udało mi się wszystko zorganizować.
Ponieważ wezwana policja bardzo długo nie przyjeżdżała, pani Barbara z fundacji Dar Serca zabrała Goldie do azylu.
Wieczorem, po około pięciu godzinach od zgłoszenia, przyjechali policjanci i poszli do prawnego opiekuna psa. Ci wystraszyli się kary, więc powiedzieli policji, że to nie tak, że oni Goldunię bardzo kochają, mają ją od szczeniaczka, nie wyobrażają sobie bez niej życia i tylko tak w nerwach powiedzieli, że chcą się jej pozbyć i że na pewno w piątek ją odbiorą z fundacji.
Ja się bardzo zmartwiłam, bo już się nastawiłam na to, że Goldie zostanie u mnie, ale Pani Basia obiecała podesłać mi linki z informacjami o innych psach do adopcji w ich fundacji, żebym po powrocie z urlopu mogła sobie wybrać jakiegoś innego zwierzaka.
Po tygodniu wróciłam z urlopu i od razu w poniedziałek zadzwoniła do mnie pani Basia z pytaniem, czy jestem dalej zainteresowana tym psem, bo "opiekunowie" znowu zmienili zdanie i Goldie jest do wzięcia.
Ucieszyłam się, ale powiedziałam, że potrzebuję załatwienia wszystkich formalności tak, żeby znów ktoś nie chciał czegoś odkręcać i zabierać mi psa. Tak więc poprzedni opiekunowie na piśmie zrzekli się praw, ja podpisałam umowę adopcyjną i zaraz we wtorek pani Barbara przywiozła mi Goldie.
Po jakimś czasie okazało się, że moje sąsiadki mocno dyskutowały z Fundacją, czy na pewno jestem właściwą osobą. Obawiały się, że mieszkam za blisko od poprzedniego domu Goldie, bały się, że pies będzie chciał uciec do poprzednich opiekunów. Ale Goldie w ogóle nie była zainteresowana nawet patrzeniem w tamtym kierunku. Już później dowiedziałam się, że nie była tam dobrze traktowana — poprzedni "opiekunowie" bili ją, przywiązywali do balustrady balkonowej albo zamykali w łazience i tak spędzała całe dnie, żeby im nie przeszkadzać w mieszkaniu...
A teraz obie jesteśmy szczęśliwe. Razem. I to widać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.