Kotki trzy...
Właściwie to dwa. Kiedy Ola z Tomkiem zamieszkali razem, pomyśleli o kocie. Wiadomo — bez kota jest w domu pusto... Nie mieli jeszcze pewności, jakiego kota chcą, skąd, czy młodego, czy starszego, dziewczynę, czy chłopaka. Tak ich drogi skrzyżowały się z drogą rudej, drobnej dziewuszki, która była do adopcji z jakiejś interwencji. Panie w lecznicy pokazały kotkę, na Tomka natychmiast podziałał jej czar, wziął ją na ręce i wiedział, że już mają kota. Kotka dostała na imię Matylda i znalazła swój dom.
Potem Ola z Tomkiem przeprowadzili się, a wiadomo, że nowe mieszkanie to i nowy lokator by się przydał. Bo przecież jeden kot to jednak nie to samo, co dwa koty... Nie trzeba było długo czekać na pojawienie się kolejnej okazji — tym razem z Olą, Tomkiem i Matyldą zamieszkał najdłuższy kocur świata (no może nie świata, ale z pewnością w Łodzi może starać się o taki tytuł). Ta cecha sprawiła, że kot zyskał walijskie imię (bo akurat długi po walijsku jest "hir"), nazywany jest jednak Hirkiem. Jak na kocura jest dość bojaźliwy, preferuje obserwować świat spod łóżka, gdzie ma swoje legowisko.
Ale dwa koty to nie to samo, co trzy... Dlatego nie trzeba było długo czekać, by w tym domu pojawił się kolejny nowy bohater — kot bezsierstny. Matylda odmówiła współpracy. Może obserwować Młodego, ale nie chce za żadne skarby przebywać z nim na tym samym poziomie. Chwile, kiedy daje zwabić się na kolana, a tym samym jest blisko ruchliwych rączek i jamy chłonąco-trawiącej są bardzo krótkie. Hirek natomiast polubił nowego lokatora. Wydaje się nawet, że ma większy zmysł macierzyński niż przybrana siostra. Jednak ten temat zostawiam Oli i liczę, że opowie nam o swoich podopiecznych w ramach zwierzyństwowej części naszych działań.
Potem Ola z Tomkiem przeprowadzili się, a wiadomo, że nowe mieszkanie to i nowy lokator by się przydał. Bo przecież jeden kot to jednak nie to samo, co dwa koty... Nie trzeba było długo czekać na pojawienie się kolejnej okazji — tym razem z Olą, Tomkiem i Matyldą zamieszkał najdłuższy kocur świata (no może nie świata, ale z pewnością w Łodzi może starać się o taki tytuł). Ta cecha sprawiła, że kot zyskał walijskie imię (bo akurat długi po walijsku jest "hir"), nazywany jest jednak Hirkiem. Jak na kocura jest dość bojaźliwy, preferuje obserwować świat spod łóżka, gdzie ma swoje legowisko.
Ale dwa koty to nie to samo, co trzy... Dlatego nie trzeba było długo czekać, by w tym domu pojawił się kolejny nowy bohater — kot bezsierstny. Matylda odmówiła współpracy. Może obserwować Młodego, ale nie chce za żadne skarby przebywać z nim na tym samym poziomie. Chwile, kiedy daje zwabić się na kolana, a tym samym jest blisko ruchliwych rączek i jamy chłonąco-trawiącej są bardzo krótkie. Hirek natomiast polubił nowego lokatora. Wydaje się nawet, że ma większy zmysł macierzyński niż przybrana siostra. Jednak ten temat zostawiam Oli i liczę, że opowie nam o swoich podopiecznych w ramach zwierzyństwowej części naszych działań.
Gdyby kogoś interesowało fotografowanie kotów: polecam upały — nie trzeba daleko szukać, same koty (czy też pokoty), bez względu na gatunek. Niestety może brakować w ujęciach dynamiki. Na szczęście Matylda strzelała takie miny i robiła to z taką gracją, że warto było próbować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.