piątek, 14 sierpnia 2015

V.043























 Wilki, czyli koty, pies i węże

Kasia to kolejna weterynarz, którą udało mi się odwiedzić i zaprosić do udziału w akcji. Poznałyśmy się przez słynne koty z Jadwisina. Kasia adoptowała "siostrę" mojego Cynamonka, niezwykłą koteczkę z głową orienta i ciałem ocicata. Bardzo chętnie pomaga w kwestiach zdrowotnych nie tylko jadwisińskich i nie tylko moich kotów (czy innych zwierzaków). Jest wspaniałą osobą o wielkim sercu i chęci wsparcia wszystkich potrzebujących zwierząt.
Po długim czasie znajomości z Kasią na odległość (głównie na telefon i internetowo) w pewien gorący i burzliwy lipcowy wieczór, trafiłam do domu państwa Wilków w Sosnowcu.
Była to wyjątkowa wizyta. Poznałam trzy piękne i zupełnie różne (choć wszystkie bure) koty (czwarty, a właściwie drugi — Bestia — pojawił się na chwilowej "niedzielnej wizycie w domu rodzinnym", czego niestety nie udało mi się uwiecznić na zdjęciach); bardzo radosnego, wielkiego psa oraz cztery węże w różnych odcieniach zieleni (Morelia Viridis).
Emocji było mnóstwo.
Pierwsze co zapamiętałam, to to, że po wejściu do domu Kasia zmienia buty na gumowe klapki-drapaki, które szczególnie Mały Kotek ukochał do pielęgnacji swoich pazurków. W domu Kasi i Roberta było czuć pozytywną atmosferę i miłość do zwierząt. Przywitały mnie wszystkie trzy buraski, wspomniana już "siostra" mojego Cynamona — Mała Mi, najstarszy Benek o wyglądzie Króla Lwa oraz nie taki wcale mały Mały Kotek. Jak witał się wielki labrador Mafi możecie sobie wyobrazić. Także jeden z węży okazał mi swoją czułość.
Mogłabym o tym nalocie na dom Wilków opowiadać i opowiadać, ale tradycyjnie oddam głos opiekunce tego stada.


Benek to pierwszy kot, który zagościł u nas ponad 14 lat temu. Pojechaliśmy po srebrzystą koteczkę, a wróciliśmy z burym, maleńkim kocurkiem, którego lewe ucho było zrośnięte z białą plamką. Maleńki kocurek szybko podbił  serca nasze i naszych rodzin. Wyrósł na prawdziwą kocią eminencję. Uosobienie spokoju i kociej godności. Tragedię przeżywaliśmy, kiedy zaginął nam na dwa miesiące. Szczęśliwie odnaleziony jest z nami do dziś.

Bestia został adoptowany przez nas również około czternastu lat temu. Pracowałam już jako lekarz weterynarii, jednym z moich pacjentów był właśnie on. Piękny biały kot z czarną łatka i ogonkiem. Trafił do lecznicy, ponieważ jego ówcześni opiekunowie rozstawali się i kotem nie miałby się kto zająć, chciano go poddać eutanazji. Zabrałam go na chwilę do domu, aby znaleźć mu dom i tak został z nami do dziś. Obecnie wybrał mieszkanie u naszej cudownej sąsiadki. Nie mogąc pogodzić się z nowymi kotami. Odwiedza nas jednak regularnie.

Mała Mi to jeden z uratowanych kotów z jadwisińskiej pseudohodowli. W listopadzie 2013 roku ukazała się informacja o poszukiwaniu domów tymczasowych dla kotów, które przetrzymywane były w skandalicznych warunkach.
Wspólnie z mężem podjęliśmy decyzję o adopcji kota z tego piekła. Wybór padł co prawda na inną koteczkę, jednak widać los tak chciał, że ze stolicy wróciłam właśnie z Mi. Koteczka była w opłakanym stanie, wychudzona, z silnym katarem, straszliwą biegunka. Rok zajęło, aby Mała Mi wyszła na zdrowotną prostą.
Obecnie cieszy się dobrą kondycją, a my cieszymy się towarzystwem pięknej, inteligentnej kociej arystokratki. Prawdopodobnie jest miksem kota orientalnego z ocicatem. Pełna temperamentu, kochająca wszystkich i wszystko. Doskonale zaadaptowała się w naszym domu, akceptując inne koty oraz psa.

Mały Kotek
— miał być na chwilę, mieliśmy być domem tymczasowym, został z nami. Trafił do przychodni, w której pracuję. Przyniosła go mała dziewczynka, która znalazła go na pobliskim śmietniku.
Maleńki, początkowo przerażony okazał się czułym, ufnym kociakiem. Szybko skradł nasze serca i nie było mowy, aby go oddać. Ma w sobie coś z kota brytyjskiego — okrągła, duża głowa z pomarańczowymi oczami zdradza domieszkę szlachetnej krwi.
Bardzo szybko stał się bratem Małej Mi, praktycznie są nierozłączni. Fantastycznie bawią się razem i fantastycznie razem psocą. Widać, że wzajemne kocie towarzystwo jest im niezbędne.

Mafi — cudowny labrador, który zagościł u nas pięć lat temu. Adoptowany dzięki fundacji labradory.info.
Prawdziwa kwintesencja rasy: kocha wszystkich, kocha jedzenie, kocha zabawę. To wyjątkowe psie stworzenie pozbawione agresji. Jest bardzo zrównoważony. Doskonale dogaduje się z kotami, szczególna więź łączy go z Małym Kotkiem.
Połączyła ich wspólna pasja, czyli jedzenie, stanowią duet złodziejski wręcz doskonały. Kotek zrzuca, pies zjada. Po wspólnych akcjach dużo jest czułości. Mały poluje na ogon Mafiego, a później wykłada brzuszek do lizania. Wspaniale jest móc obserwować taką symbiozę.

W naszym domu oprócz ssaków szczególne miejsce zajmują gady. Od lat gościły w nim jaszczurki i węże. Obecnie od kilku lat mieszkają z nami pytony zielone — szczególnie piękne, wymarzone węże.

Życie w domu pełnym zwierząt to spełnienie dziecięcych marzeń i właśnie tak żyjemy. Szczęśliwi z (mam nadzieję) szczęśliwymi zwierzakami u boku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.