Weronikę
poznałam kilka tygodni temu, gdy zaproponowała mi wzięcie udziału
w akcji "Karma wraca" (za ciacho!). Razem z innymi blogerkami
upiekłyśmy ciasta, które następnie sprzedawałyśmy na Wolnym Targu. Całą
kwotę, jaką udało nam się uzbierać, przekazałyśmy na zakup
specjalistycznej karmy dla gdańskiego schroniska. Już wtedy
wiedziałam, że Weronika adoptowała psiaka, jednak nie byłam
pewna, czy jej historia będzie pasowała do akcji "Mój Kot Ma Dom".
Spotkałyśmy się więc z Weroniką i jej mamą w niedzielny poranek, by porozmawiać o
wiecznie uśmiechniętym Wigo, którego przyprowadziły.
Ja zrobiłam kilka zdjęć, a one opowiedziały mi jego historię:
Nasz
pies ma dom. Właściwie to nasz dom ma psa, przyjaciela, ochroniarza
i najszerszy uśmiech świata w jednym pakiecie. Jechaliśmy po niego
250 kilometrów, zastanawiając się, jaki jest, czy nas pokocha, czy
my pokochamy go tak samo, czy lubi kąpać się w jeziorze i czy
dogada się z wiejskimi kotami, czy woli, gdy drapie się go za uchem,
czy pod brodą. Nie mieliśmy wymagań, za to ogrom miłości do
zaoferowania, bo w krótkim czasie straciliśmy 16-letnią suczkę i
8-letniego kota. Dom był przygnębiająco pusty, żadne cztery łapy
nie witały po powrocie z pracy, żadne magiczne oczy nie pocieszały,
gdy było trudno. I nagle jeden wieczór, jedno zdjęcie w Internecie
i wspólna decyzja – Wigo będzie członkiem naszej rodziny.
Po
trzech godzinach dojechaliśmy do Konina. Tata, pomimo dojrzałego
wieku i dwóch metrów wzrostu nie przekroczył progu schroniska ze
strachu przed zbyt dużą dawką cierpienia. Przyzwyczajona do
pobytów w przytuliskach wzięłam mamę pod pachę i… 3 minuty
później wpadł w nasze objęcia... Uśmiechnięty przystojniak, wtedy
jeszcze w niewygodnym kołnierzu, którym niezdarnie uderzał o
wszystko, co tylko spotkał na swej drodze. Zaufałby każdemu i do
dziś każdego wita z taką samą radością: taniec na dwóch
łapach, przytulenie w pasie a na koniec psia piątka.
W
drodze ze schroniska zasiadł na tylnym fotelu tuż obok mnie,
podekscytowany tak bardzo, że mimo usilnych prób nie zmrużył oka
na sekundę. Wyglądał na szczęśliwego, ale chwilami nieobecnego,
tak jakby co kilka minut wracał do "tamtego życia".
Wigo
trafił do nas, mając jakieś 2 lata (nie znamy jego dokładnej daty
urodzenia). Na początku zjadał wszystko, co spotkał na swojej
drodze, wolał spać w piachu niż na legowisku, kiedy odjeżdżaliśmy
samochodem bez niego, panikował tak bardzo, że zawartość
parapetów z hukiem lądowała na podłodze. Kiedy ktoś podnosił
głos, kładł się nieruchomo na ziemi, zakrywając łapami pyszczek
(czekał na uderzenie?)
Nic
nas nie przestraszyło, a napawaliśmy się każdym merdaniem ogona,
kolejną wyuczoną komendą i postępami w chodzeniu na smyczy. Dziś,
po dopiero trzech miesiącach wspólnego życia, nie wyobrażamy
sobie życia bez tego stworzenia. Szczególnie poranków. Kiedy tylko
usłyszy pierwszy dźwięk wypowiedziany rano z ust rodziców,
biegnie do sypialni – kolejno wita mamę i tatę, a później
resztę domowników. Zawsze zjada ostatni kęs kanapki podczas
pierwszego śniadania. Nadzoruje prace w ogródku, opracowuje nowe
skrytki na kości, robi wszystko, by zapanować nad instynktem i nie
gonić mojego kota. Kocha i rozumie. Jest pierwszym psem, jakiego
znam, który potrafi przytulić mnie jak człowiek, zakładając
przednie łapy za moją szyję.
Nadal
zdarza się, że jest nieznośny na smyczy, a kolczatka jest
niezbędna, ale to wszystko przez ciekawość świata. Nadal ma
chwile, kiedy staje się nieobecny, a jego kultowy uśmiech
przeobraża się w podkowę – rozumiemy i dajemy mu czas na
pozbycie się złych wspomnień. Adopcja psa okazała się dla nas
dużo większym wyzwaniem niż myśleliśmy – z Wigo pracujemy
codziennie minimum dwie godziny. Nad chodzeniem, komendami,
kontaktami z innymi zwierzętami. Za tę pracę dostajemy coś
nieporównywalnie większego – oczy, które mówią „dobrze, że
jesteś”.
przesłodka psina <3
OdpowiedzUsuńMoże warto zmienić kolczatkę na szelki? Kolczatka to nie jest dobry pomysł :(
OdpowiedzUsuńWigo miał już 3 rodzaje szelek i niestety bez kolczatki ciągnie tak mocno, ze mamę z chorym kręgosłupem doprowadzał do płaczu. To oczywiste, ze próbowaliśmy tego uniknąć. Wigo ćwiczy z behawiorystą, który kolczatkę zalecił jako obecnie jedyny możliwy sposób na normalne, długie spacery.
OdpowiedzUsuńCo za dzikus :D To trzymam kciuki
OdpowiedzUsuń