czwartek, 11 września 2014

IV.062













Tym razem głos oddam opiekunce kocurra, któremu wieszczę międzynarodową karierę modela:


W domu rodzinnym koty były od zawsze. Pamiętam, że jako kilkulatka miałam swoją Zuzię, która cierpliwie znosiła moje przebieranie w ubranka lalek i wożenie w wózku. Później były kolejne kotki, kiedy się kociły, bywało, że mieliśmy 5 kociaków,.
Nic więc dziwnego, że gdy wyprowadziłam się "na swoje", gdzieś "z tyłu głowy" wciąż myślałam, że czegoś mi tu brakuje... Brakuje czterech kocich łap! Kiedy pracowałam w Warszawie, nie było możliwe przygarnięcie kota. Wracałam tylko na weekendy, ale odkąd pracuję w Łodzi, koci temat znów powrócił.

Wciąż powtarzałam, że rude koty są piękne, a nie mieliśmy nigdy rudego... I w końcu mama z siostrą mi takiego znalazły. Zwyczajnie oznajmiły, że mają dla mnie kota, muszę go wziąć, bo one mają już dwa przecież. To było dwa lata temu.
Odratowana "bida" z podwórka. Reszta miotu nie przeżyła. Mały rudzielec już miał otwarte ślipka, ale nie umiał jeść. Na początku trzeba go było karmić strzykawką i podawać liczne leki (bo jak na podwórkowca przystało, był pochorowany).
Kiedy rudy został przygarnięty, ja wraz z chłopakiem wybierałam się właśnie na dłuższe wakacje, wiec pierwszy okres rekonwalescencji kocur przechodził u rodziców, z Lolą i Gadziną, dorosłym już kocim rodzeństwem. Po naszym powrocie, zamieszkał z nami. Kiedy dla mnie puchata kulka była naturalnym mieszkańcem, dla mojego chłopaka, to była nowość. Życie z kotem wprowadza pewien rygor... bo np. lubi kłaść się na ubraniach, które nie są schowane do szafy, kradnie korek do wanny albo włazi do szafki, czy też asystuje przy gotowaniu.

Od pierwszych chwil weszłam w rolę mamki. Nauczyłam go jeść, pić z miski mleko, co łatwe nie było, bo podtapiał się w misce noskiem i jedzenie trwało wiele godzin z przerwami na mikrodrzemki.
Dziś potężny kocur wcale już nie przypomina tej "bidy" sprzed dwóch lat.

Mała ruda kulka długo nie miała imienia. Wahałam się. Ostatecznie zostały dwa imiona: Elmo i Franek. A że był małym słodziakiem, wybrałam Elmo. Dziś wiem, że Franek lepiej oddałby jego samczy charakterek, ale nie mogłam tego wiedzieć. 

Ponieważ Elmo wychowuje się sam z ludźmi, to nie miał jak nauczyć się "kocich zachowań". W związku z tym uwielbia leżeć na półce obok wanny z łapami w wodzie, kiedy ja się kąpię. Kocha spać na plecach, odsłaniając ślicznie cętkowany brzuszek. Uwielbia oliwki i bagietkę z oliwą.
Poza tym jest - jak na młodziaka - grzecznym i towarzyskim kotem. Tylko wobec małych, kilkuletnich dzieci jest nieufny, odkąd raczkująca córka sąsiadów położyła się na nim z piskliwym entuzjazmem.

Jak w każdej relacji z kotem, mamy swoje rytuały. Poranne, wieczorne. Jak wracam do domu zbyt wcześnie (a zwykle po pracy mam do późna treningi) to zaskoczony i zaspany wita mnie w przedpokoju. Kiedy rozmawiam przez telefon - przybiega i zazdrosny domaga się pieszczot. Kiedy ćwiczę w domu kładzie się na karimacie pode mną. Bywa, że zabieram go na jeden dzień w skały i wtedy wspina się dzielnie po skale - jak inni wspinacze wokół.

I wiecie co? Jest piękny! Ale pewnie to już wiecie dzięki zdjęciom Łucji.

3 komentarze:

  1. Uroczy. Moja kotka także lubuje się w piciu z kranu:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham wszystkie zwierzęta, ale rudzielce mają specjalne miejsce w moim sercu :) jest NAPRAWDĘ piękny :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.