piątek, 12 września 2014

EU.003








Zapraszam Was dziś znowu na Majorkę, tym razem do domu Covadongi i jej kocich i psich współlokatorów. Kiedy umówiłam się na spotkanie i dostałam adres, nie bardzo wiedziałam, jak dojechać i spojrzałam na mapę Google. Wszystkie wątpliwości się rozwiały, kiedy w widoku ulicznym zobaczyłam na werandzie śpiącego kota. Już było jasne, że to ten dom.
W drzwiach powitały mnie psiaki: mała Nina, troszkę grubsza Doring i pan o dość smutnym spojrzeniu - Fosky. Wszystkie adoptowane, żaden nie był planowany. Wszystkie bardzo cieszyły się na mój widok i nie odstępowały mnie na krok. 
Po chwili pojawił się również rudy kot - Whiskas. Od razu zwróciło moją uwagę jego chore oko, ale Covi uspokoiła mnie, że to nie żadna infekcja, a pozostałość po kocim katarze z dzieciństwa. Whiskas był bardzo chory i właściwie nikt nie myślał, że uda się to oko uratować. Po przebytej chorobie kociak nie oddycha swobodnie i trzeba mu regularnie przecierać oko, to jednak absolutnie nie przeszkadza mu prowadzić typowo kociego trybu życia. Whiskas to straszny pieszczoch, od razu wskoczył mi na kolana i zaczął mruczeć. 
Niebieskooka Claire pojawiła się już pod koniec mojej wizyty, bo, jak się okazało ona również była z wizytą, u sąsiadów. Nie przejęła się zbyt moją obecnością i pomaszerowała od razu do małego oczka wodnego, napić się wody. W oczku wodnym pływają rybki, ale koty już się nimi nie interesują.
Biała piękność z kolorowymi oczami, Mitxi, najstarsza z wszystkich kotów, odmówiła pozowania. Jej mina uwieczniona na ostatnim zdjęciu chyba mówi wszystko...

3 komentarze:

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.