Po prostu oddaję głos Beacie...
"Wszystko zaczęło się od Pumy (to ta większa z szarymi
pręgami na futerku, jaśniejsza). Był październik i właśnie
wprowadziliśmy się do mieszkania. Wyszliśmy na klatkę, aby odprowadzić
hydraulika. Na schodach plątała się mała szaro-czarna kulka. Pomyślałam,
że może komuś uciekła z mieszkania. Chodziłam z nią na rękach od drzwi
do drzwi, pytając "Czy to może nie Pani/Pana kot?" Nikt się nie
przyznawał, a ja wiedziałam, że to marnowanie czasu, bo jej futerko
miało charakterystyczną woń piwnicy. Tej nocy miały miejsce pierwsze
przymrozki i coraz bardziej było mi szkoda zwierzaka. Jeden mężczyzna,
notabene trzymając małe dziecko na rękach, powiedział:
- A weź wyrzuć na
dwór, tam gdzie jego miejsce.
- Przecież zimno jest…
- No i co? Poradzi
sobie.
Poszłam zdegustowana, bo wiedziałam, że nikt się nie zlituje nad
kociakiem.
Postanowiliśmy, że zostanie u nas. Kupiliśmy jej jedzenie, na które
wręcz się rzuciła. Całą noc przytulała się do mnie w łóżku i ciamkała
koszulkę, ugniatając łapkami. W sobotę rano poszliśmy z nią do
weterynarza. Okazało się, że jest to bardzo młoda kicia, mająca wśród
swych przodków persa, co wyjaśniałoby nieco dłuższe, puchate futerko,
żółte oczy i delikatnie spłaszczony pyszczek. Ważyła tylko 0,5 kg. Od
wtedy pozostała z nami już na zawsze. Początkowo czasami nie trafiała do
kuwety, podkradała resztki jedzenia z wiadra na śmieci, warcząc przy
tym, jak pies. Za pierwszym razem naprawdę się wystraszyłam, nigdy nie
słyszałam, aby kot tak warczał. Jedzenie posiłków w jej obecności było
także wyzwaniem. Potrafiła ukraść ziemniaka albo jajko. Bardzo długo
trwało, nim nauczyła się, że miseczka zawsze będzie pełna i nie potrzeba
zjadać wszystkiego na raz, ani ciągle szukać jedzenia.
Dość szybko okazało się też, że Puma jest bardzo strachliwa i nieśmiała.
Gdy tylko przychodzili do nas znajomi, chowała się pod łóżkiem lub w
innym najciemniejszym kącie, przemykając tak, aby zostać niezauważoną.
Bała się też swojego odbicia w oknie. Do tego dochodził jeszcze paniczny
strach przed odkurzaczem, mopem i szeleszczącymi workami. Generalnie
każdy głośniejszy dźwięk sprawia, że ucieka na szafę lub pod łóżko. Mimo
swej strachliwości Puma zachowuje się, jak prawdziwa dama. Każdy jej
ruch jest wyważony i dwa razy przemyślany. Porusza się dostojnie, z
gracją i cichutko. Patyczki do uszu i gumki do włosów podkrada z
wrodzonym wdziękiem. O dziwo, nie lubi siedzieć w kartonie.
Po dwóch latach z Pumą, pojawiła się Majka (mniejsza czarna). Pewnego
dnia wyszliśmy na spacer. Przechodząc koło sklepu, usłyszeliśmy donośne
miauczenie. Myślałam, że to kotek sprzedawczyni. Okazało się, że to
jedna z wielu ofiar wakacji. Ktoś zajechał pod sklep i ją wyrzucił. Było
mi jej bardzo szkoda, ale mówiłam "No wzięlibyśmy, ale mamy już jednego
kota." W międzyczasie przyszedł po piwo stary recydywista, który
zapowiadał, że "ukręci jej łeb". Znany z tego, że potrafił pobić
dziecko, a zabicie zwierzaka to dla niego żaden problem sprawił, że wzięłam kota na
ręce i powiedziałam, że ma zostawić, bo to mój zwierzak. Futrzak jakby
wyczuł miękkie serce, wtulił się i zaczął mruczeć. Popatrzyliśmy na
siebie i postanowiliśmy ją zabrać do domu. Połowę drogi wytrzymała na
rękach, drugą połowę szła niczym pies przy nodze.
W domu Puma powitała ją syczeniem, warczeniem i obnażeniem kłów. Ona
jakby niczym nieprzejęta, poszła do misek i się najadła. Potem wskoczyła
na kanapę i umościła się na kocu. Dobrze wiedziała, co i jak się u "człowieków" robi. Po niedługim czasie wyszła na jaw choroba – koci katar z
powikłaniami. Leczenie nie pomagało. Po tygodniu trafiła do szpitala na kroplówki. Weterynarz mówił, że szanse są pół na pół. Na szczęście
wyszła z tego. Prawdę powiedziawszy, byłam pewna, że jest to pięciomiesięczny kocurek. W trakcie leczenia wyszło na jaw, że to roczna
kotka. Podczas zabiegu sterylizacji okazało się, że jest kotna. Nikt
tego nawet nie przypuszczał, ponieważ była ekstremalnie chuda. Wszystkie
kosteczki można było z łatwością policzyć.
Majka okazała się totalnym przeciwieństwem Pumy. Rozgadana i odważna.
Wszystko głośno komentuje, krzyczy na mewy za oknem, a wieczorami
przemawia do żyrandola. O poranku zastępuje budzik i głośno krzyczy: miauuuu! Wpycha swoją małą mordkę wszędzie, gdzie może. Wspina się także
na ściany i meble. Gdy nie śpi, szuka co by tu wykorzystać jako
zabawkę. Do tego jest niesamowitym pieszczochem. W nocy wkrada się pod
kołdrę, aby się przytulić i tak spać. W ciągu dnia, wskakuje na kolana i
prosi, aby nosić ją na rękach. Jest wulkanem energii. Ciągle
zaczepia Pumkę do zabawy, jednak ta nie odwzajemnia jej pasji do szaleństwa. Nie pozwala sobie też na więcej pieszczot niż mycie uszek,
które wytrzymuje góra pięć minut. Wielkiej przyjaźni między dziewczynami
nie ma, ale coraz częściej zdarza się, że leżą razem na łóżku w
niewielkiej odległości.
Żadnej z nich nie szukaliśmy, żadnej nie mieliśmy zamiaru zatrzymać.
Jednak to one wybrały nas i to one postanowiły u nas zostać. Teraz nie
wyobrażamy sobie, że moglibyśmy przyjść do domu, a one nie stałyby w
drzwiach witając nas. Tak samo trudno wyobrazić sobie wieczory z
książką, czy filmem bez kotów na kolanach."
Śliczne kociaki !
OdpowiedzUsuńKochane kicie. Dokładnie tak jak moje - młodszy chciałby się pieścić i przytulać, starszy pozwala jedynie na chwilkę lizania pychola :)
OdpowiedzUsuń