wtorek, 26 sierpnia 2014

IV.046

















Ze swojej strony powiem tylko, że nie wszystkie koty pokazane są na zdjęciach, a ponieważ czarnych kotów jest sześć i nie bardzo je rozróżniam (na żywo trochę łatwiej o to), nie umiem powiedzieć, które wystąpiły w roli modela.
(Info od Oli - od góry: Halina, Siva, Perfidia, Siva, Perfidia, Bu, Perfidia, razem od lewej: Fixatywa+Bu+Dionizy, Dionizy, Fixatywa, Dionizy+Gruby, Gruby, Cyryl, Siva. Na zdjęciach nie ma Hudun i Wiewióriona)
A teraz Ola o swoim stadku:

"Hospicjo-schron, czyli 300% normy.

Od kiedy pamiętam w domu zawsze były zwierzęta. I zawsze były traktowane jako członkowie rodziny. Były  liczne znajdy, koty piwniczne, zaropiałe podrzutki, psy wycinane z drutów kolczastych… Zanim świat usłyszał o fundacjach i adopcjach, nasz domowy mikroschron działał już od lat. Stan constans przez trzy pokolenia.
U mnie zaczęło się spokojnie. Blisko 2 lata nie miałam żadnych zwierząt. Potem moja mama znalazła mojego pierwszego kota. Teraz jest ich 10. I każde z nich ma „coś”, jakiś defekt, który spowodował, że zostały u mnie.

Perfidia, ok. 11 lat – ta od mamy, znaleziona w piwnicy w trzaskające mrozy. Jadła jakieś świństwa, ma uszkodzone jelita i alergię pokarmową. Albo specjalistyczna karma, albo krew leci z kota na dwie strony. Pierwszy czarnuch w stadzie, szefowa szefów, spokojna, ale stanowcza. Koci ideał.

Szylkretowa Halina, 7 lat – dziecko znajdy, urodzone już w domu. Jest kotem skrajnie neurotycznym – zafundowała mi już kilkukrotną wymianę materacy i nowy tynk na ścianie. Wymaga ciągłej pracy (są efekty, Halina odnalazła drogę do kuwety), ale przez myśl mi nie przechodzi, że mogłabym ją oddać. Wielbicielka sznurków i główna inicjatorka topienia zabawek w misce z wodą.

Fixatywa, ok. 6 lat – czarny huragan. Poszłam wyrzucić śmieci, wróciłam ze zmasakrowanym kotem. Wybite zęby, rany na całym ciele, przebogate życie zewnętrzne i wewnętrzne. Skóra, kości, pierwsze tygodnie ciąży, o której nie miałam pojęcia. Mimo mocnych leków i długiego leczenia urodziła piątkę zdrowych kociąt. Czwórka została wyadoptowana, jedno małe zostało. Fixatywa to też plazmocytarne zapalenie paszczy, śrut w ciele i strach przed cięższymi butami.

Bu, 5 lat – małe, czarne dziecię Fixatywy. Miała mieć fajny dom, ale zaprotestowała. Kiedy matka przestała karmić, mała przestała jeść. No, może ewentualnie gotowany kurczak (alleluja, kot je!). Na efekty nie trzeba było długo czekać: krzywica, wyniki niepodobne do niczego. Do tego doszło jeszcze złamanie tylnej łapy i wizja amputacji (jak podrutować coś, co ma konsystencję masła?), niewydolność nerek… Dzisiaj ten cyrk już za nami, Bu ma wszystkie łapy, rozszerzyła nieco swoje menu.

Siva, wiek nieokreślony – trafiła do mnie na tymczas w 2011 roku. Dzicz, agresja i skrajna nienawiść do człowieka – taki był początek. Charczała jak Lord Vader, weterynarze rozkładali ręce, leki nie pomagały. Po długiej diagnostyce okazało się, że kotka jest jedną wielką wadą wrodzoną: jej czaszka jest nieco wydłużona, co z kolei spowodowało przewężenia w kanałach nosowych, trudności w oddychaniu i ciągłe stany zapalne. Siva charczy, smarcze, chrapie. Do tego należy dodać marskość wątroby, łojotokowe zapalenia skóry, nawracające zapalenie ucha, stany zapalne przy resztkach zębów. Na szczęście kot dzielnie znosi codzienne podawanie leków, mycie zębów, zakrapianie nosa i kąpiele. Siva to kwintesencja kota dzikiego, któremu całkowicie zmienił się światopogląd. I żyje na złość medycynie weterynaryjnej. Nie muszę dodawać, że nikt się na taką imprezę nie pisał…

Hudun, ok. 4 lata – czarne neurologiczne z zezem, oczopląsem z powikłaniami po katarze kocim. „Polowałam” na nią, kiedy miała jakieś 2 miesiące. Rozmontowałam na działkach pół altanki, kota nie wyciągnęłam. Niecałe pół roku później kotka sama przyszła do karmicielki. Żeby się okocić. Zwinięta z działek razem z przychówkiem, który w stosownym czasie poszedł w świat (m. in.  Balbin z poprzedniej edycji akcji). Czasem, kiedy szaleje po domu, zdarza się jej nie trafić w drzwi lub spaść z krzesła.

Dionizy, 1 rok – czarno-biały fajtłapa. Łapki mu się zjeżdżają, czasem  (na szczęście coraz rzadziej) zgubi coś z jelita. Nadrabia absolutnym urokiem osobistym i lansiarstwem. Kot-kleszcz, kot-pijawka.

Cyryl i Wiewiórion, 1 rok – czarne koty widmo, rodzeństwo płci obojga bojące się ludzi innych niż ja. Nierozerwalny dwupak. Nie potrafiłam ich rozdzielić. A Cyryla nikt nie chciał, bo ma szczękę do operacji. Zawdzięczam im gonitwy o 4:30 i zamordowany papier toaletowy. Oboje posiadają jednak fenomenalną zdolność nieinwazyjnego wciskania się do łóżka. Oczywiście mojego.

Gruby, ok. 11 lat – biało-bury jegomość ze śmietniska. Jest u mnie od marca tego roku. Kiedyś imię oddawało jego kształt, dzisiaj Gruby to chuda szkapina z przewlekłą niewydolnością nerek. Wyniki ma w Himalajach (normy przekroczone po 3, 4 razy), ale wciąż żyje, choć podręcznikowo nie powinien. Ma apetyt, bawi się, kradnie gotowane warzywa i surowe ogórki, wsadza ryło do każdego garnka. Codziennie leki, specjalistyczna karma, badania co jakiś czas… A miał do mnie trafić tylko na „godną śmierć”.

I to tyle. Nie jest lekko z taką ilością zwierzyny wymagającej specjalistycznych diet i opieki. To stałe wizyty u weterynarzy, krótkie urlopy, dorabianie do zasadniczej pensji i ciągłe sprzątanie. Ale nigdy nie żałowałam. Nigdy też nie pomyślałam o moich kotach w kategoriach problemu. Po prostu są, to moja decyzja i dałabym się za nie pokroić. Często spotykam się z opinią, że przeginam, że wcale nie muszę, że „to tylko kot”. Owszem, nie muszę, ale obca mi jest spychologia.
Na koniec chciałabym podziękować pani weterynarz Justynie Janiec – za niestandardową opiekę, ogromną cierpliwość i determinację. 
Dzięki niej moje koty żyją."

9 komentarzy:

  1. Brak słów ze wzruszenia i podziwu.
    Genialne imiona!
    Mała uwaga: fajnie gdyby zdjęcia były podpisane, aby wiedzieć jak wygląda kot o którym się czyta.
    Pozdrowienie dla niezwykłej osoby, dla której obca jest spychologia/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reakcję miałam podobną "brak słów ze wzruszenia i podziwu"...
      Co do zdjęć - też o tym myślę, ale póki co zadanie jest dla nas trochę poza zasięgiem (musimy zrobić sobie szkolenie, żeby wszyscy wolontariusze mieli takie same umiejętności) - ale w przyszłości może nam się uda w ten sposób opracowywać wpisy :)

      Usuń
    2. Ja też się wzruszyłam :) Zazdroszczę Oli, że mogła odwiedzic ten wspaniały dom. I ze swojej strony zacznę podpisywać zdjęcia imionami kotów - też już o tym myślałam :)

      Usuń
    3. Czyli możliwe, że będziemy musiały zrobić tę zabawę wstecz (znaczy podpisywanie zdjęć imionami kotów) :) jak się skończy czwarta edycja, to obgadamy kwestię :D

      Usuń
    4. Od góry: Halina, Siva, Perfidia, Siva, Perfidia, Bu, Perfidia, razem od lewej: Fixatywa+Bu+Dionizy, Dionizy, Fixatywa, Dionizy+Gruby, Gruby, Cyryl, Siva. Na zdjęciach nie ma Hudun i Wiewióriona - nie wyszły z szafy. I dzięki serdeczne za uznanie. Miło, kiedy ludzie nie stukają się w czoło na hasło "10 chorych kotów" :-).

      Usuń
    5. u nas nikt się nie puknie w czoło, my tu tylko tacy :D

      Usuń
  2. cudowna historia i ogromny szacun dla opiekunki.

    OdpowiedzUsuń
  3. kot czy nietoperz? Sama już nie wiem, ale jest słodki :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.