Ślepunia, Myszka, Mlinia i Mlini to urocze, wielobarwne
stadko Agnieszki. Biało-czarna Ślepunia i buro-ruda Myszka to dziewczynki
adoptowane z Fundacji Centaurus. Ślepunia dużo w życiu przeszła, na koniec koci
katar zniszczył jej oczka. Zaraziła się także jej córeczka Myszka. Obie bardzo
długo chorowały, a w tym czasie bardzo przywiązały się do siebie i fundacja nie
chciała wydać ich do adopcji osobno. Więc chociaż Agnieszka planowała tylko
Ślepunię, to wzięła do siebie obie.
Ślepunia jako szefowa stada twardą łapką trzyma dyscyplinę.
Bijatyka? Bez Ślepuni?! Co to, to nie. Ślepunia żadnej bijatyki nie przepuści. Lubi
ustawiać resztą kociej rodziny. Bała się jednak obcych dźwięków aparatu i była
bardzo spięta podczas zdjęć. Najlepiej czuje się w swoim mieszkaniu, nie chce
towarzyszyć córce w wycieczkach na taras.
Myszka dla swojej niewidomej mamy jest przewodnikiem.
Myszunia, mimo że nie widzi najlepiej, ma duszę modelki. Zdjęcia były ogromną
frajdą, a kociczka wyginała się na wszystkie strony pozując na dywanie. Jako
jedyna także dawała mi się głaskać, chociaż wolała raczej skupić się na sesji
zdjęciowej. Nocami uwielbia siedzieć na parapecie i polować na zmieniające się
światła uliczne. Lubi też spacerki po tarasie, wskakuje do donic z roślinami i z
frajdą wykopuje z nich ziemię.
Mlinia i Mlini to śnieżnobiałe rodzeństwo. To cudowne,
bardzo duże koty. Ich sierść nie ma ani jednego ciemniejszego włoska. Mlinię i
Mliniego Agnieszka znalazła podczas wakacji w Chorwacji w mieście Mlini – dwa zagłodzone, chore kociaki na śmietniku. Kocurka udało się od razu złapać,
koteczka długo uciekała, dopiero ostatniego dnia przed wyjazdem Agnieszce udało
się ją złapać. Ukryte w klatce pod kocami, małe pojechały do Polski, a tutaj długo
jeszcze dochodziły do zdrowia. Ale opieka i miłość Agnieszki pozwoliła im
przekształcić się w białe, puchate cuda. Oczywiście przez pewien czas Agnieszka
nawet nie podejrzewała, że maluchy są śnieżnobiałe, myślała że raczej bure,
ewentualnie łaciate, a maluchy potrzebowały naprawdę dużo czasu żeby domyć się
z warstw brudu. Mlinia i Mlini są raczej dzikawe, szczególnie w obecności
obcych. Mlini co prawda był wystraszony, ale pozwolił na zdjęcia, potem nawet
się rozluźnił, jednak Mlinia przerażona uciekła do sypialni i nawet saszetka z
jedzonkiem nie była w stanie zmienić jej decyzji. Udało mi się zrobić tylko
zdjęcie w koszyku, w którym relaksowała się w chwili mojego przyjścia.
Piętro
niżej, u rodziców Agnieszki także mieszkają koty. Wiekowy już Filek, pierwszy
kot w rodzinie i olbrzymi Koleś podrzucony kiedyś na podwórko. Kiedy przyszłam
Koleś wygrzewał się na rozgrzanych kafelkach tarasu i sadząc po jego minie był
właśnie w siódmym niebie.
Niesamowita historia!
OdpowiedzUsuńMnie się podobają te przemycone koty :D
UsuńAle piękna gromadka!
OdpowiedzUsuń