niedziela, 3 sierpnia 2014

IV.026












Ślepunia, Myszka, Mlinia i Mlini to urocze, wielobarwne stadko Agnieszki. Biało-czarna Ślepunia i buro-ruda Myszka to dziewczynki adoptowane z Fundacji Centaurus. Ślepunia dużo w życiu przeszła, na koniec koci katar zniszczył jej oczka. Zaraziła się także jej córeczka Myszka. Obie bardzo długo chorowały, a w tym czasie bardzo przywiązały się do siebie i fundacja nie chciała wydać ich do adopcji osobno. Więc chociaż Agnieszka planowała tylko Ślepunię, to wzięła do siebie obie.

Ślepunia jako szefowa stada twardą łapką trzyma dyscyplinę. Bijatyka? Bez Ślepuni?! Co to, to nie. Ślepunia żadnej bijatyki nie przepuści. Lubi ustawiać resztą kociej rodziny. Bała się jednak obcych dźwięków aparatu i była bardzo spięta podczas zdjęć. Najlepiej czuje się w swoim mieszkaniu, nie chce towarzyszyć córce w wycieczkach na taras.

Myszka dla swojej niewidomej mamy jest przewodnikiem. Myszunia, mimo że nie widzi najlepiej, ma duszę modelki. Zdjęcia były ogromną frajdą, a kociczka wyginała się na wszystkie strony pozując na dywanie. Jako jedyna także dawała mi się głaskać, chociaż wolała raczej skupić się na sesji zdjęciowej. Nocami uwielbia siedzieć na parapecie i polować na zmieniające się światła uliczne. Lubi też spacerki po tarasie, wskakuje do donic z roślinami i z frajdą wykopuje z nich ziemię.

Mlinia i Mlini to śnieżnobiałe rodzeństwo. To cudowne, bardzo duże koty. Ich sierść nie ma ani jednego ciemniejszego włoska. Mlinię i Mliniego Agnieszka znalazła podczas wakacji w Chorwacji w mieście Mlini – dwa zagłodzone, chore kociaki na śmietniku. Kocurka udało się od razu złapać, koteczka długo uciekała, dopiero ostatniego dnia przed wyjazdem Agnieszce udało się ją złapać. Ukryte w klatce pod kocami, małe pojechały do Polski, a tutaj długo jeszcze dochodziły do zdrowia. Ale opieka i miłość Agnieszki pozwoliła im przekształcić się w białe, puchate cuda. Oczywiście przez pewien czas Agnieszka nawet nie podejrzewała, że maluchy są śnieżnobiałe, myślała że raczej bure, ewentualnie łaciate, a maluchy potrzebowały naprawdę dużo czasu żeby domyć się z warstw brudu. Mlinia i Mlini są raczej dzikawe, szczególnie w obecności obcych. Mlini co prawda był wystraszony, ale pozwolił na zdjęcia, potem nawet się rozluźnił, jednak Mlinia przerażona uciekła do sypialni i nawet saszetka z jedzonkiem nie była w stanie zmienić jej decyzji. Udało mi się zrobić tylko zdjęcie w koszyku, w którym relaksowała się w chwili mojego przyjścia.

Piętro niżej, u rodziców Agnieszki także mieszkają koty. Wiekowy już Filek, pierwszy kot w rodzinie i olbrzymi Koleś podrzucony kiedyś na podwórko. Kiedy przyszłam Koleś wygrzewał się na rozgrzanych kafelkach tarasu i sadząc po jego minie był właśnie w siódmym niebie.

3 komentarze:

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.