W pewne sobotnie przedpołudnie odwiedziłam na poznańskim Piątkowie Julitę, jej męża i ich trzy adoptowane koty. Czarną Kulę, która od razu machnięciem łapki dała mi do zrozumienia co myśli o mnie i o zdjęciach. Czarno białego Kropka, który przywitał mnie ocieraniem się o nogi i próbą zostawienia mi na spodniach całego swojego futra. I Fidela, czarno białego kocura rasy american curl - najbardziej puszystego kota, jakiego miałam do tej pory okazję poznać. Julita najlepiej opisze swoje stadko.
Kula, Kropek i Fidel
Nasze
stadko to dziewczynka, Kuleczka - niepodzielna królowa naszego zwierzyńca i nas,
oraz dwaj chłopcy - Kropek i Fidel.
Kuleczka
trafiła do nas przypadkiem jako około ośmiotygodniowe kocię została przyniesiona
przez moją córkę z ulicy. Córka uratowała jej życie wyciągając spod odjeżdżającego samochodu. Kuleczka zwana
też Kulwinią, Kluską lub Kurwinią (bezustannie się wkurza) wybrała mojego męża
jako swego ukochanego człowieka i tak od około dziesięciu lat kochają się miłością
wzajemną i bezwzględną. Kuleczka jest histeryczna, neurotyczna, stara się
rządzić chłopakami i nami. Chłopcy nie do końca się jej podporządkowali, my jednak ulegliśmy.
Kropek
trafił do nas około pięć lat temu jako mały kociak, adoptowany z poznańskiej fundacji
"Koci Pazur". Nazywamy go też Klusek z powodu postury lub Gapcio bo żyje
we własnym świecie, często się "zawiesza". Nie lubi być brany na
ręce i rzadko daje się głaskać, ale jest to kocur o olbrzymim sercu, przyjaciel
ludzi i zwierząt.
Fidel
jest z nami około dwa i pól roku i tak jak w przypadku Kropka był to świadomy wybór
i szukanie kociaka, do którego poczujemy "chemię". To Fidelek, Fitek
lub Misiulek trafił do naszego domu z powodu impulsu. Byliśmy co prawda otwarci
na kolejne zwierzę u nas, ale nie szukaliśmy go jakoś specjalnie intensywnie. Przez
przypadek przeglądając jakiś portal
społecznościowy trafiłam na ogłoszenie o
adopcji kota. Ogłoszenie było lakoniczne bez zdjęcia, ale na tyle poruszające, że postanowiłam zadzwonić pod podany numer. Po
rozmowie telefonicznej byłam pewna, że trzeba jechać i zobaczyć kotka. W
dotychczasowym domu Fidelka spędziliśmy półtorej godziny. Okazało się, że musi być
wyadoptowany z powodu silnej alergii dziecka. Trafił do nas jako siedmioletni kocur
i szybko (bo po trzech dniach) zaaklimatyzował się u nas. Fidel to cudowny miziak i
przytulas, chętny do zabawy 24 godziny na dobę. Z Kropkiem żyje w olbrzymiej
symbiozie z Kulą się nie za bardzo lubią, ale tolerują.
Pomimo
niewątpliwych kłopotów, wydatków i bałaganu jaki przysparzają nasze koty, nie oddała bym
ich za nic! Ten ogrom miłości i czułości jaki nam dają jest BEZCENNY. Warto dać
dom zwierzakowi, bo to w końcu my ludzie je oswoiliśmy. Psy, koty i inne
gatunki. Zabraliśmy je do domów z ich naturalnego środowiska i teraz mamy
obowiązek o nie dbać.
ale piękny ten biało czarny kocurek Fidel, świetne zdjęcia.
OdpowiedzUsuń