Jak Salem znalazł swoją czarownicę
Udając się do Natalii obawiałam się, że nie będę w stanie zrobić zdjęć czarnemu kotu. Pod wpływem kocimiętki czarna plama zaczęła przyjmować w obiektywie wyraźne rysy uroczego kociaka o nietypowo okrągłych źrenicach. Ferduś, młody burasek, przebywał w tym przyjaznym mieszkaniu na tymczasie i niedługo po wizycie znalazł swój własny dom, więc dziś wystąpi na blogu tylko jako gość. O kocurkach opowie ich opiekunka:
"Koty były w naszych rodzinnych domach od zawsze i nie wyobrażaliśmy sobie własnego bez puchatej kulki, która będzie z nami spała i rządziła czterema ścianami. Z początku nie wiedzieliśmy, czego chcemy. Rasowy? Dachowiec? Od znajomych czy ze schroniska? Wbrew pozorom nie było tak łatwo podjąć decyzji, bo każde z nas chciało czego innego.
Na fundację Stawiamy Na Łapy trafiliśmy podczas zakupów w Galerii Krakowskiej, pogłaskaliśmy kocura promującego adopcje i wzięliśmy ulotki. Dwa dni później nie umiałam się oprzeć już pokusie i zaczęłam przeglądać stronę internetową fundacji. Tam go zobaczyłam... Wtedy nazywał się jeszcze Jacek, ale ja już wiedziałam, że to będzie mój Salem. Kot czarownicy.
Przyjechał do nas taki wystraszony, od razu schował się za pralką i jedynie para żółtych oczu w ciemności potwierdzała jego obecność. Wywabiło go jedzenie, potem głaskanie i już drugą noc spędził przytulony do mnie. Teraz Salem dosłownie nami rządzi! Najlepsze skrawki mięska trafiają do jego brzuszka, nie obejdzie się bez dania po cichu kawałeczka szyneczki lub setnego z kolei smakołyczka. My też jesteśmy nagradzani za naszą miłość - mruczenie godne traktora, ciepłe futerko tulące się do nas w nocy, zaczepne miauknięcia, abyśmy pobawili się z naszym wariatem. Nie wyobrażamy sobie teraz życia bez naszego czarnego łobuza.
Potem pojawił się Fernando - istna burza. Kocurek z tej samej fundacji, co poprzednio, ale inny od naszego pierwszego jak ogień i woda. Ten uroczy burasek miał w zwyczaju budzić nas zawsze przed piątą swoim radosnym galopem po mieszkaniu, tuż za nim truchtał Salem - jego najlepszy kumpel. Ferdek kocha zabawki, wszystkie są potencjalnie jego. Jedzenie to jednak jego największa miłość. To właśnie pełna miseczka pozwalała nam zbliżyć się bardziej do tego wariata i dostawaliśmy za nią pozwolenie na kilka sekund głaskania."
Cierpliwość Natalii, jej narzeczonego oraz Salema sprawiła, że Ferduś został wybrany przez swojego człowieka. Z radością napiszę, że nie jest to ostatni kot, któremu pomogli znaleźć drogę do domu.
Gratulacje, wspaniała rodzina!
OdpowiedzUsuń