Historia Wandzi i Gienia - opowiada Bogusia.
Pomysł na kolejnego kota w domu powstał z racji tego, że mieszkający z nami 6-miesięczny kot Stefcio nudził się sam. Zaczęłam szukać w internecie czy ktoś ma do oddania kota. Przeglądałam strony kocich fundacji i trafiłam na ciekawe ogłoszenie. Do oddania były 4 kotki około 4-miesięczne. Wiek kotków mi odpowiadał więc zgłosiłam się do DT u Doroty. Tam dowiedziałam się, że do oddania zostały już tylko 2 koty, rodzeństwo i chcą je oddać w dwu-paku. Decyzja zapadła. Będą dwa nowe koty. Po wizycie adopcyjnej w moim domu zamieszkały dwa dzikusy. Wandzia i Gienio. Pierwsze dni były dla kotków bardzo stresujące. Bały się wszystkiego. Nie wychodziły zza pralki w łazience przez kilka dni. Oswajanie trwało bardzo powoli i czasami traciłam nadzieję, że to będą koty „miziaki”, bałam się, że zostaną już takie dzikie. Po miesiącu i wizycie u weterynarza okazało się, że to dużo starsze koty niż wszyscy myśleli. Miały tak naprawdę około 8 miesięcy i musiałam je wysterylizować, bo mimo że były rodzeństwem instynkt był silniejszy niż więzi rodzinne.
Gdy byłam dzieckiem, nazywano mnie „kocią mamą”, bo gdzie się pojawiłam, szło za mną stado kotów. Potrafiłam je oswoić, zrozumieć ich zachowania i nauczyć różnych rzeczy. Nadal to potrafię. Dziś po 4 miesiącach mogę powiedzieć, że z adoptowanymi kotami odniosłam sukces. Są jeszcze mało ufne w stosunku do obcych, ale myślę, że to także minie. Z domownikami są w pełni oswojone, boją się jedynie gwałtownych ruchów, podniesionej ręki, hałasu. Z tego co wiem o ich przeszłości znaleziono je w styczniu na działkach, były zabiedzone i dzikie. Teraz urosły, ich sierść lśni, a gdy siadam na fotelu za chwilę Wandzia siedzi tuż nad moją głową na oparciu, a Gienio próbuje wcisnąć się na kolana. Niestety nie ma z nami już Stefcia nad czym ubolewam, ale to nie miejsce na jego historię powiem tylko, że przegrał z chorobą. Adoptowane koty stały się także inspiracją do otwarcia mojego sklepu zoologicznego. Dużo czytałam o tym jak karmić koty, Stefcio miał problemy z tolerancją glutenu. Zdobyłam pokaźną wiedzę na temat karm i postanowiłam ją wykorzystać. Znajomi śmieją się ze mnie, że karmię koty lepiej niż własne dziecko, ale tak naprawdę to traktuję je przecież jak swoje dzieci. Są nieodłącznym elementem mojego życia. Śpimy razem w jednym łóżku, razem pracujemy, razem czytamy. Tam gdzie ja tam koty. Czasem mój mąż jest o nie zazdrosny, bo w natłoku obowiązków dla kotów zawsze znajdę czas, a dla niego nie. Koty zawładnęły naszym domem. Straciłam wszystkie rośliny doniczkowe, zniszczyły dwie firanki zanim nauczyły się, że nie wolno im wspinać się tam. Ale nie przeszkadza mi to, wiem, że taka ich natura. Po całym mieszkaniu porozkładane leżą ich koce – legowiska. Kilka razy dziennie muszę sprzątać kuwetę i zamiatać rozsypany żwirek, karmić je na zawołanie, bawić się z nimi o dziwnych porach dnia (5.00 rano), ale kocham moje koty i cieszę się, że znalazły u mnie swój prawdziwy dom.
Przepiękne potwory :)
OdpowiedzUsuń...jak bym czytała o sobie. też mam 2 koty (rodzeństwo mieszane) Johny i Tina. Mają już 5 lat. Cudowne. Czasami zastanawiam się, czy to koty? czy pieski? zachowują się czasem jak psy. aportują, chodzą przy nodze i są wierne jak psy. Ale także przejawiają przejawiają kocią drapieżność, niezależność i potrafią się obrazić na mnie. Objawia się to wtedy, kiedy nie ma mnie w domu parę dni a one zostają z synem. W zasadzie to tylko Johny się obraża i w odwecie za moją nieobecność przegryzał wszelkie cienkie kabelki np.od ładowarek, słuchawek itp. teraz tego już nie robi ale wieczorem ostentacyjnie omija moje łóżko w którym zawsze sypia. Na znak protestu i obrazy wybiera sobie do spania np. twardy parapet, komodę lub wysoką szafę. Muszę wtedy czule do niego przemawiać, przytulać i obiecywać, że już nigdy nie wyjadę. Oczywiście wyjeżdżam i cyrk się powtarza. Nie wyobrażam sobie aby w moim domu nie było tych kociaków.Dają mi wiele radości i uczą mnie. Kopalnia wiedzy o kotach.
OdpowiedzUsuń