poniedziałek, 11 sierpnia 2014

IV.032















1 sierpnia miałam ogromną przyjemność odwiedzić Miśkotki, ich Dużą i maleńką, bezsierstną siostrę (Duży był w pracy).
Przywitały mnie trzy cudowne kotki, chętne na spróbowanie przyniesionych przeze mnie smakołyków, na pieszczoty i na fantastyczne pozowanie. Kocice idealne.
Poprosiłam Kasię, żeby napisała o nich swoimi słowami. NK

Miśkotki to 3 kocice - w kolejności starszeństwa:
Nomka zwana Kominiarką choć i tak na zawsze pozostanie Glizdą. Głównie ukrywa się w kominie i odmawia współpracy oraz ustawia młode Miśkotki.
Ma 14 lat i jest moim pierwszym, w dorosłym, samodzielnym życiu, kotem. Do niedawna miała towarzysza Oskara (11l), który niestety w 2012 roku w czerwcu nie wrócił ze spaceru.

Jego miejsce zajęła Biszkopt zwana Biśką lub Bisią albo Biskłitem. Urodzona w lipcu 2012. Jest najbardziej "elastycznym" i "przelewającym się" przez ręce kotkiem jakiego widziałam... taki dopasowujący się do kształtu innego obiektu, ludzkiego głównie. A przy tym niebotycznie się ślini (i kocham ją za to mimo mokrych nieustająco koszulek) podczas przytulania i uwielbia być potargana (znaczy futro mieć takie w wyniku zabiegów pieszczotliwych). Nomka przez 11 lat wspólnego życia z Oskarem zawsze trzymała dystans i żyli w cichym rozejmie... bez miłości. Biorąc małego kociaka miałam nadzieję, że to nie jej charakter był przyczyną oziębłych stosunków, ale coś innego... niestety byłam w błędzie. Nomka jest absolutnym samotnikiem, który kocha tylko ludzi, a inne osobniki jedynie toleruje... A Biszkopt przecież nie mogła być jedynakiem... to nie fair wobec kota. I tak pojawiła się u nas: Groszek zwana Grochem, Grosią i wreszcie Grotszyldą the Great, mix cukru i miodu, super torpedy, doprawiony red bullem, wstrząśnięty nie zmieszany... Ostatnio z domieszką dużej ilości tłuszczyku przez naiwnych zwanego zimową podpinką... Cały nasz Groś. Groszek jest pręgowanym buraskiem, o miesiąc młodsza od Biskłita jest maxi obżartuchem. Wiecznie głodna, towarzyszy każdej kuchennej aktywności, włącznie z krojeniem chleba. Kocice mieszkają w domu z leśnym ogrodem i są kotami wychodzącymi, przez co jestem nieustająco obdarowywana nie do końca żywymi prezentami. Ale cóż począć taka natura kota, mając do dyspozycji kawałek lasu na obrzeżach miasta mogą dać upust swoim naturalnym instynktom.

Ostatnio dołączyła do nas mała niefutrzasta Miśkotka. Nie zmieniło to relacji mojej z kotami, nadal mogą i robią, co chcą, jak to koty. Malucha chwilowo ignorują i nie przeszkadza im on w okupowaniu moich kolan podczas karmienia oraz pakowaniu się do wózka, gdy chwilowo się zwalnia miejscówka. 
Katarzyna Jamroży

3 komentarze:

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.