niedziela, 10 sierpnia 2014

IV.031













Historia Fiodora i Sherlocka.



Oto historia, jak dorobiliśmy się ludzkiej Służby: 

Wieki temu Matka, natrafiła na zdjęcie osobnika rasy Rosyjskiej Niebieskiej, a później ujrzała takiego na żywo na wystawie we Wrocławiu i zakochała się! Cóż, łatwo się zakochać w naszych posągowych sylwetkach, pluszowym futrze i soczystej zieleni oczu! Mijały lata... W zeszłym roku, po smutnym pożegnaniu się ze stadkiem szczurków (Mironem, Hektorem, Walerianem i Johnem), które wyjechały na wieczny urlop za Tęczowy Most, Duzi postanowili: koniec z wysyłaniem w wieczne podróże, co dwa lata! Postanowili: będzie RUSek! Założyli, więc Fundusz Kotkowy, bo jak wiadomo "grosz do grosza, a będzie kokosza". W międzyczasie wybrali hodowlę oraz TADAM! MNIE! Chyba nie mogli się mnie doczekać, bo często mnie odwiedzali, a po 12 tygodniach ostatecznie wzięli do siebie.

Założenie było, że dwa zwierzaki docelowo mają być, jednak kumpel miał się pojawić później, ze względów "nieodpowiednich warunków mieszkaniowych" [Padres, 2013]. No więc Matka czas ten wykorzystywała na rozważania: pies, czy kot? Rasowy, a może nierasowy? Heraklit powiadał "Panta rhei", a że najbardziej płynne jest zdecydowanie Matki, więc co rusz zamęczała Padresa: "a może ten?", "a może tamten?", na co on odpowiadał: "Jeszcze nie teraz."... Ostateczny argument stracił, kiedy okazało się, że zmieniamy lokum. Skapitulował, bo Matka wypatrzyła na stronie Fundacji EBRA, Sherlocka. Kocią bidę, z równie kocim katarem, w wyniku którego stracił oko. 
- Ej! Fiodor! Nie zaschło Ci w pyszczy? Teraz moja kolej! 
Wiecie, szaleństwo było z tym okiem! Kropiła mi Wii, kropiła, a i tak na pohybel oku, bom stracił! Nic to: Matka rzekła! Ten i kropka! Padres poddać się musiał, ale jeszcze wtedy wzdychał ciężko, bo nie wiedział, jak bardzo mnie uwielbi! Kiedym przyjechał na nowe włości, to mie wsadzili do łazienki i zamkli, co mi się nie podobało, bo słyszałem, że kot jest za drzwiami i miałem wizję świetnej zabawy! Niby furkał na mnie przez szpary, ale noc spędził pod drzwiami, to wiedziałem że mogę na niego liczyć. Długo nie potrwało, jakem go do siebie przekonał pacaniem łapą i trelem ptasim, który wykonuję lepiej od samej Dudziak Urszuli.
Teraz jesteśmy nierozłączni, jak Gliniarz i Prokurator. Duzi się cieszą, bo Fio nie zamęcza miauczeniem żądnym uwagi, ale dogodzić im to sztuka, mówię Wam. Teraz przeszkadza im, że mamy galoping poranny po ich brzuchach... My natomiast uważamy, że to słodkie. Ponoć koty to samotnicy. Bzdura! Kot z kumplem, to kot szczęśliwy i spokojny! 
Życie z kotem, to kwintesencja szczęścia, bo czymże byłby poranek, bez galopu po Waszych brzuchach, czy głośnego mruczenia, połączonego z wciskaniem mordki w Wasze oczy - znacie lepszy budzik? Czym byłoby śniadanie, bez przemarszu po stole i kontroli jakości żywności? Życie z nami, to zaszczyt i szczęście. My zaś jesteśmy Wam wdzięczne, że z pokorą przyjmujecie rolę naszych sług i towarzyszy - za to należy Wam się całe mnóstwo lizów w oko! 

~ Sherlock i Fiodor z DaKaru

1 komentarz:

  1. Tak to mają koci ojcowie z nami - kocimi matkami. Ale oni kochają swoje dzieci niemniej od nas :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.