środa, 19 października 2016

VI.037


























 Biszkopt z archiwum - dzięki Pokochaj i Przygarnij

 Piętka z archiwum - dzięki Pokochaj i Przygarnij



Kiedy na początku roku wyprowadzałam się od rodziców, Loki został z nimi. W planach od początku była adopcja dwóch kotów i trzymanie kciuków, żeby alergia Artura nagle się nie zaostrzyła, kiedy na stałe zamieszkają z nami futrzaki.
Za dorosłymi kotami rozglądałam się u Pokochaj i Przygarnij. W oko niemal od razu wpadła nam Piętka odłowiona razem z kociętami około pół roku wcześniej. Drugi kot – Biszkopt – wybrał się sam. Trafił do DT z działek, kiedy osoba dokarmiająca zauważyła w jego pyszczku zaklinowaną kość. Sprawiał wrażenie kota trudniejszego, wymagającego doświadczonego kociarza – po telefonie i chwili zastanowienia zgodziliśmy się go wziąć. I tak pewnego wieczoru w lutym koty trafiły do nas.
*
Piętka — lat sześć, piękna szylkretka o niesamowitych oczach. Niemal od razu się zaaklimatyzowała. Kotka bezproblemowa, wcześniej mieszkała w DT i wiedziała, jak zachować się w mieszkaniu. Od razu baranki, kolana, lizanie po twarzy i tony miłości. Jak to kot chodzi swoimi drogami, czasem nas ignoruje, ale ogólnie kocha ludzi. Ma swoje humorki – niezadowolona szczypie zębami, szczególnie, kiedy ktoś chce ją wypchnąć z fajnej miejscówki lub za długo czesze. Wie, czego jej nie wolno i kiedy lepiej zwiać, bo coś przeskrobała, do tego jest mistrzynią w wylewaniu mojej kawy. Bardziej przywiązała się do Artura, który często pracuje w domu. Uwielbia przebywać na balkonie, kiedy ktoś otwiera drzwi, od razu materializuje się obok. Chętnie bawi się wędką z piórkami, uwielbia piłeczki i godzinami potrafi bawić się gumkami do włosów (które namiętnie kradnie, jeśli tylko nadarzy się okazja).
Biszkopt — około pięć lat. W DT zamieszkał w piwnicy, gdzie czekał na nowy dom. Nie wiem, czy wcześniej mieszkał z człowiekiem w mieszkaniu, czy ze względu na jakieś wydarzenia źle zapamiętał ten okres. Pierwsze dni u nas był strasznie przerażony. Leżał pod stołem w jednym pokoju i ruszał się spod niego tylko do kuwety. Syczał na każdy dźwięk dochodzący z przedpokoju. Próbowałam małymi krokami – na początku przychodziłam tylko posiedzieć chwilę koło niego. Z czasem zaczął przy mnie jeść, nie czekał, aż wyjdę – zaczęłam delikatnie głaskać. Chwilę było dobrze – za chwilę znowu syczenie. Po kilku dniach zaczął zwiedzać mieszkanie, ale jak tylko nas słyszał – uciekał znowu do kartonu lub za tapczan. I nagle się przełamał, z głośnym miaukiem zaczął obcierać się o moje nogi, domagając się miziania. Jeszcze przez jakiś czas wydawało się, że z jednej strony chce być blisko, ale z drugiej jednak się trochę boi i ucieka. Teraz już jest najsłodszą kluchą, chodzi za nami krok w krok, domaga się głaskania, strasznie dużo gada. Wydaje wiele dziwnych dźwięków – nigdy nie słyszałam, żeby kot na tyle sposobów potrafił pomrukiwać, gruchać, pruchać i mruczeć. Rozbawiony wygląda jak kociak, a nie kilkuletni kocur. Zawsze nas wita, kiedy wracamy do domu, do tego głośnym miaukiem protestuje, kiedy wychodzę do pracy. O dziwo od razu załapał, do czego służą drapaki i tylko na nich ostrzy pazurki. Jest pełny energii i uwielbia gonitwy za zabawkami – do czego zaprasza.
Socjalizacja. No, tu był problem. Póki Biszkopt czuł się mniej pewnie, było ok. Później zaczęło się terroryzowanie Piętki – ataki, gonienie, kiedy tylko ją zobaczył, blokowanie w różnych zakamarkach. Kotka nie wchodziła do pokoju, kiedy był w nim Biszkopt. Wyciszyły się przy feromonach w prądzie. Piętka wrzuciła na luz, Biszkopt przestał ją tak atakować. Dalej ją ściga, ale ona nie pozostaje mu dłużna i też potrafi go pogonić. Bez problemów przebywają razem w przestrzeni wspólnej, sypiają niedaleko siebie, a w szczególnych sytuacjach potrafią jeść z jednej miski. Potrzebowały czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.