niedziela, 23 października 2016

VI.039




Wojtuś, koneser suchego chleba
Harnaś, pierwszopsiejny Doroty
Gienia, mała puchata despotka 




Dorotę poznałam ponad cztery lata temu. Wtedy jej wiernym psim towarzyszem był tylko Harnaś, owczarek szetlandzki odstąpiony z hodowli za "dziękuję". Harnaś to fan sezonowych warzyw i stateczny intelektualista, ponoć ciut za gruby. Dorota wspomina, że kiedy pierwszy raz wszedł za nią do domu, przeszedł wszystkie pokoje, znalazł jej pokój i po prostu wskoczył na łóżko. A właściwie do tej pory rzadko z niego schodzi, ale po czterech latach monopolu musiał zrobić miejsce, bo pojawił się Wojtuś. 


Przy pracy na pełen etat drugi pies to niewiele więcej pracy, a znaczny komfort psychiczny, że ten pierwszy nie zostaje sam w domu na całe dni, więc zapadła decyzja, że drugi musi być. Wojtek został znaleziony przez Dorotę na stronie Radia Bielsko w dziale poświęconym adopcjom: był już wtedy odkarmiony i czekał na nowy dom. Wcześniej — skołtuniona kupka nieszczęść, a przez pierwsze dni w schronisku był tak przerażony, że nie chciał jeść ani spać. Nikt o niego nie pytał, nikt po niego nie przyszedł. W dzień po Wszystkich Świętych Dorota postanowiła odwiedzić go w domu tymczasowym. Miała tylko go zobaczyć, a jeszcze tego samego dnia pojechał z nią do domu i już w nim został. Odtąd ma pod dostatkiem suchego chleba (przysmak!) i swój koszyk, który (mimo dezaprobaty Doroty) re-aranżuje jak wszyscy pójdą spać.

Gienia — najmniejsza — pojawiła się przypadkiem. Dwa lata temu znajoma z hodowli zadzwoniła, że niedługo wydaje pod opiekę przedostatniego psa i kiedy go odwiezie, Gienia zostanie zupełnie sama w boksie. Doroty nie trzeba było długo namawiać, chociaż jeszcze wtedy nie wiedziała, że mały pies to duży kłopot (i jeszcze większe ego). Bo jeśli ktoś się Gieni nie spodoba, to ma przechlapane. Mała, puchata despotka, która na ulicy uchodzi za "dziecko tych większych". I choć ma dziesięć lat, bawi się jak szczeniak. W nocy — obowiązkowo w łóżku! 


A co o swojej psiej trójce mówi Dorota? 
"Może jest trudno (wychodzenie na spacer: jednego znoszę po schodach, drugi coś właśnie wącha i oczywiście nie chce iść, trzeci jeszcze je...) i pewnie to nie dla każdego, ale choć to banalnie brzmi, to mimo cotygodniowych dostaw sierści na dywan, wstawania wcześniej (czasem o czwartej nad ranem) i każdego Sylwestra spędzanego w łazience, jestem z nimi po prostu szczęśliwa. Mam nadzieję, że one powiedziałyby to samo".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.