Pierwsza była Mela… Meluzyna. Myśl o przygarnięciu jakiegoś
zwierza od jakiegoś czasu łaziła mi po głowie, nie były to jednak żadne konkretne plany. Aż
zobaczyłam ją… a w zasadzie jej ogłoszenie.
Mały kociak, znaleziony gdzieś w jakiś krzakach, przygarnięty
przez dobrych ludzi. Zobaczyłam i wiedziałam, że to ta i żadna inna. Po kilku mailach i
udowadnianiu, że to ja będę najlepszym domem jechałam po nią do Częstochowy. I tak zaczęła się moja
przygoda z kotami.
Po kilku miesiącach kolejny przypadek sprawił, że pojawiła
się Tośka. Siedziała na ulicy, pokaleczona, głodna, przerażona. Był koniec listopada i padał śnieg. Na
pomoc przyszły wolontariuszki z Koterii. Miała być na chwilę, miałam być dla niej domem tymczasowym,
do czasu wyleczenia i znalezienia domu stałego. Po kilku miesiącach, gdy ta
przerażona kupka nieszczęścia po raz pierwszy pozwoliła się pogłaskać
wiedziałam, że nikomu jej nie oddam. I tak "tymczasuje" u mnie już
czwarty rok.
A która jest która? :)
OdpowiedzUsuń