piątek, 31 stycznia 2014

III.048





  






Pierwsza była Mela… Meluzyna. Myśl o przygarnięciu jakiegoś zwierza od jakiegoś czasu łaziła mi po głowie, nie były to jednak żadne konkretne plany. Aż zobaczyłam ją… a w zasadzie jej ogłoszenie.
Mały kociak, znaleziony gdzieś w jakiś krzakach, przygarnięty przez dobrych ludzi. Zobaczyłam i  wiedziałam, że to ta i żadna inna. Po kilku mailach i udowadnianiu, że to ja będę najlepszym domem jechałam po nią do Częstochowy. I tak zaczęła się moja przygoda z kotami.
Po kilku miesiącach kolejny przypadek sprawił, że pojawiła się Tośka. Siedziała na ulicy, pokaleczona, głodna, przerażona. Był koniec listopada i padał śnieg. Na pomoc przyszły wolontariuszki z Koterii. Miała być na chwilę, miałam być dla niej domem tymczasowym, do czasu wyleczenia i znalezienia domu stałego. Po kilku miesiącach, gdy ta przerażona kupka nieszczęścia po raz pierwszy pozwoliła się pogłaskać wiedziałam, że nikomu jej nie oddam.  I tak "tymczasuje" u mnie już czwarty rok. 

1 komentarz:

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.