Moja przygoda z kotami zaczęła się, gdy miałam około dziewięciu lat i bardzo,
bardzo chciałam mieć zwierzątko. Moi rodzice naprawdę się przestraszyli, gdy
upatrzyłam sobie małą, japońską myszkę, z bardzo długim, różowym ogonkiem -
wtedy mama postanowiła, że do naszej rodziny dołączy Kot. I tak, gdy wróciłam z
wakacji, zastałam w domu Bagira, pięknego, czarnego kocurka, który był z nami
przez 13 lat. Bagir był kotem wyjątkowym - z jednej strony po kociemu
niezależnym i dumnym, ale jednocześnie ciepłym i kochającym (wybrane osoby,
oczywiście)
Po jego śmierci nie wiedziałam, co ze sobą zrobić - nie byłam
przyzwyczajona do tego, że w domu nie ma kota (tym bardziej, że przez wiele lat
Bagir był dość gruby i ... tupał. To było jednym z bardziej przerażających
doświadczeń - że nikt w domu już nie tupał.) Wtedy dołączyła do rodziny
Amazonka, "kot bez znaków szczególnych", czyli najpiękniejszy buras
na świecie.
Amazonka jest kotem eleganckim, statecznym, idealnie okrągłym i...
trójnogim. Pamiętam, jak w momencie adopcji śmiałam się do weterynarza, że
przynajmniej moje kwiatki będą bezpieczne, bo kot nie wskoczy na parapet -
myliłam się. Ewidentnie Amazonce łapka jest zbędna - zawsze się dostanie tam,
gdzie chce się dostać (nawet jeśli by to oznaczało włażenie po pionowej
ścianie) i panuje w domu niepodzielnie.
Co zaś do
Puchacza - śmiejemy się z mężem, że jest naszym dzieckiem ślubnym (Amazonka zaś
nieślubnym) - pojawił się u nas dwa miesiące po ślubie i zawładnął sercami
całej naszej trójki. Jest ucieleśnieniem słodyczy, ukochaną przytulanką nas
obojga i Amazonki, która go traktuje jak własne maleństwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.