niedziela, 5 stycznia 2014

III.033

















Właściwie miał być psem. Dużym. Jest kot, a właściwie dwa. Za to duże i z nieco psim charakterem. Dzisiaj nikt z nas nie wyobraża sobie życia bez nich.
Choć są braćmi, trafiły do nas w odstępie roku. Pierwszy to nasz czarny kot magiczny – Druid. Kot, z którego pojawieniem się z wiecznie zapracowanej pary staliśmy się Mamą i Tatą i nasza para zmieniła się w wesołą rodzinę. Druid był najsłabszym kotem w stadzie – ostatni, chudy, zalękniony. Miał trudne dzieciństwo, ale jest żywym przykładem jak z brzydkiego kaczątka przy ogromnej miłości można stać się prawdziwym łabędziem.
Rok później znajomi szukali domu dla jego rudego brata. Został u nas „na jedna noc”, ale kotki tak się pokochały, że nie mogliśmy ich rozdzielić!
Dwa różne charaktery: mroczny introwertyk z empatycznym serduszkiem i uroczy ekstrawertyk, który jest gwiazdą i pozwala się wielbić.
A potem pojawił się nasz synek – wbrew logice i prawom medycyny. Dziecko niespodzianka. I zaraz później dołączyła do nas Mama – ukochana babcia całej naszej gromady.
Goldisia nazywamy Goldi Niania, bo nie odstępuje dziecka na krok. Druiś pilnuje juniora w nocy – zawsze śpi na fotelu przy łóżeczku.
Obydwa z radością biegną nas witać przy drzwiach, gdy wracamy do domu i pierwsze pakują się do walizek gdy szykujemy się do wyjazdu.
Czy jest łatwo? Nie. Budzenie w nocy, kiedy koty radośnie szaleją po domu, zbieranie sierści z kanapy, itd... Ale wystarczy jedno zmrużone kocie spojrzenie, aby tak drobne i przyziemne niedogodności nie przysłoniły tego, co jest w życiu naprawdę ważne: silnych więzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.