niedziela, 18 września 2016

VI.019

Dzień dobry, a pani do kogo? — powiedziała Amelka


Jestem Rudolf, król-królów


Amelia


Amelia i Kuku, jej ukochany


miłość... wygląda właśnie tak — westchnęła Amelka


Rudolf ma podobno dwie miny: nabzdyczoną i zaspaną...


Kuku nazywany jest Tatą Kuku, ponieważ często sprawuje opiekę nad najmłodszymi w stadzie kotami


Citra — zanim trafi do nowego domu, uczy się zmywać naczynia i przepychać zlewy 


Benia jest najstarsza — ma z pewnością 18 lat, a może i więcej?


Zakochana para — Kuku i Amelka


jakby ktoś nie wierzył — oto dowód


Benia nie słyszy i słabiej widzi — z tym widzeniem to nie wiem, jak jest, ale faktycznie nie słyszy, nawet jak nałożą w michy...


Jestem Tomasso i szukam domu — tak miałem powiedzieć?


Fotel w kolorze curry, na którym każdy kot prezentuje się wspaniale — nie macie takiego? Musicie sobie sprawić! 


Benia lubi pieszczoty...


...i nie lubi, kiedy się skończą


Tomasso szuka swojego domu wszędzie, chłopak rozgląda się i marzy o własnych kolanach i rękach do miziania


Citra jest bardzo energiczną dziewczyną...


...dlatego musi często ładować baterie, np. przekąskami.


kiedy przekąska jest taka pyszna...


że nawet Rudolf nie może się powstrzymać...


ale Citra przyssała się do tubki i warczy...


Tomasso i jego zmagania z jedzeniem zamkniętym w tubie


Bagira — piękna czarna dziewczynka, która także szuka domu


a jednak jest i trzecia mina Rudolfa na głodnego kotka


Citra nie odpuści piórkom — będzie ziajała jak pies, ale latać będzie dalej. Tomasso w tym czasie odpocznie.


Połączenie miny nabzdyczonej z zaspaną.


Bagira lubi ładnie wyglądać — musi znaleźć dom, w którym będzie miała taką okazję


Dość zdjęć — Bagira chce pieszczot...


Amelka oblega pudełko 


Kuku testuje fotel...


Rudolf udowadnia, że ma jednak więcej min — mina czwarta: kot lekko sfochany i potępiający


mina piąta: gotowy do głasków kochany kotek


mina szósta — jestem w siódmym niebie


mina siódma — zaskoczenie


mina ósma — he he he he he... kot roześmiany


Amelia postanowiła doprosić się o swoją porcję głasków


... za mało


... nie tu i nie tak (facepalm)


... o, wreszcie 


... kontynuuj 


... jak to już koniec?


mina dziewiąta — kot filozof albo kot totalnie obrażony




Jest takie Miasto, które należy do kotów. Nazywa się je Miastem Kotów. Jest w Piotrkowie Trybunalskim, jakby ktoś potrzebował dokładniejszych wytycznych. 

Tak, tym razem wywiało mnie odrobinę poza Łódź i miałam okazję poznać urzekające stado Dagmary i Marcina. Zanim jednak poznałam ich stado, pod drzwi doprowadził nas kot sąsiadki, który jest dokarmiany przez cały blok. Taki łazęga z niego. Nie jest natrętny — niespiesznie idzie za ludźmi, daje się prosić, ale nie leci na zabój. Po czym grzecznie siada na wycieraczce i czeka na michę. Wybitna postać. 

Tymczasem domowe stado to Benia (najstarsza dama), Rudolf (rudy przystojniak), Kuku (czarny kocur o wielkim sercu) i Amelka (urocza pręguska, miłość Kuku). To rezydenci. Myślę jednak, że podobnie jak trójka tymczasów, nie rozumieją idei kocich (zwierzakowych) fundacji i tych wszystkich domów tymczasowych. Także energiczna dziewczynka Citra (która na dniach powinna trafić już do swojego nowego domu), czarniutki młodzieniec Tomasso i przytulaśna, ale nie naprzykrzająca się Bagira uważają siebie za takich samych domowników, jak pozostała brygada. Dagmara — jak przystało na kocią opiekunkę — jest wielbicielką psów. Tak, dobrze czytacie. Zauważyłam, że to częsta zależność — w kocich fundacjach wbrew przypuszczeniom jest wiele psich osób, które większość swojego życia spędziły z psami. Okoliczności sprawiają jednak, że zakładają oni lub po prostu działają w kocich organizacjach. 
Miasto Kotów jest wypieszczoną Fundacją Dagmary, która zachwyca zdjęciami i bardzo poważnie podchodzi do adopcji kotów. Wizyty przedadopcyjne, ankieta — to nie żart. Nikt się nie wywinie. Dagmara chce mieć pewność, że jej podopieczni trafią do dobrych, kochających domów i będą bezpieczni, wielbieni (przecież wiemy, że kotom właśnie uwielbienie należy się najbardziej — oczywiście najpierw należy się micha, pełna micha). 
Koty, które zostały z Dagmarą i Marcinem to różne przypadki... np. Benia, starsza kotka, wzięta ze schroniska. Nie miała szansy na dom. Ludzie nie lubią starych zwierząt. Wedle dość swobodnych kalkulacji ma co najmniej osiemnaście lat. Ile może mieć faktycznie, nie wie nikt. Łącznie z nią, bo niby po co miałaby wiedzieć? Zapytałam Dagmarę, skąd wie, że Benia nie widzi i nie słyszy — w końcu nie znam się na tym, więc chciałam przy okazji uzupełnić braki: czy to się jakoś sprawdza i można np. stopień uszkodzenia narządów określić? Okazuje się, że tak. Ale dla Dagmary takim wyznacznikiem była właśnie — micha. Kiedy koty dostały kolację (przedkolację) wszystkie wyrwały na równych łapach do kuchni. Poza Benią, która nadal słodko spała i trzeba było babcię zanieść do kuchni i ustawić przed miską. Z tym jej niewidzeniem, to jednak nie dowierzam — świetnie wiedziała, gdzie ma się spojrzeć w obiektyw... 
Kuku ma lekkie naleciałości orientalne — wg mnie. Ma szerszy nos i buzię w serduszko. To pewno dlatego, że jest kochliwy. Jednak odkąd w jego życiu pojawiła się Amelka, jest jej wierny. Z równą czułością traktuje chyba jedynie kocie dzieci, którym przewodzi, które uczy i którymi się opiekuje. Mówią na niego Tata Kuku. Ten smukły chłopak jest przyjacielski, ale nie tak pewny siebie, jak Rudolf. 
Rudy kocur, który nie przepada za towarzystwem kotów, podejrzewany jest o posiadanie dwóch min. Podczas mojej wizyty postanowił udowodnić, że ma ich więcej i nie zawaha się ich użyć. Przesłodki, rozkoszny, czasami nawet zapomina o trzymaniu się z daleka od kocich podlotków — bo są przysmaczki, a przysmaczki niwelują istnienie zła we wszelkiej postaci. Logika Rudolfa bardzo mnie urzekła. Powinniśmy wszyscy mieć przysmaczki, na okoliczność spotkań ze "złem". 
Wspomniana już urocza pręguska Amelka, która jest wybranką serca Kuku, odwzajemnia uczucia kocura. Ich czułość jest niezwykła i sprawia, że można się rozpłynąć w słodyczy. Poza tym Amelka jest również przytulakiem i uwielbia głaskanie, mizianie, masowanie — do tego jest bardzo atrakcyjna i miniasta prawie tak samo, jak Rudolf. 

Prowadzenie fundacji dla zwierząt to duża odpowiedzialność i masa pracy. A to trzeba zrobić zdjęcia, bo pojawiły się nowe koty, a poprzednie zaczęły zapuszczać korzenie w domach tymczasowych, więc trzeba zrobić też zdjęcia zasiedziałym tymczasom. Trzeba obrobić zdjęcia. Trzeba dać ogłoszenia. Odłowić jakieś kociaki, odebrać od weterynarza, zawieźć do weterynarza... I znowu odłowić, bo chore, bo kastracja, bo... Praca w fundacji nie ma końca. A przecież jest jeszcze własna praca, ta codzienna, normalna praca, bez kotów. I jest jeszcze jakieś życie poza... Dlatego podziwiam Dagmarę i Marcina — założyli fundację, mają swoje życie ze swoimi kotami, ale pomagają też wielu innym. Parę kotek z Miasta Kotów już Wam pokazałam, a przed nami jeszcze kilka — czyli fundacja działa. I chociaż możecie powiedzieć: jak ktoś, kto ciągle biega za bezdomniakami, może dać odpowiedni dom kotu, skoro na nic nie ma czasu? — mam dowód na to, że może i da się. Widziałam taki dom. Byłam w nim i poznałam czwórkę rezydentów, którzy zaświadczyli, że to ich dom (na ścianach zdjęcia kocich rezydentów, włóczkowe podobizny kocich rezydentów) — ludzie płacą tylko rachunki, czyli prawdziwy koci dom... w Mieście Kotów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.