poniedziałek, 26 września 2016

VI.026











































Daszka — pies i uszy

Znowu zabieram Was na rodzinne spotkanie i znów będzie psiejsko.
Historia będzie, jak sądzę, bardzo miła, ponieważ Daszce, mimo trudnego początku życia, poszczęściło się.  Mam możliwość spędzać z nią dużo czasu i powiem Wam, że to niezwykle kochane, radosne i bystre stworzenie. Mała sunia z wielkimi uszami i uśmiechem na ryjku.
Do Zuzi i Piotrka trafiła zaledwie kilka miesięcy temu, a już sprawia wrażenie najszczęśliwszego psa na świecie. Myślę, że ma ku temu powody...

Zapraszam Was na krótką opowieść mojej siostry:


Ogłoszenie o Daszce — młodej suni wyrzuconej z trzema szczeniakami, która pilnie poszukuje stałego domu — znalazł Piotrek. Od jakiegoś czasu myśleliśmy o psie, jednak wydawało nam się, że są to dalekosiężne plany (za rok najwcześniej! — powtarzaliśmy). Wychowałam się w domu z ogrodem, w którym zawsze były psy. W ostatnich latach brakowało mi zwierzaka, jednak nie umiałam sobie wyobrazić życia z psem przy naszym trybie pracy i mieszkaniu w bloku. Jednak, kiedy zobaczyliśmy ogłoszenie, stwierdziliśmy, że musimy jej pomóc, to nasz pies. Nie zastanawialiśmy się długo i pojechaliśmy do Szczuczyna, gdzie Daszka (wtedy jeszcze była Zośką) przebywała w domu tymczasowym, uratowana przez życzliwych ludzi. 

Początki nie były najłatwiejsze. Przez zbyt wczesną rozłąkę ze szczeniakami, mieliśmy obolałą, nieszczęśliwą sunię, tryskającą mlekiem. Była bardzo strachliwa, bała się dosłownie wszystkiego. Do dzisiaj wiele rzeczy ją przeraża, jednak jest zupełnie innym pieskiem niż na początku: obecnie wesoła i towarzyska, nienasycona miłości i pieszczot. Pomimo ciężkiej przeszłości jest niesamowicie ufna wobec ludzi. Uważam, że mieliśmy ogromne szczęście — trafiliśmy na naprawdę spokojną i łagodną sunię.

Trochę obawialiśmy się, czy pies w małym mieszkaniu, w bloku, to dobry pomysł, jednak stwierdziliśmy, że Daszka jest na tyle małym pieskiem, że nasz metraż jej wystarczy. Poza tym staramy się zapewniać jej możliwie jak najwięcej ruchu na powietrzu. Wymagało to oczywiście mocnego przeorganizowania naszego dotychczasowego stylu życia i pewnych wyrzeczeń, ale było warto. Mamy wspaniałego członka rodziny! Nie wyobrażamy sobie teraz domu bez psa.
[Zuzanna Kann]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.