Nigdy nie lubiłam kotów (trauma z dzieciństwa): zdradliwych, szemranych stworzeń, które tylko na ciebie czyhają — udają miłe, mruczą, aby po chwili, gdy im się odwidzi, zharatać twoje dłonie ostrymi pazurami. Oczywiście do krwi. Nie, nie, nie, wszystko, tylko nie koty!
Przyszedł styczeń 2014, a w mej głowie (i sercu) pojawiła się potrzeba kochania kogoś jeszcze. Wszystkie rozmyślania w kierunku wyboru gatunku prowadziły do tego nieszczęsnego kota — no, bo rybki są fajne, ale to mało kontaktowe zwierzątka, co nie? Stwierdziłam, że ok, że może jednak kot, ale taki co nie gryzie, nie skacze, NIE DRAPIE — ogólnie taki mało koci ten mój kot miał być.
Tak trafiłam do hodowli ragdolli. I przepadłam. Filon kończy w tym miesiącu dwa lata. Jest spełnieniem moich marzeń — nie gryzie, nie wskoczy wyżej niż na 50 cm i nigdy nie wyciąga pazurów w kontakcie z człowiekiem. Jest bardzo towarzyski, zawsze uważa, że goście tak właściwie to przychodzą do niego. Mimo wyjątkowo łagodnego usposobienia to prawdziwy drapieżca, który od szóstego miesiąca życia wcina surowe mięso. Dobrze, że to ja je "upolowuję", bo z jego refleksem musiałby być na wiecznej fit-diecie. Zazdrośnik i szlachcic — trzeba go adorować i prosić o możliwość głasków. Podchodzisz — głaszczesz — on ucieka, ale patrzy, czy za nim idziesz — idziesz — kocie szczęście i mruczanki.
Fabiolę zarezerwowałam, gdy jeszcze jej mama nie była w ciąży. Muszę zaznaczyć, że choć Filoś i Biola mają tę samą mamę, to charaktery już zupełnie różne. On szlachcic, a ona prawdziwa "Ślązaczka", choć spod Krakowa. Jest konkretna, chodzi jak słoń (tup!tup!tup!). Do niedawna miała też problem z wagą, bo zjadało jej się więcej, niż brzuszek mógł zmieścić. Jak jej się coś nie podoba, to głośno protestuje. Jest wylewna — sama przychodzi na tulanki, przy których mruczy tak głośno, że aż ciężko uwierzyć, że tak się da. Trochę histeryczka (w przeciwieństwie do brata — autentycznego stoika), jednak bardzo urocza i powabna. Zawsze powtarzam, że gdyby była człowiekiem, to mężczyźni by ją uwielbiali, a kobiety nienawidziły. To prawdziwa kokietka.
I tak popadłam w jednej skrajności w drugą — od wielkiej antypatii do szaleńczej miłości do kotów. Moje koty są bardzo wyjątkowe i mogłabym opowiadać o nich godzinami, ale ich największym osiągnięciem jest to, że kiedyś zamieszka u mnie kocia bieda, taka ze schroniska. Dzięki moim futrzakom pokochałam koty — wszystkie. I już się ich nie boję.
Bardzo piękne zwierzaki. dla każdego posiadacza kota jego futerko jest wyjątkowe,najpiękniejsze,najmądrzejsze. Dla mnie taka jest moją Frania- dachowiec,ale jaka piękna i mądra!
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy!
Chciałam w myśl promowanych zasad i używanego słownictwa zasugerować, że kota się nie posiada, a ma... Ponieważ jest się jego opiekunem, a nie właścicielem :)
UsuńRównież Kociąfranię pozdrawiamy :)