Buka i Jogin
Nie było łatwo umówić się z psem za pośrednictwem kota. Ten duet jest nierozłączny, dlatego w pewne słoneczne południe pojechałam na spotkanie z wyjątkowym psem i jego kumplem. Chłopaki zabrali na spacer bezsierstnych opiekunów, żeby się też trochę przewietrzyli. No i w końcu ktoś musiał rzucać piłkę i tulić. W drodze powrotnej mimo GPS'a zgubiłam się tylko dwa razy, ale to już temat na inny blog. Ponieważ Jogin jest kotem wyjątkowym, to on napisał o swoim kumplu. Czytajcie, oglądajcie i poczujcie moc tej przyjaźni...
Cześć! Tu Jogin — kot. Tak jestem kotem, ale nie byle jakim kotem...
Jestem majestatycznym, najwspanialszym, najprzystojniejszym zmotoryzowanym
kotem artystą, blogerem, malarzem... No dość o mnie, wiem, jestem wspaniały!
Dziś chcę wam opowiedzieć o moim najlepszym kumplu Buce. Buka, bo tak mu na imię, jest psem, ma wielką głowę, wielkie łapy, paszczę
jak lew i ogon, którym potrafi robić huragan!
Bukol ma jakieś trzy lata, przyjechał z terenów nadmorskich z jakieś hodowli,
nie znam się na tym, więc pominę ten temat, opowiem wam, jak go poznałem. Gdy przyjechałem do Ciotki ze schroniska na dom tymczasowy, początkowo bałem
się tego psa... W końcu to pies a ja jestem kotem. KOTEM! Początkowo chowałem się przednim i unikałem go... Na trzeci dzień do mojego luksusowego apartamentu przyszedł on, wielki trzydziestosześciokilogramowy
Buka.. i co zrobił? No co??? POLIZAŁ MNIE!! Oszalałem! Myślałem, że mnie zje, popuściłem aż w pieluchę, ale on polizał
mnie, popatrzał i powiedział: "Hej, zostawiam ci buziaka". BUZIAKA??? OSZALAŁ!! Albo i ja oszalałem... Przychodził do mnie parę razy
dziennie i zostawiał mi buziaki... Zacząłem je liczyć 1, 2, 3, 4, 15, 21... To nie
miało końca... Moja fryzura legła w gruzach... Ale za to miałem darmowy żel do włosów. Po paru kolejnych dniach przyzwyczaiłem się do zostawianych mi buziaków, nie
bałem się już Buki, wręcz przeciwnie okazał się bardzo pomocny... Gdy kiedyś utknąłem w drzwiach, bo zahaczyłem nogami o framugę, przyszedł i
mnie popchnął, pomagając mi się wydostać z tej pułapki. Innym razem przyniósł mi
masę zabawek... Zrobiłem sobie z nich fajny plac zabaw. Okazało się też, że jego
ogon ma super moce i potrafi nim machać dzień i noc! Oczywiście zrobiłem sobie z
tego użytek, super zabawka do łapania, podczepić jakieś piórka i można
gonić. Staliśmy się kumplami, wszystko robimy razem. Nawet chodzimy razem na
spacery. Koty na dzielnicy aż kwiczą z zazdrości... Taka obstawa...? Godna kociego Picasso!
Mógłbym wam opowiadać wieczność o naszych wspólnych przygodach, ale dziś
krótko, bo chcę wam w ten sposób pokazać, że nie liczy się wygląd zewnętrzny i to,
co mówią ludzie... "Patrz, idzie pies morderca!" albo "Jeszcze nie zjadł tego
kota?", "Nie głaskaj tego psa, bo ci rękę odgryzie"... Lecz liczy się to, co ma się w
środku, a ten pies ma WIELKIE SERCE dla wszystkich zwierząt, które są w
potrzebie. Nie jestem jego pierwszym niepełnosprawnym kumplem... W naszym domu mieszka
ich trochę. Ale on dba o wszystkich, każdemu zostawia buziaki i dla każdego
znajdzie chwilę na wspólne zabawy lub po prostu na wspólne błogie lenistwo na
dywanie. Kocham tego psa i koniec, kropka! Mówcie sobie, co chcecie...
Pozdrawiam Jogin — kot na wózku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.