wtorek, 1 sierpnia 2017

VII.023


Okruszek





Coffie








Latte














[i tak kończy się z kicakami spotkania... czekam na kolejne zgłoszenia — królikowe!]



Mam słabość do wszelkich stworzeń. Ale kotów i psów jest pod dostatkiem, więc ewentualne braki kocio- i psiotowarzyskie mi nie doskwierają. Coraz częściej jednak odczuwam brak ptactwa (dlatego dokarmiam w parku kaczki i gołębie — tak, specjalną karmą, nie chlebem!) i istot, których na co dzień nie mam pod ręką. Do tej grupy zaliczają się króliki, które kuszą mnie, ale też każą przemyśleć kwestię: zachcianka? Czy odpowiedzialność? Jeżeli to drugie, to muszę się wstrzymać z adopcją króla. 
Pewnie do czasu. Dlatego, kiedy spotykam osoby z królikami, wypytuję je dokładnie o opiekę nad nimi i wymagania poszczególnych delikwentek i delikwentów. A muszę przyznać, że króliki potrafią mieć wysokie wymagania — w końcu to króle i królowe, nie ma co się dziwić.
Swoją kolejną w tej edycji sesję zawdzięczam Oli, która nasłała mnie na swoją koleżankę z informacją, że Patrycja ma króliki, dużo królików. Faktycznie Patrycja ma króliki. Trzy piękne puszyste, miziaste uszaki. No, może z tą miziastością trochę przesadziłam, bo do głaskania przyszedł tylko jeden i to chyba ten, po którym wszyscy najmniej się tego spodziewali. Ale od początku. 
Patrycja najpierw przygarnęła Kofiego (Coffee, Fofi, Fosiu), który okazał się pożywką dla węża... — Dobrze czytacie! — Która za bardzo urosła, a tym samym nie było sensu, by królika trzymać. Chłopak miał sporo szczęścia i jest szansa, że dużej traumy się nie nabawił. Może nawet żył w pewnym stopniu nieświadomy swojego losu, który i tak go ominął. Było to cztery lata temu. Fosiu nabrał masy, stał się dorodnym czarnym królem, który skruszyłby wiele serc, gdyby tylko zdecydował się na taki krok. Kofi jest wielbicielem jedzenia. Pierwszy dopada do podawanych przysmaków i stara się wybrać te najlepsze. Podczas mojej wizyty pokazał, jak to się robi: jeżeli najlepsze (zielone) jest na spodzie, należy wstrząsnąć parę razy pojemnikiem i go na siebie przechylić. Sukces murowany. Pozostała dwójka nawet się nie zdążyła połapać, że było jakieś zielone na spodzie... 
Okruszek trafił do Patrycji i Szczepana z... bagażnika. Królik znudził się dziecku, więc zamieszkał w stodole. Wreszcie jego opiekunowie zdecydowali, że może warto go oddać, bo u nich nie ma życia — faktycznie nie miał. Wyglądał koszmarnie. Okruszek (Uszek, Pierdoła) jest umaszczenia szynszylowatego, a na główce ma śliczną białą kreskę. Jest uroczy, chociaż troszkę zagubiony. Przyglądał mi się uważnie i pozował. Kiedy za pierwszym razem pokazał, jak całuje świnkę-maskotkę, nie zdążyłam zrobić zdjęcia. Pozłorzeczyłam na siebie i poprosiłam o powtórkę. Doczekałam się. A później miałam głaskać. Ten śliczny króliś pozwolił mi na wygłaskanie. Zaszczyt dla mnie! Okruszek zwykle spóźnia się na przysmaki i jest dość gapowaty. Kończy się tym, że potrafi siedzieć w misce i zajadać — taki królik w warzywach — danie dla wegan, idealne do oglądania.
Swoją drogą te żarty kulinarne, które pojawiają się w odniesieniu do królików, są pewnie dla wielu opiekunów utrapieniem... Zastanawiałam się nad tym i dochodzę do wniosku, że ludzie generalnie są dziwni. Potrafią na widok drugiego człowieka, dziecka, małego zwierzaka powiedzieć, że jest słodkie i do schrupania... Nie wiem, czy można im ufać i np. zostać z nimi sam na sam. Jak sądzicie?
Wracając do królików Patrycji i Szczepana — została nam jeszcze ostatnia postać — Latte nazywana Kwiczołkiem. Dziewczynę wystawił ktoś w pobliżu Manufaktury, w kartonie, zimą. Gratulujemy! Tak czy inaczej, Latte została znaleziona przez Patrycję i zamieszkała z dwoma panami. Jednym większym, drugim tej samej wielkości, co ona, czyli mniejszym. Dogaduje się z chłopakami doskonale, ale widać też, że babka z niej łebska, bo głowę na karku ma i kombinować potrafi, kiedy chłopaki jakoś nie bardzo wiedzą, jak zdobyć przysmak, ona ma to już dawno opracowane. Nie jest jednak tak, że jedzenie zjada sama — dzieli się zdobyczami. Jest bardzo koleżeńską spryciulą. Swoje drugie imię (Kwiczołek) zawdzięcza faktowi, że potrafi dźwięczeć, co u królików podobno częste nie jest. Tymczasem ona sobie kwiczy. Teraz po dwóch latach już mniej, ale zdarza jej się. 

Gdybyście kiedyś chcieli przekupić królika, to u Patrycji działa arbuz, truskawka, banan i... ziarenka słonecznika. Rodzynki też mogą być. Ale banan... Ten widok powoduje radość. Króliki są jednak piękne i rozkoszne. Warto jednak pamiętać, że są też wymagające i trzeba mierzyć siły na zamiary, bo króliki trzeba zabezpieczać szczepieniami (bez wymówek!) i trzeba dbać o ich paznokcie, zęby, futerko, uszy, oczy... No i królik to zobowiązanie długoterminowe. Prawie jak kredyt na kawalerkę... (którą królik z chęcią pomoże Wam urządzić). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.