Świnoujście,
20.08.2017
"Siostra,
chcesz kota?" — "Tak, chcę"
Był listopad.
Brat pracował przy odprawie podróżnych zmotoryzowanych na duże
promy płynące do Szwecji. Pociągi towarowe, ciągniki siodłowe,
samochody osobowe, duży ruch ludzi i maszyn. Tak wygląda większość
miejsc odpraw (czy to lotnisko, czy port).
Wynajmowaliśmy
z baratem mieszkanie. Wcześniej zapytaliśmy, czy ewentualnie może
przebywać tam zwierzątko. Czułam, że wisi coś w powietrzu. Brat
bał się "dużych" psów, a ja nie akceptuję małych
"ujadaczy", więc wiedziałam, że wcześniej czy później
w mieszkaniu pojawi się kot. Zaczęłam czytać, czego można się
spodziewać, bo przecież mieć kota to nie to samo, co oglądać
piękne zdjęcia w internecie. Zawsze marzyłam o rudym dachowcu, ale
bardzo podobały mi się też hybrydy kota domowego z dzikim
(Bengale, Ashery, Savannah). Byle nie pingwinek.
Byłam w pracy, kiedy usłyszałam w słuchawce – "Siostra chcesz kota? Bo koleżanka
wzięła jego siostrę, a kocurka nie chce, bo są złośliwe".
Swoją drogą
ciekawe podejście — kocurki są złośliwe. Nie sprawdzili podogonia,
wydali wyrok, skoro jedno kocię było "oną", to drugie
musi być "onym". Złapały się małe pchełki, bo jedna z
nich skaleczyła się w łapkę (koteczka). Druga nie umiała samodzielnie nic zrobić. Sparaliżowana strachem została w miejscu
(kocurek).
Tak oto ciapa trafiła do wynajmowanego mieszkania. Kuwetką stało się pudełko
po butach przycięte maksymalnie, bo sierota nie umiała wejść do
czegokolwiek, co miało wyższe brzegi. Zarobaczone, odwodnione,
głodne sześciotygodniowe kocię. Zanim podeszła sama do
człowieka, minęły trzy tygodnie. Zaufanie przyszło dużo później.
Brat jak usłyszał, że mogło się urodzić w drugiej połowie
października, natychmiast z uciechy podał domniemaną datę
urodzenia Pchełki w tym samym dniu, co on ma urodziny.
U weterynarza
sprawdziliśmy podogonie. No i trzeba było się wstrzymać z nadaniem
imienia. Z początku miał być Gumiś Grafi, a nadaliśmy ostatecznie imię Nasturcja.
Nasturcja jest
bardzo bojaźliwym kociakiem. Nie wychodzi, kiedy obcy są w domu. Nie
lubi hałasu. Nie daje się głaskać. Żyje obok człowieka. Nie jest
nachalna i nie lubi tego w człowieku.
Jak to się
stało, że Nasturcja została ze mną? No cóż. Rzeczywistość
weryfikuje pewne postawy.
Kot nie siedzi w
miejscu i nie wygląda ładnie (do czasu aż człowiek się nim
należycie nie zaopiekuje). Z kuwety śmierdzi. Jedzenie w misce nie
pachnie fiołkami (szczególnie na początku, kiedy popełniałam błędy
w żywieniu). Żwirek i kłaki są wszędzie. Kot nie słucha, gdzie ma nie wchodzić (stół, pokój mojego brata, szafy). Kot
czasem coś podrapie, zniszczy. Trzeba uważać na uchylone okna.
I mimo że
Nasturcja ma pełno przydomków (Mała Krowa, Flądra, Gnidoł,
Nasturcjusz, Muffinka), to i tak nie zamienię jej na żadnego rudego, czy
z rodowodem.
Tyle chciałabym
napisać o tym małym słodziaku, ale znamy się krótko. Nastka w
tym roku kończy 3 latka.
Jeżeli
Nasturcja przewróciła mieszkanie do góry nogami, to Ananas zrobił
z niego kołowrotek...
Biały,
delikatnej urody kocurek z bursztynowymi oczami. Czego tu nie kochać? A jednak. Nie miał szczęścia. Jako małe ośmiotygodniowe kocię
trafił na pracownika schroniska koło bramy tego przybytku. Długo za kratami nie pobył, został wyadoptowany po około trzech godzinach.
Trafił do mnie, jak miał dziesięć miesięcy i dość bogatą historię zaliczonych domów.
Kastrację maił w ósmym miesiącu i jeszcze długo "pachniał"
kocurem. Od kwietnia do listopada był leczony na "brud w
uszach", który spowodowany był prawdopodobnie złym
odżywianiem. Na szczęście już wtedy byłam świadoma jak karmić koty i wyszliśmy z problemów dość "szybko".
Snow? Mustafa?
Tajfun? Takie imiona miał, zanim do mnie trafił. Ostatnie całkiem
trafione. Ja nadałam mu imię A N A N A S. Dlaczego? Bo jest słodki
(ale uroczy wygląd to nie wszystko) i idealnie jego imię się
komponuje z synonimem słowa ananas (chuligan, urwis).
Na początku dał
się poznać jako kot zaczepiający wszystko i wszystkich. Nasturcja
była kotem "podłogowym", więc kot, który "latał"
pod sufitem, był całkowitą odmianą w mieszkaniu. Wrzeszczał za
każdym razem, jak zobaczył coś nowego. Na sytuacje stresowe
reagował wrzaskiem i niekontrolowanymi skokami pod sufit. Stres
rozładowywał, ganiając Nasturcję i wyrywając jej kłaki.
Załatwiał się do kuwety, jak szedł "za grubszą potrzebą",
siusiu leciało do odpływów (co w połączeniu z tym, że był
świeżo po kastracji, dawało straszny odór). Wszystko trzeba było
(i nadal trzeba) chować do lodówki, bo nawet do chleba czy pączka
umiał się dobrać w nocy, albo pod nieobecność opiekuna. Kot
demolka. Nie miałaś babo problemu, to wzięłaś kocura z
ogłoszenia.
Ananasa poznałam
przez koleżankę z pracy. "Moja znajoma dostała podrzutka, ma
już swoje koty – może chcesz?". Oczywiście, że myślałam
już wcześniej o dołączeniu do stada jeszcze jednego kota.
Przemyślałam decyzję, sprawdziłam finanse (Nasturcja niedojadała
wszystkiego i duże ilości jedzenia wynosiłam do kotów WŻ, więc drugi kot był dobrą opcją, żeby nie wyrzucać jedzenia).
Po roku Ananas i
Nasturcja się zgrały. Nie ma między nimi jakiejś wielkiej miłości
(błąd przy przyłączeniu nowego członka stada, Ananas przyjechał
do mnie bez transportera – został wypuszczony na nowy teren i
koniec), ale nie dochodzi do scysji i nawet czasem wspólnie się
bawią.
Jest duża
rozbieżność charakterów. Ananas kocha się przytulać, bawić i
broić, to jedyny kot, który się wita ze wszystkimi wchodzącymi do
domu. Idealny wujek dla kotów, które są czasem na DT u mnie.
Cierpliwy do maluchów i umie ustawić starszaków. Uwielbia skakać
za "zajączkami" z lusterka. Niaś skończył dwa latka w
kwietniu. Nasturka jest cicha, stroni od kontaktu bezpośredniego,
ale zawsze jest niedaleko i doskonale obserwuje pozostałych
domowników.
Jestem pewna, że mam idealne
kociaki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.