piątek, 11 sierpnia 2017

VII.028

Frodo

Tesia 



Azja


Afera







Jazzy





Tesiowa łapa zafundowana na wejściu
Bo zawsze był ktoś wcześniej...

Jakiś czas temu ktoś z moich znajomych wysyłam Aleksandrę do mnie, ale pojawiła się ostatecznie dopiero w VII edycji — z dwoma psami i trzema kotami. Zanim zaczęła się historia, którą za chwilę przytoczę, był Kaktus i Bimber. Obaj pozostali w pamięci — nic dziwnego, to oni tę sagę zapoczątkowali. 
Kaktus był kotem, mądrym i pięknym kotem. Pewnego dnia pojawiła się dama do towarzystwa — Jazzy — młody wypłosz, który po jakimś czasie zniknął, zaginął. Aleksandra rozwiesiła na osiedlu plakaty, szukała w internecie, czy komuś kot się nie przybłąkał — nic. Kota nie było. Trwały poszukiwania Jazzy. Zgłaszali się różni ludzie, za każdym razem to nie była ona. Któregoś dnia zadzwonił telefon ze schroniska: "mamy pani kotkę". Drżące serce. Radość. Obawa... Nie, to nie ona. Jednak Aleksandra doszła do wniosku, że skoro już przyjechała na miejsce i jest w schronisku, to może jednak weźmie tę podobną do Jazzy kotkę? Tak pojawiła się Azja. Kiedy Azja zadamawiała się i poznawała nowy dom, telefon zadzwonił ponownie: "przybłąkał się kot". Tym razem to była Jazzy. Robiło się zimno i najwyraźniej nie chciała już mieszkać na ulicy, poszła więc za obcą osobą do domu. Może wiedziała o plakatach? Może liczyła na to, że ktoś zadzwoni? Wróciła do domu. 
Kaktus zmarł. Bimber też. Zostały samotne dwie kocie panny.
Na drodze Aleksandry pojawiła się Tequila, zwana Tesią. Niektórym może się wydawać, że to gryfon albo wilczarz. Tesia jest jednak córką labradorki i jakiegoś "psa zza płotu". Jest niezwykle sympatyczna i pozytywnie nastawiona do wszystkich. Już na wstępie podarowała mi brzuch do miziania i łapki do masowania. Największą radością dla Tequili jest bliskość z człowiekiem. 
Dwa koty i pies, to wystarczająca ekipa, by mieć, co robić. Jednak w międzyczasie okazało się, że ktoś likwiduje hodowlę main coonów i ma jeszcze jednego kocurka na zbyciu, takiego na już... Kaktus też był rudy... Decyzja, czy Frodo ma zamieszkać w domu Aleksandry zapadła dość szybko. 
I tu praktycznie stado było w całości. Wszyscy zadowoleni. Wszyscy bezpieczni.

A jednak nie wszyscy. 
Afera to pies, którego ktoś porzucił. Znaleziona w lesie, przyczepiła się do sąsiadki Aleksandry, a ta przywiozła ją domu. "Już wtedy był plan, żeby były u nas dwa psy" — wspomina Aleksandra. Ale miał to być duży samczyk, dostojny i spokojny. Kiedy jednak pojawiła się suczka do złudzenia przypominająca owczarka niemieckiego, tyle że w miniaturce, wiadomo było, że zostanie. Afera znalazła dom u Aleksandry — i chociaż sama opiekunka przyznaje, że czasami traciła nadzieję i opadała z sił, zawsze myślała sobie jedno: "jeżeli ja ją oddam, to kto da jej dom?"
Prawdopodobnie już nikt. Afera jest żywym srebrem. Wszędzie jej pełno. Ekscytuje się absolutnie wszystkim. Stresuje przez to Azję, a pozostałe dwa koty też wolą unikać spotkań z rozentuzjazmowaną Aferą. Potrzebne było wsparcie behawiorystki. Potrzeba było wielu prób dotarcia do suni. Powoli widać tego efekty. 

Aleksandra chyba nigdy nie sądziła, że będzie miała takie stado, że jej rodzina będzie tak różnorodna gatunkowo i charakterologicznie. Nie wiem, czy wiedziała, że jej miłość do zwierząt odziedziczy jej syn — widać jasno, że ma to chłopak w genach. I co najważniejsze — tak u Aleksandry, jak i u części jej podopiecznych zawsze był ktoś wcześniej: ktoś, kto zrobił wrażenie, wpłynął na dalsze życie, na sposób postrzegania... Ktoś, kto skrzywdził lub nic nie zrobił, chociaż mógł zrobić wiele (dobrego). Patrząc na tę rodzinę, czuć radość i bezpieczeństwo. Chciałam napisać spokój, ale przypomniałam sobie Aferkę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.