Historia Gabrysia
W zasadzie wszystko potoczyło się bardzo szybko. Kota miałam
adoptować dopiero jak wprowadzę się do nowego mieszkania, już na swoje. Jednak
nagle zaczął chorować jeden z moich szczurów, przez dwa miesiące walczyliśmy z
nowotworami, które jednak wygrały. Szczurki to zwierzęta stadne, więc oddałam
drugiego szczurka do nowego domu, a wtedy pojawiła się pustka. Od małego
wychowywałam się wśród zwierząt… Dom szczęśliwy to dom miauczący, szczekający,
hałasujący. I tak jakoś wyszło, że zaczęłam przeglądać kocie i psie adopcje,
najpierw zwierząt młodych, później wyrwało się to spod kontrolni i napotkałam
zdjęcia Gabrysia.
Gdy pierwszy raz go spotkałam nie zwracał na mnie uwagi,
zakochany we właścicielach z domu tymczasowego, gdzie był pierwszym
wychowankiem. Poprosiłam o kilka słów o początkach Gabrysia i dostałam taką
notkę od DT, pełną miłości i tęsknoty za tym wspaniałym kocurem:
„Schronisko bardzo źle działało na Gabrysia, wyglądał na
przestraszonego wciśnięty w najdalszy kąt metalowej klatki. Spędził w niej dużo
czasu, bo wraz z kotami z tego samego domu, zapadł na kalciwirozę, musiał być
leczony i oddzielony od pozostałych mieszkańców schroniska. W samotności, bez
kociej ani ludzkiej czułości i w morzu obcych zapachów. Znalazł się w
Schronisku po tym, jak jego opiekunka została eksmitowana z mieszkania. A wraz
z nią kilkanaście kotów...
Zabraliśmy go do nas - skulony, apatyczny, z głową
odwróconą i unikający spojrzenia. Dopiero po dwóch dniach odważył się na chwilę
rozluźnić, głaskany przytulił się do ręki człowieka i zaczął mruczeć. Całkowity
brak agresji wobec ludzi, spokój, przytulaśna natura i niezwykła uroda
spowodowały, że stał się moim ulubieńcem. Jednak schronisko pozostawia po sobie
ślad w pierwszych miesiącach od adopcji. Gabryś miał więc w sobie lęk, który
kierował przeciw drugiemu kocurowi. Chociaż pochodzili z tego samego domu,
mieli różne charaktery i Gabryś uznał lękliwego słabszego Oliwiera za
zagrożenie. Chęć bronienia swojego terytorium i zdobytego z trudem
bezpieczeństwa powodowała bierną agresję Gabrysia wobec Oliego. Nie chciał go
wpuszczać do pokoju, a zwłaszcza do łóżka opiekunów, dumnej fortecy, a do tego
jakże wygodnej. Naszym porannym i wieczornym rytuałem stało się przychodzenie
Gabrysia do łóżka na mizianie. Gdy kładłam się i gdy budziłam się, wskakiwał i
domagał się głaskania, włączał traktorek i odpływał w rozanieleniu. Dopiero po
upływie kilku tygodni wyszedł z depresji na tyle, by zacząć się bawić i z
biegiem czasu coraz skoczniej gonił za wędką. Pod koniec pobytu u nas nie
poznawaliśmy Gabrysia, miał w sobie energię i chęć życia. Niestety przez narastający
konflikt z Olim musiał zostać oddany do dalszej adopcji. Bardzo po nim
płakałam. Ale też zapoczątkował serię następnych adopcji i przekształcenie
naszego niewielkiego lokum w Dom Tymczasowy.”
Gdy już znalazł się u mnie początkowo schował się pod
piekarnikiem. Szukaliśmy go z paniką cały dzień bojąc się, że wyskoczył przez
okno. W porze obiadowej zaczął skrobać w swojej kryjówce i zgrabnie wysunął
półeczkę, przez co prawie dostaliśmy zawału.
Pierwsza noc była okropna. Do 5 nad ranem Gabryś budził mnie
przytulając się, a po kilku sekundach biegł pod drzwi i miauczał. Później cały
dzień spędził na półce w wieszaku na ubrania, którą musiałam przearanżować na
jego legowisko i tak też zostało do teraz. Następnego wieczora opanował kanapę
i powoli zaczął się przyzwyczajać do domowników. Po tygodniu już zaczął broić,
towarzyszyć mi w kuchni i w łazience, kłócić się o to czyja jest poduszka,
reagować na wołanie. Bardzo boi się nowych osób, jednak szybko przyzwyczaja się do nich, zaś swoje ulubione osoby nagradza głośnym, uspokajającym mruczenie, nie
tylko za mizianie. Czasami wystarczy położyć się obok niego i już jest
najszczęśliwszym kotem na świecie – przewraca się na plecy i prosi o mizianie
po brzuszku.
Ale fajny rudzielec
OdpowiedzUsuńPięknie z Twojej strony, że zdecydowałaś się na adopcję. Ja też od małego wychowywałam się wśród zwierząt. Niestety teraz oboje z mężem pracujemy całymi dniami i nie chciałabym zostawiać zwirza (kocia czy psa) w domu na tyle godzin samego. Ale może kiedyś w przyszłości, gdy nasze życie nieco się uspokoi zaadoptujemy malucha, tak jak Ty :)
OdpowiedzUsuńJeśli pracujecie oboje, weźcie 2 koty. Będą świetnie dawały sobie radę gdy nie będzie Was w domu. Koty świetnie dają sobie radę, gdy ich opiekunowie są poza domem. Wystarczy kuweta, miska z wodą i garść chrupek.
UsuńMnie też nie ma cały dzień w domu, a mam 3 koty - w tym Sisi - dawniej Ada - wzięta z tej samej grupy co Gabryś.
piękna historia...
OdpowiedzUsuńGabryś został adoptowany z wrocławskiego schroniska?
OdpowiedzUsuń