Sześć kotów Ani – a każdy znaleziony, uratowany,
przygarnięty. Każdy z własną historią, którą odmienił znajdując sobie Anię.
Pstrokate, wesołe stadko. Jednak wiadomo jak jest z kocimi indywidualistami –
mogą po prostu akurat nie mieć ochoty na sesję zdjęciową. W ten sposób z
sześciu kotów Ani tylko trzy łaskawie pozwoliły na pokręcenie się w ich
otoczeniu, a tylko jedna koteczka brała udział w zdjęciach z prawdziwą
radością.
Najstarsza, trzynastoletnia kotka – Czarna miała co prawda
ochotę na pieszczoty, ale zdjęcia? Co to, to nie – magicznym sposobem sprawiła,
że mój aparat się zawiesił i mogła się dać wygłaskać w spokoju, kiedy fotografka w
panice oglądała swój sprzęt. W końcu Czarna jako głowa kociej rodziny i
pierwszy kot w życiu Ani zawsze wszystko musi zrobić po swojemu. Ma do tego
pełne prawo.
Na zdjęcia nie miała ochoty także Coco - dymna w białe łatki, ale zagapiła
się i nie zdążyła uciec, dzięki czemu wzięła udział w zdjęciach łagodnie
uwięziona w objęciach swojej Dużej. Coco jest delikatną, nieśmiałą koteczką i
zdjęcia ją stresowały. Jednak potem cały czas kręciła się w pobliżu.
Za to Kasia odnalazła się w roli modelki. Czy w ten sposób z
piórkiem wyglądam ładnie? A może inaczej przekrzywię łepek? Kasia była
tymczasowym podopiecznym, szybko jednak postanowiła, że to tutaj właśnie chce
zostać i zaplanowała strategię. Przypuściła frontalny atak na serce ojca Ani.
Spójrzcie na to biało-bure cudo – biedak nie miał szans w tym starciu. Kasia
została, uwielbia biegać po podwórku i bawić się z resztą kotów.
Bimber, buro-biały ulubieniec Ani także po jakimś czasie oswoił
się z aparatem i moim towarzystwem. Bawił się piórkami i gonił się z Kasią. Bimberek jest leniwym kocurkiem, który uwielbia spędzać czas drzemiąc na poduszkach. Oczy otwiera, żeby sprawdzić, po której stronie stoi miska.
Przed zdjęciami uciekła bura Fretka – jak wyszłam okazało
się, że spała zagrzebana gdzieś w poduszkach. Dopiero wieczorem do domu
spokojnie wrócił sobie Perek – bury kot-gigant. Oboje z niewinnymi minami
twierdzili, że absolutnie nie słyszeli żadnego nawoływania, naprawdę.
Dobrze mieć tyle kotów, zawsze któryś się napatoczy pod obiektyw :)
OdpowiedzUsuńdokładnie takie samo przemyślenie miałam, jak pojechałam fotografować koty rodziców i z kilku sztuk zrobiło się tylko parę ;)
Usuń