Nigdy więcej kotów! - czyli słów kilka o kotce, Venus.
Pamiętam ten dzień kiedy sama sobie złożyłam taką przysięgę i pamiętam ten wrześniowy poranek kiedy otworzyłam drzwi i o mało nie zdeptałam przerażonej biało-szarej bidy patrzącej na mnie proszącym wzrokiem. Wychodziłam do pracy myślami błądząc już po urlopowych planach.
Nie chciałam kota! Nie chciałam zwierzęcia w ogóle. Miałam wyjechać na długie wakacje i beztrosko korzystać z uroków egzotyki.
Ale jak to mówią kociarze: to nie my wybieramy kota, to koty wybierają nas...
Tamtego ranka spóźniłam się do pracy, po południu zakupiłam kuwetę i karmę.
Z każdym dniem w domu przybywało kocich gadżetów, a ja wciąż upierałam się, że nie chcę mieć kota.
Biało-szare futro okazało się kotką. Piękną i rozczulającą, sprytną i przebiegłą. I w każdym nawet najmniejszym detalu podobną do mojej poprzedniej Koteczki, po odejściu której obiecałam sobie, że kotów więcej mieć nie będę...
Venus zdecydowała, że zostaje ale w swej łaskawości dała mi chwilę abym przyzwyczaiła się do tego faktu.
Od tamtego poranka minęło 3 lata.
Venus zawładnęła domem i moim sercem i stałyśmy się praktycznie nierozłączne.
Razem śpimy, jemy, razem podróżujemy, razem tworzymy.
I nie wyobrażam sobie żeby miało jej nie być.
Jest prawdziwą kocią księżniczką. Nie jada byle czego, nie sypia gdzie bądź. Głośno żąda aby kuweta była sprzątana NATYCHMIAST po jej wizycie. Wybiera sobie ludzi, którym pozwoli się pogłaskać.
Czasami jednak zapomina o swoim królewskim pochodzeniu i zamienia się w prawdziwe tornado
Mnie wzrusza i rozczula jej bezgraniczne zaufanie do mnie, gdy podróżujemy, przemieszczamy się. W drodze ufnie śpi na moich kolanach, a na miejscu po prostu układa się na moich rzeczach wiedząc, że skoro ja jestem w pobliżu nic jej nie zagraża.
Mamy swoje rytuały... Poranne wspólne picie kawy połączone z mizianiem, wieczorne oglądanie telewizji, czy zasypanie w określonej pozycji.
Venus ma tę cudowną kocią zdolność głuchnięcia gdy coś nie jest godne jej uwagi, ale też kociej empatii, gdy mnie akurat potrzebne jest pocieszenie. Wskakuje mi wtedy na kolana, zagląda głęboko w oczy i pomiaukuje, albo mruczy zapewniając, że wszystko będzie dobrze, bo przecież... jesteśmy razem.
Nigdy nie mów nigdy - oto czego nauczyła mnie Venus.
To najpiękniejsza lekcja w moim życiu i oby trwała wiele wiele lat.
Bo koty są dobre na wszystko.
Na wszystko, co życie nam niesie.
Bo koty, to czułość i bliskość
na wiosnę, na lato, na jesień.
A zimą – gdy dzień już zbyt krótki
i chłodnym ogarnia nas cieniem,
to k o t - Twój przyjaciel malutki
otuli Cię ciepłym mruczeniem.
Piękna historia...
OdpowiedzUsuńOjej, prawie się popłakałam ze wzruszenia :)
OdpowiedzUsuńKicia robi kapitalne miny :)
OdpowiedzUsuńBardzo piękna opowieść :)! I zdjęcia też oczywiście :D.
OdpowiedzUsuńMoja najpiękniejsza ;-)))
OdpowiedzUsuń