czwartek, 17 lipca 2014

IV.021








Chester

Chester trafił do naszego życia i domu w sierpniu 2012 roku. Byliśmy zdecydowani, że będziemy adoptować kota, nie wiedzieliśmy tylko skąd. Znajomy dał nam namiary na Fundację Agapeanimali.  Zadzwoniliśmy i odwiedziliśmy kotulnię tej fundacji w Poznaniu. Dziewczyny były bardzo miłe, ale koty bardzo nieufne. W zasadzie tylko jedna kotka była nami zainteresowana. Dziewczyny zaczęły z nami rozmawiać i uświadamiać, że adopcja kota to poważna decyzja. Chodzi o odpowiedzialność za żywą istotę!!! Mieliśmy się przygotować - m.in. założyć siatkę na balkon, kupić legowisko, transporter, miseczki. W międzyczasie dostaliśmy telefon, że w jednym z domów tymczasowych właścicielka ma problem. Był tam kotek, którego nie tolerowała rezydentka i trzeba było szybko poszukać mu innego domu. Kotek był mały - miał około 3 miesiące. Nie było co się długo namyślać, po prostu pojechaliśmy do niego. Gdy weszliśmy kotek skakał, był bardzo ufny, tulił się do nas i chciał się bawić. I to bardzo przyjazne nastawienie aż tak pozytywnie nas zaskoczyło, że wyciągnęliśmy transporter, a Chester po prostu do niego wszedł i pojechaliśmy do domu. 

Pierwsza noc była chyba większym stresem dla mnie niż dla niego. Pamiętam, że za każdym razem, jak wracałam z pracy jedyne o czym myślałam to by jak najszybciej znaleźć się w domu z Chesterem. Początki były szalone, wie o tym każdy kto ma kociaka, np. ganianie swojego ogona dokładnie na nogach męża o 2.00 w nocy i inne szaleństwa. Ale od razu wiedzieliśmy, że adopcja Chestera to była najlepsza decyzja w naszym życiu. Z czasem nasz mały łobuz wydoroślał, trochę spoważniał, ale ganiania po całym mieszkaniu z moją gumką do włosów nie odmówi. 

Po pół roku zaszłam w ciążę i spędzając więcej czasu w domu z Chesterem poznałam go, można powiedzieć, na nowo. Nie słuchałam „dobrych” rad, że skoro jestem w ciąży, to powinnam koty omijać z daleka. Wręcz przeciwnie, starałam się jak najwięcej dowiedzieć, w jaki sposób najlepiej przygotować Chestera na nowego członka rodziny. Oczywiście Chester musiał sprawdzić czy aby na pewno wózek wygodny (sypiał zresztą w gondoli myśląc pewnie, że to nowe legowisko), czy łóżeczko wygodne i przewijak. Przychodził do naszego łóżka, gdy byliśmy razem z Natalią i wąchał ją oczywiście. Początkowo trzymał się raczej na dystans. Zresztą kilku miesięczna Natalia była mało ruchliwa. Ale jak tylko zaczęła spędzać czas na podłodze, pełzać czy raczkować interesował się tym bardzo - czasami uciekał, ale obserwował bacznie. Chester już jako dorosły kot jest raczej niedotykalski. Jak masz coś dobrego do jedzenia to daj, ale nie miziaj. No a żeby dać się dotknąć Natalce na razie się nie decyduje... Ale z czasem po prostu z nią się oswoił. Teraz da się dotknąć, ale jak nie podoba mu się coś, to potrafi też małą pacnąć. Mój mąż twierdzi, że z czasem będą spać razem w łóżeczku… Zobaczymy.

Magdalena Bąk

4 komentarze:

  1. Były dom tymczasowy pozdrawia! Cieszymy się że wyrósł na takiego pięknego kocura!;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten kot wniósł dużo radości w naszym życiu, cieszymy się, że jest z nami :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chesterku i Ciociu super historia ! trafiliście na wspaniałego koteła a on na kochanych człowieków <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe zdjęcia!
    Portret rodzinny idealny do oprawienia w ramkę :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.