Mój ósmy cud świata
Mój ósmy cud świata, znacznie
odbiegał od standardowego wyobrażenia cudu. Mój ósmy cud świata - Filemon, był chory. Niewiele pamiętam chwil,
patrzyłam w jego małe kocie oczka.
Filemon, gdy miał trzy
miesiące zachorował na świerzb. Weterynarz do którego początkowo się udaliśmy
nie wykrył świerzbu, leczył go na zapalenie skórne, co jak później się
dowiedzieliśmy tylko pogorszyło sprawę. Filemon przestał chodzić, przeważnie
spał, przestał załatwiać się do kuwety, siusiał pod siebie, przestał otwierać
oczy, bo jego skóra była zbyt zgrubiała i zbyt ciężka by trzymiesięczny kociak
miał siłę ją unieść i otworzyć oczka.
Filemon był bardzo chory.
Całe jego ciało zamieniło się w pancerzową skorupę. Co gorsza cały czas się
drapał i drapał. Przydreptywał do nas i kładł się na brzuchu, domagając się
pieszczot. I miauczał, ciągle przeraźliwie miauczał.
Zdecydowaliśmy się odwiedzić
jeszcze jednego weterynarza, szukając
ratunku. I wtedy nastąpił przełom. Zostały wykryte dwie odmiany
świerzba: skórny i uszny. Lekarz stwierdził, że nasz Filemon, biedny wtedy już
czteromiesięczny kociak, ma najbardziej rozwinięty świerzb, jaki widział u
jakiegokolwiek kota. Naszemu Filemonowi zostały zrobione zdjęcia i przyszli
weterynarze będą uczyli się o nim podczas zajęć. Nasz Filemon przeszedł do
historii... Jednocześnie zostaliśmy postawieni przed trudną decyzją, musieliśmy
zdecydować czy podać naszemu kotu lek o nazwie Ivermektyna (który nie jest
zatwierdzony dla kotów i który może upośledzać układ nerwowy). Mieliśmy do
wyboru, albo jego śmierć, albo próbę leczenia niezatwierdzonym lekiem.
Podjęliśmy walkę o czteromiesięcznego kociaka i… Udało się…
Dziś Filemon biega jak szalony po całym
mieszkaniu, z łóżka na okno, z okna na biurko, z biurka na regał, z regału na
szafę. Wykrada nam paluszki i frytki z talerza, po czym przychodzi do nas z
paluszkiem w pyszczku, rzuca nam na kołdrę, a jego oczy mówią "Rzuć mi" - więc rzucamy. Filemon uwielbia
swoje odbicie w lustrze, uwielbia wodę - to nic, że po walce z kranem jest cały
mokry! To zupełnie nic, ponieważ jest niesamowicie szczęśliwym kotem i co
najważniejsze, to zupełnie nic, ponieważ żyje.
Piekne! Jak dobrze widziec dookola ludzi, ktorym sie chce! Ktorzy kochaja i sa w stanie poswiecic wiele i dazyc do celu aby pomoc istotce, ktora w swej bezradnosci skazana jest na marny koniec. My, ludzie mozemy wiele! Serce peka z dumy jak takie uratowane stworzonko potrafi odwdzieczyc sie miloscia za okazana dobroc. Kiedy rano mruczacy pyszczek przytula policzek do naszego i juz wiesz, ze to bedzie udany dzien :-) Czysta milosc skondensowana w puchatym futerku, zapatrzonych oczkach i slodkim mrrrrr! Oby jak najwiecej takich osob, pozdrawiam serdecznie razem z moimi futerkami :-)
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiamy i liczymy na częstsze odwiedziny
UsuńLudzie mogą bardzo wiele, wystarczy żeby chcieli.. Żeby choć trochę pomyśleli, zanim podejmują pochopnie jakąś decyzję..
UsuńPozdrawiam ciepło i również zapraszam do częstszych odwiedzin. :)
Trudna decyzja, ale opłaciła się. Niech rośnie zdrowo!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że teraz będzie już z górki. Póki co żyje pełnią życia, biega, szaleje i tak dalej. ;)
UsuńWspaniale, że daliście mu szansę na życie, warto było a teraz ile obustronnej radości! Cudowny kociak! Brawa dla Was!
OdpowiedzUsuń